Nie chcę mieć dzieci – czy to naprawdę taki grzech? Moja rodzina nie potrafi tego zaakceptować
– Elka, a kiedy w końcu dasz nam wnuka? – głos mamy przebił się przez gwar rodzinnego obiadu, jakby był ostrzem wbitym w ciszę. Siedziałam przy stole, dłubiąc widelcem w ziemniakach, czując na sobie spojrzenia wszystkich. Tata poprawił okulary, siostra Anka przewróciła oczami, a brat Marek uśmiechnął się pod nosem, jakby czekał na mój wybuch.
– Mamo, mówiłam już… Nie chcę mieć dzieci – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. W powietrzu zawisła niezręczna cisza. Słychać było tylko cichy stukot sztućców i szuranie krzeseł.
– Co ty wygadujesz? – mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Każda kobieta powinna mieć dziecko. To twoja rola! – dodała, jakby cytowała jakiś staropolski podręcznik do życia.
– To nie jest moja rola, tylko wasze oczekiwania – odparłam, czując jak narasta we mnie złość i żal. – Mam prawo żyć po swojemu.
Tata westchnął ciężko. – Elżbieta, nie rozumiem cię. Przecież dzieci to sens życia. Co będziesz robić na starość? Kto ci poda szklankę wody?
– Może sama sobie podam? – próbowałam zażartować, ale nikt się nie zaśmiał.
Anka wtrąciła się z nutą wyższości: – Ty zawsze musisz być inna. Myślisz tylko o sobie. Ja mam dwójkę dzieci i jakoś daję radę.
– Ale ja nie chcę tego życia! – wybuchłam w końcu. – Nie chcę być matką! Nie czuję tego! Czy to naprawdę takie trudne do zrozumienia?
Marek pokręcił głową. – Egoistka – mruknął pod nosem.
Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. W łazience oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Widziałam w nim kobietę zmęczoną walką o własne prawo do szczęścia. Zawsze byłam „tą inną” – już w liceum nie chciałam chodzić na dyskoteki, potem wybrałam studia zamiast szybkiego ślubu, a teraz… Teraz jestem tą, która „nie chce dzieci”.
Wróciłam do stołu, bo nie chciałam robić jeszcze większej sceny. Ale atmosfera była już inna – ciężka, pełna niedopowiedzeń. Mama patrzyła na mnie z rozczarowaniem, tata milczał, Anka i Marek wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
Po obiedzie mama próbowała jeszcze raz:
– Elżbieta, ty po prostu boisz się odpowiedzialności. Zobacz na Anię – ona też się bała, a teraz jest szczęśliwa.
– Mamo, ja nie boję się odpowiedzialności. Po prostu nie chcę tego rodzaju odpowiedzialności. Mam pracę, którą kocham, podróżuję, mam przyjaciół… To mi wystarcza.
– Praca cię nie przytuli w nocy – rzucił Marek z kpiącym uśmiechem.
– A dzieci zawsze przytulają? Ty nawet nie masz czasu dla swoich! – odparowałam ostro.
Wiedziałam, że to był cios poniżej pasa, ale miałam już dość bycia workiem treningowym dla ich frustracji.
Wieczorem wróciłam do swojego mieszkania na Mokotowie. Otworzyłam laptopa i weszłam na forum dla osób bezdzietnych z wyboru. Zaczęłam pisać:
„Cześć wszystkim. Mam 34 lata i właśnie po raz kolejny usłyszałam od rodziny, że jestem egoistką, bo nie chcę mieć dzieci. Czuję się samotna i niezrozumiana. Czy ktoś z was też tak ma?”
Odpowiedzi przyszły szybko. Dziesiątki kobiet i mężczyzn pisało o podobnych doświadczeniach: presji ze strony rodziny, poczuciu winy, próbach tłumaczenia się ze swoich decyzji. Poczułam ulgę – nie jestem sama.
Ale następnego dnia telefon zadzwonił już o ósmej rano.
– Elżbieta? To mama. Przemyślałam wszystko… Ale nadal uważam, że robisz błąd. Będziesz żałować.
– Mamo, proszę… Przestań mnie szantażować emocjonalnie. To moje życie.
– Ale ja chcę dla ciebie dobrze! – jej głos drżał od łez.
– A może powinnaś zapytać mnie, czego ja chcę? – odpowiedziałam spokojnie.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Na rodzinnych spotkaniach czułam się jak intruz. Nawet dzieci Ani pytały: „Ciociu Elu, dlaczego nie masz dzieci?”
Zaczęłam unikać rodzinnych imprez. Przyjaciele mówili: „Nie przejmuj się”, ale łatwo mówić komuś, kto nie musi codziennie tłumaczyć się ze swojego życia.
W pracy też nie było lepiej. Koleżanki z działu HR rozmawiały o przedszkolach i pieluchach, a gdy mówiłam o swoich podróżach czy kursach językowych, patrzyły na mnie jak na dziwoląga.
Czasem zastanawiałam się: Może rzeczywiście coś ze mną nie tak? Może powinnam spróbować „normalnego” życia?
Ale potem przypominałam sobie te wszystkie noce spędzone na czytaniu książek pod kocem, spontaniczne wypady do Gdańska czy rowerowe wycieczki po Mazurach… I wiedziałam: to jest moje szczęście.
Kilka miesięcy później mama zadzwoniła z nowiną: Anka spodziewa się trzeciego dziecka.
– Widzisz? Ona potrafi pogodzić wszystko! A ty?
– Mamo… Ja po prostu jestem inna. Czy to naprawdę taki grzech?
Dziś wiem jedno: nie zamierzam przepraszać za swoje wybory. Chciałabym tylko czasem usłyszeć od najbliższych: „Rozumiemy cię”.
Czy naprawdę trzeba być matką, żeby być wartościową kobietą? Czy moje życie ma mniejszą wartość tylko dlatego, że jest inne? Co wy o tym myślicie?