Tajemnice pod powierzchnią: Dlaczego mój mąż mnie okłamywał?

– Co to jest, Piotr? – zapytałam, trzymając w dłoni wydruk z banku. Moje serce waliło jak młot, a głos drżał mi ze złości i niedowierzania. Piotr stał w progu kuchni, z torbą na ramieniu, jakby właśnie wrócił z pracy. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, potem spuścił wzrok.

– To nie tak, jak myślisz – powiedział cicho.

– Więc jak? – syknęłam. – Dlaczego od miesięcy przelewasz pieniądze do Anny? Przecież mówiłeś, że nie macie już ze sobą kontaktu!

W tej chwili świat przestał istnieć. Była tylko ta kuchnia, zapach przypalonej kawy i on – mój mąż, którego nagle nie poznawałam. Przez lata wierzyłam, że jesteśmy drużyną. Że po tym wszystkim, co przeszliśmy – jego rozwód, moje poronienie, wspólne budowanie domu na kredyt – nic nas nie złamie. A jednak…

Piotr usiadł ciężko przy stole. Widziałam, jak zaciska pięści.

– Anna… miała problemy. Zaciągnęła dług jeszcze zanim się rozstaliśmy. Komornik groził jej zabraniem mieszkania. Nie chciałem cię martwić. Myślałem, że to szybko się skończy.

– Nie chciałeś mnie martwić? – powtórzyłam z goryczą. – A co z naszym kredytem? Z planami na dziecko? Z tym, że ledwo wiążemy koniec z końcem?

Nie odpowiedział. W tej ciszy usłyszałam wszystko: jego wstyd, moje rozczarowanie i coś jeszcze – pęknięcie, którego nie da się już naprawić.

Przez następne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Piotr wracał późno, ja udawałam, że śpię. W pracy nie mogłam się skupić; koleżanka z biura, Magda, zapytała nawet, czy wszystko u mnie w porządku. Skłamałam, że to tylko zmęczenie.

Wieczorami siedziałam na balkonie i patrzyłam na światła miasta. W głowie miałam tysiące pytań: Czy naprawdę go znam? Czy to jedyne kłamstwo? Dlaczego nie potrafił mi zaufać?

Pewnej nocy nie wytrzymałam. Weszłam do salonu, gdzie Piotr oglądał mecz.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Wyłączył telewizor i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Chcę wiedzieć wszystko – zaczęłam. – Nie tylko o Annie. O wszystkim, co przede mną ukrywasz.

Piotr westchnął ciężko.

– Bałem się, że cię stracę – powiedział po chwili ciszy. – Po tym wszystkim… po twoim poronieniu… Nie chciałem dokładać ci zmartwień. Anna… ona groziła, że jeśli jej nie pomogę, powie ci o wszystkim sama. Byłem głupi.

Zrobiło mi się niedobrze. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z mieszkania i nigdy nie wrócić.

– Więc pozwoliłeś jej szantażować naszą rodzinę? – spytałam z niedowierzaniem.

– To nie tak… Po prostu… Chciałem chronić ciebie i nas.

Nie odpowiedziałam. W tej chwili poczułam się zupełnie sama.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Dziecko, słyszałam twój głos przez telefon… Co się dzieje?

Zawsze byłam silna przy niej. Tym razem pękłam.

– Mamo… Piotr mnie okłamywał. Pomaga swojej byłej za naszymi plecami. Nie wiem już, co robić.

Mama milczała przez chwilę.

– Kochanie… Musisz pomyśleć o sobie. O tym, czy możesz mu jeszcze ufać.

Te słowa chodziły za mną przez kolejne dni. Zaczęłam zauważać rzeczy, których wcześniej nie widziałam: ukradkowe rozmowy Piotra przez telefon, jego nerwowość przy wspólnych zakupach, unikanie rozmów o przyszłości.

W końcu postanowiłam spotkać się z Anną. Umówiłyśmy się w kawiarni na Starym Mieście. Przyszła spóźniona, ubrana w drogi płaszcz.

– Czego chcesz? – zapytała bez ogródek.

– Chcę wiedzieć prawdę – odpowiedziałam spokojnie. – Ile jeszcze będziecie mnie okłamywać?

Anna uśmiechnęła się ironicznie.

– Twój mąż zawsze był naiwny. Myśli, że może wszystkich uratować. Ale ty chyba też nie jesteś bez winy? Może gdybyś była bardziej obecna…

Poczułam, jak zalewa mnie fala gniewu.

– To nie twoja sprawa – syknęłam. – Jeśli jeszcze raz spróbujesz szantażować Piotra albo mieszać się w nasze życie, zgłoszę sprawę na policję.

Anna wzruszyła ramionami i wyszła bez słowa.

Wracałam do domu z poczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Wiedziałam już jedno: muszę postawić granice. Wieczorem spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy.

Piotr dzwonił przez całą noc. Pisał wiadomości: „Wróć”, „Porozmawiajmy”, „Przepraszam”.

Nie odpowiedziałam od razu. Potrzebowałam czasu dla siebie.

Dopiero po tygodniu zgodziłam się na rozmowę. Spotkaliśmy się w parku pod naszym blokiem.

– Kocham cię – powiedział Piotr od razu. – Ale rozumiem, jeśli nie potrafisz mi już zaufać.

Patrzyłam na niego długo.

– Nie wiem jeszcze, co zrobię – odpowiedziałam szczerze. – Ale wiem jedno: nigdy więcej nie pozwolę się okłamywać.

Dziś mieszkam sama z kotem i powoli układam życie na nowo. Czasem myślę o Piotrze i zastanawiam się: czy można odbudować coś po tylu kłamstwach? Czy lepiej nauczyć się być szczęśliwą samą ze sobą?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?