„Testament, który odebrał mi wszystko”. Mąż zostawił cały majątek obcej kobiecie – a ja zostałam z niczym
— Marta, musisz być silna — powiedziała mama, ściskając mnie za rękę tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Siedziałyśmy w dusznym gabinecie notariusza, a ja czułam, jak pot spływa mi po plecach. Obok mnie siedział Adam, brat mojego zmarłego męża Piotra. On też wyglądał na spiętego, ale nie tak jak ja. Ja byłam rozbita na milion kawałków.
Piotr zginął nagle. Wypadek samochodowy na trasie do Poznania. Zawsze mówiłam mu, żeby nie jeździł nocą, ale on miał swoje zdanie. Zawsze miał swoje zdanie. Przez pierwsze dni po jego śmierci nie mogłam uwierzyć, że już go nie ma. Że nie wróci do domu z torbą pełną zakupów i nie rzuci mi kluczyków na stół z tym swoim półuśmiechem.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Notariusz rozłożył papiery na stole i spojrzał na mnie z powagą. — Pani Marto, proszę się przygotować. Testament państwa męża jest… nietypowy.
Poczułam, jak serce mi przyspiesza. Adam odchrząknął nerwowo.
— Zgodnie z wolą zmarłego — zaczął notariusz — udziały w firmie oraz większość oszczędności przechodzą na panią Annę Nowak.
— Kogo? — przerwałam mu drżącym głosem. — Kim jest Anna Nowak?
Notariusz spojrzał na mnie współczująco. — To osoba wskazana przez państwa męża jako beneficjentka.
Poczułam, jak świat wiruje. Adam spuścił wzrok. Mama ścisnęła moją dłoń jeszcze mocniej.
— To jakiś żart? — wyszeptałam. — Przecież Piotr nie znał żadnej Anny Nowak!
Ale to nie był żart. To był początek końca mojego świata.
Wyszłam z kancelarii jak w transie. Mama próbowała mnie objąć, ale odepchnęłam ją delikatnie i pobiegłam do samochodu. W środku wybuchłam płaczem. Jak to możliwe? Przecież byliśmy razem od dziesięciu lat! Wspólne wakacje nad Bałtykiem, remont mieszkania w bloku na Mokotowie, wieczory z winem i serialami…
Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Adam próbował się ze mną kontaktować, ale nie odbierałam telefonu. W końcu przyszedł do mnie osobiście.
— Marta, musimy pogadać — powiedział cicho, stojąc w progu mojego mieszkania.
— O czym? O tym, że mój mąż zostawił wszystko obcej kobiecie?
Adam spuścił głowę.
— To nie tak…
— To jak?! — krzyknęłam. — Wiedziałeś o niej?
— Domyślałem się… Piotr ostatnio był jakiś inny. Często wyjeżdżał niby służbowo…
Zalała mnie fala gniewu i rozpaczy jednocześnie.
— Dlaczego nikt mi nic nie powiedział?!
Adam wzruszył ramionami bezradnie.
— Może nie chciałem widzieć prawdy…
Zamknęłam drzwi przed jego nosem.
Przez kolejne tygodnie próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek o Annie Nowak. Przeszukałam wszystkie dokumenty Piotra, jego komputer, telefon… Nic. Żadnych śladów. Jakby ta kobieta nie istniała.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do firmy Piotra. Tam spotkałam Ewę, jego asystentkę.
— Ewa, błagam cię… Kim jest Anna Nowak?
Ewa spojrzała na mnie z litością.
— Marta… Piotr bardzo cię kochał. Ale był pogubiony. Anna to… ona pracowała kiedyś w naszej firmie. Była chora, miała poważne problemy finansowe. Piotr jej pomagał…
— Pomagał? Przekazując jej cały majątek?!
Ewa spuściła wzrok.
— Nie wiem wszystkiego. Ale wiem, że Piotr czuł się za nią odpowiedzialny. Może coś ich łączyło…
Wróciłam do domu jeszcze bardziej skołowana niż wcześniej. Czy mój mąż miał romans? Czy po prostu chciał pomóc komuś w potrzebie? Dlaczego nie powiedział mi prawdy?
Mama próbowała mnie pocieszać:
— Może to była tylko pomoc… Może Piotr miał dobre serce…
Ale ja już nie wierzyłam w żadne „może”.
Zaczęły się problemy finansowe. Musiałam sprzedać samochód, potem część biżuterii po babci. Mieszkanie było wspólne, więc przynajmniej dach nad głową mi został. Ale czułam się upokorzona i zdradzona.
Znajomi zaczęli się ode mnie odsuwać. Jedni szeptali za moimi plecami o „tej Annie”, inni udawali, że nic się nie stało. Tylko Basia, moja przyjaciółka z liceum, była przy mnie cały czas.
— Marta, musisz walczyć o siebie! — powtarzała mi uparcie.
Ale jak walczyć, kiedy wszystko cię przerasta?
Któregoś dnia dostałam list polecony od Anny Nowak. Drżącymi rękami otworzyłam kopertę.
„Szanowna Pani,
Rozumiem Pani ból i żal. Piotr był dla mnie kimś ważnym, ale nigdy nie chciałam niszczyć Waszego małżeństwa. Byłam ciężko chora, a on uratował mi życie – dosłownie i finansowo. Nie wiem, dlaczego zdecydował się przekazać mi majątek. Jeśli chce Pani porozmawiać – jestem gotowa.”
Przeczytałam ten list dziesięć razy. W końcu zadzwoniłam pod podany numer.
Spotkałyśmy się w kawiarni na Powiślu. Anna była blada i drobna, wyglądała na starszą ode mnie o kilka lat.
— Przepraszam — powiedziała od razu. — Nigdy nie chciałam tego wszystkiego.
Patrzyłam na nią długo w milczeniu.
— Czy byłaś z nim… razem?
Pokręciła głową.
— Nie tak jak myślisz. Byliśmy sobie bliscy przez chorobę i samotność… Ale nigdy nie przekroczyliśmy tej granicy.
Nie wiem, czy jej uwierzyłam. Ale poczułam ulgę – pierwszy raz od miesięcy.
Minął rok od śmierci Piotra. Nadal mam żal i mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Ale powoli uczę się żyć na nowo – dla siebie, nie dla niego.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy kiedykolwiek naprawdę znałam człowieka, z którym dzieliłam życie? Czy można wybaczyć zdradę – nawet jeśli była niema i ukryta pod płaszczykiem dobrych uczynków?