Mój syn, mój obcy: Prawda, której nie chciałam znać – historia matki z warszawskiego blokowiska

— Marku, dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu? — mój głos drżał, gdy po raz kolejny wybierałam jego numer. W słuchawce tylko głucha cisza. Z kuchni dobiegał zapach przypalonego bigosu, ale nie miałam siły ruszyć się z miejsca. Siedziałam przy stole, wpatrując się w zdjęcie Marka z pierwszej komunii. Uśmiechał się wtedy tak szeroko…

Ostatni raz widziałam go trzy tygodnie temu. Wpadł na chwilę, rzucił „Cześć, mamo”, zgarnął jakieś rzeczy i zniknął. Zawsze tłumaczyłam sobie jego dystans dorosłością — przecież chłopak ma już dwadzieścia dwa lata, studiuje informatykę na Politechnice Warszawskiej, ma swoje życie. Ale od kilku miesięcy coś było nie tak. Coraz częściej wracał późno, unikał rozmów, a w jego oczach pojawił się cień, którego nie umiałam nazwać.

Wszystko zmieniło się tamtego wieczoru, gdy zadzwoniła do mnie pielęgniarka ze Szpitala Wolskiego.

— Pani Markowska? Syn trafił do nas po omdleniu na ulicy. Proszę przyjechać jak najszybciej.

Serce mi zamarło. W drodze do szpitala powtarzałam sobie: „To pewnie nic poważnego. Może przemęczenie?” Ale kiedy zobaczyłam Marka leżącego na szpitalnym łóżku, bladego i wychudzonego, poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

— Mamo… — wyszeptał ledwo słyszalnie.

— Co się stało? Marku, dlaczego nic mi nie mówiłeś?

Odwrócił wzrok. Wtedy do sali weszła młoda dziewczyna o krótkich włosach i czarnych paznokciach.

— Jestem Ola — powiedziała cicho. — Znam Marka ze studiów. Byłam z nim, kiedy zasłabł.

Spojrzałam na nią z wdzięcznością i zazdrością jednocześnie. Przez kolejne godziny Ola siedziała przy łóżku Marka, trzymała go za rękę, rozmawiała z lekarzami. Ja czułam się jak intruz w życiu własnego syna.

Dopiero późnym wieczorem lekarz poprosił mnie na rozmowę.

— Pani syn jest bardzo wyczerpany psychicznie i fizycznie. Podejrzewamy depresję i zaburzenia odżywiania. Czy wiedziała pani o jego problemach?

Zaniemówiłam. Depresja? Marek? Przecież zawsze był taki zdolny, samodzielny…

Wróciłam do sali i usiadłam przy jego łóżku. Przez chwilę milczeliśmy.

— Marku… dlaczego mi nie powiedziałeś?

— Bo i tak byś nie zrozumiała — odpowiedział cicho. — Zawsze byłaś zajęta pracą albo narzekałaś na życie. Nie chciałem ci dokładać problemów.

Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przypomniały mi się wszystkie te wieczory, kiedy wracałam zmęczona z pracy w urzędzie i rzucałam tylko: „Zjedz coś”, „Ucz się”, „Nie siedź tyle przy komputerze”. Nigdy nie zapytałam: „Jak się czujesz?”

Przez kolejne dni Ola odwiedzała Marka codziennie. Przynosiła mu ulubione książki, rozmawiała z nim o wszystkim i o niczym. Ja siedziałam obok, próbując znaleźć swoje miejsce w tym nowym świecie mojego syna.

Pewnego popołudnia usłyszałam ich rozmowę:

— Ola, czasem mam wrażenie, że jestem nikim. Że nie mam po co żyć.

— Marek, jesteś ważny. Dla mnie, dla siebie…

Nie wytrzymałam.

— Marku! Jesteś ważny też dla mnie! — wybuchłam płaczem.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— Naprawdę? — zapytał cicho.

— Tak… tylko chyba nigdy nie umiałam ci tego pokazać.

Ola wyszła dyskretnie z sali, zostawiając nas samych. Wtedy Marek opowiedział mi o wszystkim: o presji na studiach, o samotności wśród ludzi, o tym, jak bardzo boi się przyszłości. O tym, że czasem nie widzi sensu wstawania z łóżka.

Słuchałam go ze łzami w oczach i po raz pierwszy od lat poczułam się naprawdę blisko swojego dziecka.

Po wyjściu ze szpitala Marek zamieszkał u mnie na kilka tygodni. Chodził na terapię, powoli wracał do siebie. Ja starałam się być lepszą matką — gotowałam mu ulubione naleśniki, rozmawiałam z nim wieczorami, słuchałam bez oceniania.

Ale rany nie goją się tak szybko. Pewnego dnia Marek powiedział:

— Mamo, muszę spróbować żyć po swojemu. Wynajmuję pokój z Olą. Nie chcę już być sam.

Zabolało mnie to, ale wiedziałam, że muszę pozwolić mu odejść.

Dziś często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy gdybym była bardziej uważna, Marek nie musiałby przechodzić przez to wszystko sam?

Może każda matka w Polsce powinna czasem zapytać swoje dziecko: „Jak się naprawdę czujesz?”

Czy można naprawić relację, która przez lata była tylko pozorem bliskości? Czy wy też macie wrażenie, że czasem wasze dzieci są wam zupełnie obce?