Uciekłam od męża, gdy tylko córka skończyła szkołę. Cała wieś mnie znienawidziła.

— Bezwstydna! — krzyknęła sąsiadka zza płotu, kiedy pakowałam ostatnią walizkę do starego opla. — Jak tak można, biedny Wojciech! — wtórowała jej druga, zerkając przez firankę. Czułam na sobie ich wzrok, jakby wbijały mi w plecy tysiące igieł. Moje ręce drżały, a serce waliło jak oszalałe. Córka, Zosia, stała obok mnie, blada i milcząca, ściskając w dłoni zdjęcie z zakończenia liceum. Wiedziała, że nie ma odwrotu.

W Sosnówce wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich. Plotki rozchodziły się szybciej niż dym z komina w zimowy poranek. Przez lata byłam tą „szczęściarą”, żoną Wojciecha — szanowanego rolnika, który nigdy nie podniósł na mnie ręki. Przynajmniej tak myśleli inni. Nikt nie widział, jak nocami płakałam w poduszkę, jak tłumiłam w sobie krzyk, kiedy Wojciech wracał po kilku piwach i zaczynał swoje tyrady.

— Gdybyś była lepszą żoną, nie musiałbym tyle pić — powtarzał z goryczą. — Zobacz na Marysię z sąsiedztwa, jej mąż zawsze ma obiad na stole.

Przez lata wierzyłam, że to moja wina. Że jestem za mało dobra, za mało ładna, za mało… wszystkiego. Ale kiedy Zosia zaczęła dorastać i widziałam strach w jej oczach, zrozumiałam, że muszę coś zrobić. Nie chciałam, żeby myślała, że tak wygląda normalne życie.

Czekałam. Każdy dzień był walką o przetrwanie. Liczyłam miesiące do matury Zosi. Wiedziałam, że jeśli odejdę wcześniej, Wojciech nie pozwoli mi jej zabrać. A ja nie mogłam jej tu zostawić.

Nadszedł dzień rozdania świadectw. Zosia była dumna — dostała się na studia do Wrocławia. Wróciłyśmy do domu późnym wieczorem. Wojciech już czekał, pijany i rozdrażniony.

— I co teraz? — zapytał z przekąsem. — Myślisz, że jesteście lepsze ode mnie?

Nie odpowiedziałam. Tego wieczoru podjęłam decyzję.

Następnego ranka spakowałam nasze rzeczy. Zosia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

— Mamo… naprawdę to robimy?

— Tak, kochanie. Już czas.

Nie było łatwo. Wojciech próbował nas zatrzymać. Krzyczał, groził, błagał. Ale ja byłam już gdzie indziej — w głowie byłam wolna.

Wieść o naszej ucieczce rozeszła się po wsi szybciej niż błyskawica. Krewni dzwonili do mnie z pretensjami:

— Jak mogłaś mu to zrobić? Przecież miał wszystko! — mówiła ciotka Halina.

— Zabrałaś mu dziecko! — płakała babcia Zosi.

Nikt nie pytał mnie o powody. Nikt nie chciał słuchać o latach upokorzeń i przemocy psychicznej. Dla nich byłam tą złą — „wężową”, jak nazwała mnie sąsiadka.

Pierwsze tygodnie były najgorsze. Wynajęłyśmy malutkie mieszkanie na obrzeżach Wrocławia. Zosia zaczęła studia, ja szukałam pracy jako sprzątaczka w szkole podstawowej. Każdego dnia budziłam się z lękiem: czy dam radę? Czy nie popełniłam błędu?

Zosia zamknęła się w sobie. Przestała rozmawiać ze mną o swoich problemach. Czułam, że jest na mnie zła — zabrałam jej dom, ojca, dzieciństwo.

Pewnego wieczoru usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.

— Mamo… czy ty naprawdę byłaś taka nieszczęśliwa?

Zaniemówiłam. Łzy napłynęły mi do oczu.

— Tak… Byłam bardzo nieszczęśliwa. Ale bałam się odejść wcześniej. Bałam się zostawić cię samą z nim.

Zosia długo milczała.

— Chciałabym to wszystko zrozumieć…

Przytuliłam ją mocno.

— Kiedyś zrozumiesz. Najważniejsze, że jesteśmy razem.

Ale czy naprawdę byłyśmy razem? Czułam się samotna jak nigdy dotąd. W pracy traktowano mnie jak powietrze — „ta od porzuconego męża”. Nawet tu plotki dotarły szybciej niż ja sama.

Pewnego dnia spotkałam w sklepie starą znajomą z Sosnówki — Martę.

— Słyszałam… — zaczęła niepewnie. — Wiesz… ja też myślę o odejściu od męża…

Spojrzałam na nią zdziwiona.

— Naprawdę?

— Tak… Ale boję się tego wszystkiego… Boję się ludzi…

Poczułam nagle przypływ siły.

— Marta… jeśli chcesz żyć naprawdę, musisz przestać się bać ludzi. Oni i tak zawsze będą gadać.

Te słowa wracały do mnie przez kolejne dni jak echo. Czy rzeczywiście przestałam się bać? Czy odwaga to tylko decyzja podjęta w chwili desperacji?

Minął rok od naszej ucieczki. Zosia powoli odzyskiwała radość życia. Ja znalazłam pracę w bibliotece szkolnej i zaczęłam czytać książki o kobietach takich jak ja — które miały odwagę powiedzieć „dość”.

Czasem wracam myślami do Sosnówki. Do domu, który był więzieniem i do ludzi, którzy nigdy mnie nie poznali naprawdę.

Czy żałuję? Nie wiem… Każdego dnia uczę się żyć od nowa. Uczę się być matką i kobietą bez strachu.

Może kiedyś ktoś zapyta mnie: „Dlaczego uciekłaś?” I wtedy odpowiem: „Bo chciałam żyć.”

A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto poświęcić wszystko dla chwili wolności?