Mój mąż przyprowadził kochankę do domu, gdy nasza córka walczyła o życie. Gdy powiedziałam o tym mamie, odwróciła wzrok…
— Jak możesz to robić, kiedy nasza córka leży w szpitalu?! — krzyknęłam, czując jak głos łamie mi się w gardle. Stałam w progu salonu, a przed sobą widziałam Pawła i tę kobietę — Magdę, którą znałam tylko z opowieści jako „koleżankę z pracy”. W moim domu pachniało jej perfumami, a na stole stały dwa kieliszki po winie.
Wszystko działo się jak we śnie. Moja Zosia od trzech dni walczyła z zapaleniem opon mózgowych w szpitalu na Banacha. Ja spałam na rozkładanym fotelu przy jej łóżku, modląc się, by gorączka w końcu spadła. Paweł mówił, że musi „na chwilę wrócić do domu po rzeczy”. Nie sądziłam, że wróci tu z kimś innym.
— To nie tak jak myślisz — zaczął Paweł, ale nie patrzył mi w oczy. Magda stała obok niego, speszona, z torebką przyciśniętą do piersi.
— Wyjdźcie stąd — wyszeptałam. — Oboje. Natychmiast.
Nie pamiętam, jak długo stałam potem w pustym mieszkaniu. W głowie miałam tylko obraz Zosi podpiętej do kroplówki i Pawła śmiejącego się z Magdą przy naszym stole. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce.
Następnego dnia wróciłam do szpitala. Zosia spała niespokojnie, a ja próbowałam ukryć łzy przed pielęgniarką. Gdy Paweł przyszedł po południu, nie odezwałam się do niego ani słowem. Usiadł przy łóżku córki i udawał troskliwego ojca.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy. Potrzebowałam jej bardziej niż kiedykolwiek.
— Mamo… Paweł mnie zdradza. Przyprowadził ją do domu… kiedy Zosia jest chora — powiedziałam przez łzy.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jej ciężki oddech.
— Dziecko… Może przesadzasz? Może to tylko koleżanka? — odpowiedziała cicho.
— Widziałam ich razem! — krzyknęłam rozpaczliwie. — Mamo, ja już nie daję rady…
— Nie rób scen. Teraz najważniejsza jest Zosia. Musisz być silna — powiedziała i… zmieniła temat na pogodę.
Poczułam się tak samotna jak nigdy wcześniej. Nawet własna matka nie chciała mnie wysłuchać. Przez kolejne dni funkcjonowałam jak automat: szpital, dom, szpital. Paweł przestał się pojawiać. Magda dzwoniła do mnie raz — chciała „porozmawiać jak kobieta z kobietą”. Rozłączyłam się bez słowa.
Po tygodniu Zosia zaczęła zdrowieć. Lekarze mówili o cudzie. Gdy wróciłyśmy do domu, czekały na nas tylko cisza i sterta nieumytych naczyń. Paweł wyprowadził się do matki. Nie zostawił nawet kartki.
Próbowałam rozmawiać z mamą jeszcze kilka razy. Za każdym razem unikała tematu albo mówiła: „Takie rzeczy się zdarzają, musisz być twarda”.
Pewnego wieczoru Zosia zapytała:
— Mamusiu, dlaczego tata już nie mieszka z nami?
Zatkało mnie. Jak wytłumaczyć pięciolatce zdradę i rozpad rodziny?
— Tata musi trochę odpocząć… Ale bardzo cię kocha — skłamałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Zosia przytuliła się do mnie mocno.
— Ja też cię kocham, mamusiu.
Wtedy zrozumiałam, że muszę być silna dla niej, nawet jeśli świat mi się wali.
Minęły miesiące. Paweł próbował wrócić — przysyłał kwiaty, przepraszał SMS-ami. Magda odpuściła po kilku tygodniach. Mama nigdy nie przyznała mi racji; twierdziła, że „rodzina jest najważniejsza” i powinnam wybaczyć dla dobra dziecka.
Ale ja już nie potrafiłam zaufać. Każda noc była walką z samotnością i żalem. Często zastanawiałam się: czy to ja zawiodłam? Czy mogłam zrobić coś inaczej?
Pewnego dnia spotkałam na placu zabaw sąsiadkę, panią Halinę. Usiadłyśmy na ławce, a ona spojrzała mi prosto w oczy:
— Wiesz co? Nie jesteś sama. Mój mąż też mnie zostawił dla innej, gdy nasz syn był chory. Przeszłam przez piekło… Ale wyszłam z tego silniejsza.
Rozpłakałam się wtedy pierwszy raz od miesięcy przy kimś innym niż Zosia.
Dziś wiem jedno: czasem najbliżsi zawodzą najbardziej. Ale można znaleźć wsparcie tam, gdzie się go nie spodziewamy.
Często pytam siebie: czy wybaczenie jest możliwe? Czy warto walczyć o coś, co już dawno się rozpadło? A może czasem trzeba po prostu pozwolić odejść i zacząć żyć na nowo? Co Wy o tym myślicie?