Nie chcę już być silna – historia o tym, jak wszystko się rozsypało

Nie chcę już. Nie chcę już być silna, nie chcę już walczyć, nie chcę już udawać, że wszystko jest w porządku. Siedzę na zimnej podłodze w kuchni, w dłoniach ściskam kubek z herbatą, która dawno wystygła. Wiem, że zaraz wróci do domu, a ja nie mam już siły na kolejną rozmowę, kolejne kłamstwa, kolejne łzy.

Moja historia nie zaczęła się dramatem – byłam zwyczajną dziewczyną z małego miasta pod Łodzią. Miałam kochających rodziców, młodszą siostrę, Martę, z którą dzieliłam wszystko: sekrety, ubrania, marzenia. Zawsze powtarzałam, że nie ma na świecie nikogo, komu ufałabym bardziej niż jej. Nawet kiedy wyjechałam na studia do Warszawy, dzwoniłyśmy codziennie, a ona przyjeżdżała do mnie na weekendy, śmiejąc się, że stolica to nie dla niej.

To właśnie Marta poznała mnie z Michałem. Przystojny, cichy, z tym swoim nieśmiałym uśmiechem. Zakochałam się od razu. Byliśmy razem przez pięć lat, zanim się pobraliśmy. Nasz ślub był skromny, ale szczęśliwy – rodzina, przyjaciele, dużo śmiechu i tańca. Marta była moją świadkową. Pamiętam, jak płakała podczas składania przysięgi, a potem ściskała mnie tak mocno, że aż zabrakło mi tchu.

Przez pierwsze lata wszystko układało się dobrze. Michał dostał pracę w banku, ja pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego. Mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu na Retkini, nie było luksusów, ale byliśmy razem. Kiedy urodził się nasz syn, Kuba, myślałam, że niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia. Marta była chrzestną, pomagała mi przy dziecku, gotowała obiady, kiedy ja nie miałam siły. Była wszędzie – w moim życiu, w moim domu, w moim sercu.

Z czasem zaczęłam zauważać drobiazgi. Michał coraz częściej znikał wieczorami, tłumacząc się nadgodzinami. Marta wpadała do nas nawet wtedy, gdy mnie nie było – zostawiała ciasto, sprzątała, czasem zostawała na noc, kiedy Michał miał dyżur. Nie podejrzewałam niczego złego. Przecież to moja siostra. Przecież to mój mąż. Przecież ufam im bezgranicznie.

Wszystko runęło pewnego listopadowego wieczoru. Kuba miał gorączkę, a ja wróciłam wcześniej z pracy. W domu było cicho, tylko z sypialni dobiegały stłumione głosy. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ich razem. Moja siostra, mój mąż. Ich spojrzenia, przerażenie, wstyd, a potem cisza, która trwała wieczność.

– To nie tak, jak myślisz – wyszeptała Marta, ale jej głos drżał. Michał nie powiedział nic. Po prostu patrzył na mnie, jakby czekał na wyrok.

Wybiegłam z domu, zostawiając za sobą wszystko. Przez kilka godzin błąkałam się po mieście, nie wiedząc, co zrobić. Zadzwoniłam do mamy, ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. W końcu wróciłam do mieszkania, bo wiedziałam, że Kuba mnie potrzebuje. Michał siedział w kuchni, zapłakany, a Marta już nie było.

– Przepraszam – powiedział tylko. – To był błąd. To się już nie powtórzy.

Nie odpowiedziałam. Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Chodziłam do pracy, opiekowałam się Kubą, ale w środku byłam martwa. Marta dzwoniła, pisała, błagała o rozmowę. Mama przyjechała do mnie, próbowała mnie pocieszyć, ale czułam tylko pustkę.

Po tygodniu Marta przyszła do mnie do pracy. Czekała na mnie pod szkołą, zmarznięta, z podkrążonymi oczami.

– Musisz mnie wysłuchać – powiedziała, łapiąc mnie za rękę. – To nie miało znaczenia. To był tylko jeden raz. Michał był pijany, ja też… To był najgorszy błąd mojego życia. Błagam cię, nie odtrącaj mnie.

Patrzyłam na nią i nie poznawałam własnej siostry. Jak mogła mi to zrobić? Jak mogła zniszczyć wszystko, co miałyśmy?

Wróciłam do domu i po raz pierwszy od tygodnia wybuchłam płaczem. Michał próbował mnie przytulić, ale odepchnęłam go. Przez kolejne miesiące żyliśmy obok siebie – dla Kuby, dla rodziny, dla pozorów. Ale w środku wszystko we mnie umierało. Przestałam rozmawiać z Martą, przestałam ufać Michałowi. Zaczęłam pić. Najpierw lampka wina do kolacji, potem dwie, trzy. W końcu nie potrafiłam zasnąć bez alkoholu.

Mama próbowała mnie ratować. Zabierała Kubę na weekendy, żebym mogła odpocząć. Przychodziła, sprzątała, gotowała. Ale ja nie chciałam pomocy. Chciałam tylko zapomnieć. Michał coraz częściej zostawał w pracy na noc. Kuba pytał, dlaczego tata nie wraca do domu, dlaczego mama płacze. Nie umiałam mu odpowiedzieć.

Pewnego dnia Marta przyszła do mnie znowu. Stała pod drzwiami, płakała, błagała, żebym jej wybaczyła.

– Jesteś moją siostrą – mówiła przez łzy. – Nie mam nikogo poza tobą. Proszę, nie zabieraj mi rodziny.

Zamknęłam jej drzwi przed nosem. Nie potrafiłam wybaczyć. Nie potrafiłam zapomnieć.

Michał w końcu wyprowadził się do kawalerki na Bałutach. Zostawił mi mieszkanie, płacił alimenty, odwiedzał Kubę w weekendy. Ja zostałam sama. Próbowałam się podnieść, ale nie umiałam. Każdy dzień był walką o przetrwanie. Przestałam chodzić do pracy, przestałam odbierać telefony. Mama zabrała Kubę do siebie, bo nie byłam w stanie się nim opiekować.

Któregoś dnia obudziłam się na podłodze w kuchni, z pustą butelką wina obok. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam kogoś obcego. Zrozumiałam, że jeśli nie zrobię czegoś teraz, stracę wszystko. Poszłam na terapię. Zaczęłam powoli wracać do życia. Michał próbował wrócić, ale nie potrafiłam mu zaufać. Marta wyjechała do Gdańska, próbując zacząć od nowa. Mama wspierała mnie, jak tylko mogła.

Dziś siedzę w tej samej kuchni, w której wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło. Kuba wrócił do mnie, powoli odbudowujemy naszą relację. Michał jest tylko ojcem mojego dziecka. Marta czasem dzwoni, ale ja wciąż nie potrafię jej wybaczyć.

Nie chcę już być silna dla innych. Chcę być silna dla siebie. Ale czy to w ogóle możliwe, kiedy najbliżsi wbili ci nóż w plecy? Czy można jeszcze zaufać, gdy wszystko się rozsypało? Co wy byście zrobili na moim miejscu?