W noc naszej rocznicy wrócił późno i pachniał obcymi perfumami: Jeszcze tego samego wieczoru dowiedziałam się, kto je nosi

Siedziałam w ciemności, wpatrując się w czerwone światło zegara na ścianie. 23:47. W dłoniach obracałam kieliszek z niedopitym winem, a cisza w salonie była tak gęsta, że niemal czułam ją na skórze. Każde tyknięcie zegara wbijało się w moją głowę jak igła. To miała być nasza noc – dziesiąta rocznica ślubu. Zamiast tego siedziałam sama, próbując nie myśleć o tym, gdzie jest Michał.

Gdy w końcu usłyszałam klucz w zamku, serce podskoczyło mi do gardła. Drzwi otworzyły się powoli. Michał wszedł do środka, rzucił klucze na komodę i nawet nie spojrzał w moją stronę. Pachniał obcymi perfumami – ciężkimi, słodkimi, zupełnie innymi niż te, których używałam ja. Przez chwilę stałam nieruchomo, próbując złapać oddech.

– Gdzie byłeś? – zapytałam cicho, a mój głos zabrzmiał obco nawet dla mnie.

Michał westchnął i zdjął płaszcz.

– Praca się przeciągnęła. Mówiłem ci przecież.

– Praca? – powtórzyłam z goryczą. – Wiesz, które jest godzina?

Nie odpowiedział od razu. Przez chwilę patrzył na mnie z tym swoim zmęczonym wyrazem twarzy, który kiedyś kochałam, a teraz wydawał mi się tylko maską.

– Nie rób sceny, Anka – rzucił w końcu i ruszył do sypialni.

Stałam tam jeszcze chwilę, czując jak łzy napływają mi do oczu. W głowie miałam tylko jedno pytanie: kim ona jest?

Jeszcze tej samej nocy nie mogłam zasnąć. Michał chrapał obok mnie, jakby nic się nie stało. Ja leżałam z szeroko otwartymi oczami i czułam na sobie ten zapach – nie mój, nie nasz. Obcy. Wstałam po cichu i wyszłam do kuchni. Wzięłam telefon i zaczęłam przeglądać jego wiadomości. Zawsze ufałam Michałowi, nigdy nie sprawdzałam jego telefonu… Ale tej nocy coś we mnie pękło.

Wiadomość od „Kasia (praca)”: „Dziękuję za cudowny wieczór. Jeszcze czuję Twój zapach na sobie…”

Zrobiło mi się niedobrze. Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę, ale zamiast tego usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Cicho, żeby nie obudzić dzieci.

Nad ranem Michał znalazł mnie w kuchni.

– Co ty tu robisz? – zapytał zaspanym głosem.

Podniosłam na niego wzrok i podałam mu telefon.

– Chcesz mi coś powiedzieć?

Przez chwilę patrzył na ekran, potem na mnie. Widziałam w jego oczach strach i… ulgę? Jakby czekał na ten moment od dawna.

– Anka… To nie tak…

– To dokładnie tak – przerwałam mu. – Zdradzasz mnie z Kasią z pracy. Naszą rocznicę spędziłeś z nią.

Nie zaprzeczył. Usiadł naprzeciwko mnie i schował twarz w dłoniach.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie chciałem cię skrzywdzić.

Zaśmiałam się gorzko.

– To po co to zrobiłeś?

Nie odpowiedział. Siedzieliśmy tak długo w milczeniu, aż dzieci zaczęły się budzić. Musiałam się pozbierać – dla nich.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Michał próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale ja nie chciałam słuchać. Każde jego słowo bolało mnie bardziej niż poprzednie. Mama dzwoniła codziennie, wyczuwała coś w moim głosie.

– Aniu, wszystko w porządku?

– Tak, mamo – kłamałam. – Po prostu jestem zmęczona.

W końcu nie wytrzymałam i pojechałam do niej z dziećmi. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a ona patrzyła na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem.

– On cię zdradził? – zapytała nagle.

Zacisnęłam usta i kiwnęłam głową. Mama objęła mnie ramieniem.

– Co zamierzasz zrobić?

Nie wiedziałam. Z jednej strony chciałam wyrzucić Michała z domu i zapomnieć o nim na zawsze. Z drugiej… byliśmy razem tyle lat, mieliśmy dzieci, wspólne życie. Czy można to wszystko przekreślić przez jeden błąd?

Wieczorem zadzwonił Michał.

– Anka, wrócisz do domu? Musimy porozmawiać.

Pojechałam. Czekał na mnie w salonie, nerwowo chodząc tam i z powrotem.

– Kocham cię – powiedział od razu. – Popełniłem błąd, ale chcę to naprawić. Proszę cię… daj mi szansę.

Patrzyłam na niego długo. Widziałam łzy w jego oczach i czułam jego rozpacz. Ale czułam też własny ból i gniew.

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam szczerze.

– Spróbujmy terapii… Dla dzieci…

Zgodziłam się na terapię małżeńską, choć nie wierzyłam już w nasze szczęście. Każda sesja była jak rozdrapywanie świeżej rany. Michał próbował się zmienić, był obecny w domu, pomagał przy dzieciach… Ale ja ciągle czułam ten zapach perfum Kasi, który już na zawsze miał kojarzyć mi się ze zdradą.

Minęły miesiące. Powoli zaczynałam odzyskiwać równowagę – nie dzięki Michałowi, ale dzięki sobie samej. Zaczęłam chodzić na jogę, spotykać się z przyjaciółkami, wróciłam do pracy na cały etat. Michał widział zmianę we mnie i chyba bał się jej bardziej niż mojej złości.

Pewnego dnia usiedliśmy razem przy stole po kolejnej sesji terapii.

– Anka… Jeśli chcesz odejść… Zrozumiem – powiedział cicho.

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Chcę być szczęśliwa – odpowiedziałam tylko.

Tydzień później spakował walizkę i wyprowadził się do wynajmowanego mieszkania na drugim końcu miasta. Dzieci płakały pierwsze dni, ale potem zaczęły przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości. Ja też płakałam – nocami, kiedy nikt nie widział.

Dziś mija rok od tamtej nocy. Siedzę przy tym samym stole z kieliszkiem wina i patrzę przez okno na rozświetlone ulice Warszawy. Jestem sama… ale spokojna. Odbudowałam siebie kawałek po kawałku i wiem już jedno: nigdy więcej nie pozwolę nikomu odebrać mi poczucia własnej wartości.

Czy można wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o coś, co już dawno przestało istnieć? Może czasem trzeba pozwolić odejść… żeby odnaleźć siebie?