Między luksusem a przetrwaniem: Moja matka uważa, że mój mąż to nieudacznik
— No i co, Aniu? Został wam jeszcze jakiś chleb, czy już wszystko zjedliście? — głos mojej matki przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po herbacie, i poczułam, jak krew napływa mi do twarzy.
— Mamo, proszę cię… — zaczęłam cicho, ale ona już nie słuchała.
— Gdybyś wyszła za kogoś z porządną pracą, nie musiałabyś się martwić o takie rzeczy. Ale nie, ty zawsze musiałaś robić po swojemu. — Jej głos był pełen pogardy i rozczarowania.
Odstawiłam kubek na blat i spojrzałam przez okno na szare podwórko. Michał bawił się na dywanie w salonie, układając swoje ulubione klocki w idealnie równych rzędach. Jego cicha obecność była jedyną rzeczą, która trzymała mnie jeszcze w pionie.
Mój mąż, Tomek, wrócił do domu dopiero po dwudziestej. Pracował na magazynie w Biedronce, ładował ciężkie skrzynki przez dziesięć godzin dziennie. Kiedyś był pełen energii i marzeń, dziś wracał do domu zmęczony i przygaszony. Czasem patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy jeszcze pamięta, jak to jest się śmiać.
— Jak było? — spytałam cicho, gdy wszedł do kuchni.
— Jak zwykle. Szef się czepia, bo znowu brakuje ludzi. — Westchnął i usiadł ciężko przy stole. — Co na obiad?
— Zupa pomidorowa. Michał zjadł dwie miski.
Tomek uśmiechnął się blado. — Dobrze, że chociaż on ma apetyt.
Wiedziałam, że martwi się o nas tak samo jak ja. O rachunki, o przyszłość Michała, o to, czy wystarczy nam na leki i terapię. Ale najbardziej bolało mnie to, że musiał znosić jeszcze moją matkę.
Ona żyła w innym świecie — w dużym mieszkaniu na Mokotowie, z nowym samochodem i wyjazdami do sanatorium dwa razy do roku. Po śmierci ojca została jej dobra emerytura i poczucie wyższości wobec wszystkich, którzy mieli mniej szczęścia.
— Aniu, powinnaś pomyśleć o sobie — powtarzała mi przez telefon co tydzień. — Masz wykształcenie, mogłabyś znaleźć lepszą pracę niż siedzenie w domu z dzieckiem.
Ale ona nigdy nie zrozumie, że Michał nie jest zwykłym dzieckiem. Jego świat to świat dźwięków, kolorów i powtarzających się rytuałów. Każda zmiana to dla niego katastrofa. Próbowałam kiedyś zostawić go z opiekunką na dwie godziny — skończyło się histerią i tygodniem bezsennych nocy.
Czasem marzę o tym, żeby po prostu uciec. Wyjść z domu bez oglądania się za siebie, zostawić za sobą ten ciężar oczekiwań i rozczarowań. Ale potem patrzę na Tomka i Michała i wiem, że jestem im potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.
Pewnego wieczoru usiedliśmy z Tomkiem przy stole po tym, jak Michał zasnął.
— Może twoja mama ma rację — powiedział nagle Tomek, patrząc w blat stołu. — Może naprawdę jestem nieudacznikiem.
Zamarłam. — Nie mów tak. Robisz wszystko, co możesz.
— Ale to za mało! — wybuchł nagle. — Nie stać nas nawet na nowe buty dla Michała! Ty nie możesz wrócić do pracy, bo nie mamy nikogo do opieki nad nim… A twoja matka tylko czeka, aż się poddamy.
Poczułam łzy napływające do oczu. — Tomek… ja cię kocham. I wiem, że Michał też cię kocha. To wszystko, co mamy.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Wtedy zadzwonił telefon — znowu moja matka.
— Aniu, słyszałam od sąsiadki, że Tomek znowu szuka pracy. Może powinnaś wrócić do mnie na jakiś czas? Tu przynajmniej nie będziecie głodować.
Zacisnęłam pięści. — Mamo, dziękuję za troskę, ale damy sobie radę.
— Jak chcesz. Ale pamiętaj: sama sobie ten los wybrałaś.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły mi po głowie jak natrętne muchy: czy naprawdę sama sobie to wszystko wybrałam? Czy mogłam zrobić coś inaczej?
Następnego dnia rano Tomek wyszedł wcześniej do pracy. Michał obudził się z płaczem; miał zły sen. Przytuliłam go mocno i poczułam jego drobne rączki na mojej szyi.
— Mama tu jest — szepnęłam mu do ucha.
W tamtej chwili zrozumiałam jedno: choćby cały świat uważał nas za przegranych, dla Michała jesteśmy wszystkim.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze wytrzymamy? Czy miłość wystarczy tam, gdzie brakuje pieniędzy i wsparcia? Czy ktoś zrozumie naszą walkę?
Może właśnie dlatego warto opowiadać takie historie — żeby inni wiedzieli, że nie są sami.