Czy kiedykolwiek będę wystarczająco dobrą matką? Moja walka o rodzinę w cieniu oczekiwań i codziennych trosk
— Znowu nie zapłaciłaś rachunku za prąd, Aniu? — głos mamy przeszył ciszę kuchni jak ostrze. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, próbując zmyć resztki obiadu z talerzy. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a dzieci kłóciły się o pilota do telewizora.
— Mamo, zapłacę jutro. Po prostu… — zaczęłam, ale przerwała mi ruchem ręki.
— Po prostu? Po prostu nie możesz ogarnąć własnego życia! Cztery dzieci, a ty wciąż nie wiesz, jak się za to zabrać. — Jej spojrzenie było twarde, jakby chciała mnie przebić na wylot.
Poczułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Chciałam jej odpowiedzieć, wykrzyczeć, że robię wszystko, co w mojej mocy. Ale głos ugrzązł mi w gardle. Zamiast tego spojrzałam na swoje dłonie – popękane od zimnej wody i taniego płynu do naczyń.
Moja mama, Wiktoria, mieszka z nami od dwóch lat. Po śmierci taty nie chciałam jej zostawiać samej, a ona nie chciała być sama. Ale od kiedy zamieszkała pod naszym dachem, każdy dzień zamienił się w pole bitwy. Każda decyzja – od wyboru mleka po godzinę powrotu dzieci ze szkoły – była powodem do krytyki.
Mój mąż, Tomek, pracuje na dwie zmiany w magazynie pod Warszawą. Ja dorabiam sprzątaniem i szyciem na zamówienie. Czasem wydaje mi się, że żyjemy tylko od pierwszego do pierwszego. Każda złotówka jest ważna. Każdy rachunek to kolejny powód do niepokoju.
— Mamo, proszę cię… — zaczęłam cicho.
— Nie proś mnie! — podniosła głos. — Ja cię ostrzegam. Jak tak dalej pójdzie, stracisz wszystko. Dzieci cię nie będą szanować, mąż odejdzie…
Wtedy drzwi do kuchni otworzyły się gwałtownie. Najstarsza córka, Zosia, weszła z płaczem.
— Mamo! Kuba zabrał mi zeszyt! Mam jutro sprawdzian!
Zanim zdążyłam zareagować, mama już była przy niej.
— Widzisz? Nawet dzieci nie potrafisz upilnować! — rzuciła przez ramię.
Zosia wtuliła się we mnie. Poczułam jej drobne ciało drżące od płaczu. Przez chwilę miałam ochotę uciec – wyjść na klatkę schodową i krzyczeć tak głośno, aż ktoś mnie usłyszy.
Wieczorem usiadłam przy stole z kubkiem herbaty. Dzieci spały, Tomek jeszcze nie wrócił z pracy. Mama krzątała się po kuchni, układając naczynia tak głośno, jakby chciała mi coś udowodnić.
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na zdjęcie naszej rodziny stojące na półce. Uśmiechnięte twarze – moje dzieci, Tomek, nawet mama. Czy naprawdę jestem taką złą matką? Czy moje dzieci widzą tylko moje błędy?
Następnego dnia rano Tomek wrócił zmęczony i milczący. Usiadł przy stole i spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem.
— Aniu… musimy pogadać o pieniądzach. Dostałem mniej godzin w pracy. Nie wiem, jak damy radę w tym miesiącu.
Poczułam, jak serce ściska mi się ze strachu. Próbowałam zachować spokój.
— Może znajdę jeszcze jakieś sprzątanie…
Mama weszła do kuchni i usiadła naprzeciwko nas.
— Może czas pomyśleć o czymś poważniejszym niż sprzątanie? — rzuciła z przekąsem.
Tomek spojrzał na nią z irytacją.
— Mamo, Ania robi co może.
— A może za mało? — odpowiedziała chłodno.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Czułam się jak dziecko na dywaniku u nauczycielki.
Po południu poszłam odebrać najmłodszą córkę, Marysię, z przedszkola. Po drodze spotkałam sąsiadkę, panią Halinę.
— Jak tam u was? — zapytała z troską.
Uśmiechnęłam się blado.
— Jakoś leci…
— Widziałam twoją mamę w sklepie. Mówiła, że ciężko wam ostatnio.
Poczułam ukłucie wstydu. Mama nigdy nie potrafiła trzymać języka za zębami.
Wieczorem dzieci bawiły się w pokoju obok. Siedziałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Przypomniałam sobie słowa mamy: „Stracisz wszystko”. Czy naprawdę mogę wszystko stracić? Czy jestem aż tak słaba?
Tomek wszedł do pokoju i usiadł obok mnie.
— Aniu… wiem, że ci ciężko. Ale jesteśmy razem. Damy radę.
Przytuliłam się do niego i poczułam łzy napływające do oczu.
— Boję się… Boję się, że zawiodę wszystkich.
Tomek pogładził mnie po włosach.
— Jesteś najlepszą mamą dla naszych dzieci. Nawet jeśli czasem coś nie wychodzi.
Te słowa były jak plaster na ranę. Ale rana wciąż bolała.
Następnego dnia mama znów zaczęła swoje kazania przy śniadaniu:
— Kiedyś to kobiety potrafiły zadbać o dom! Ty tylko narzekasz i płaczesz!
Nie wytrzymałam.
— Mamo! Przestań! Robię wszystko, co mogę! Nie jestem tobą! — krzyknęłam przez łzy.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę widziałam w jej oczach cień smutku.
— Ja tylko chcę dla ciebie dobrze… — wyszeptała cicho i wyszła z kuchni.
Zostałam sama przy stole. Dzieci patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami. Usiadłam obok nich i przytuliłam najmłodszą córkę.
Wieczorem mama przyszła do mnie do pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i przez chwilę milczała.
— Aniu… przepraszam. Może za bardzo cię naciskam. Ale boję się o ciebie…
Spojrzałam na nią przez łzy.
— Ja też się boję, mamo. Ale muszę spróbować po swojemu.
Przytuliłyśmy się pierwszy raz od dawna naprawdę mocno.
Dziś wiem jedno: codziennie walczę o moją rodzinę najlepiej jak potrafię. Może nie jestem idealna – ale czy któraś z nas jest?
Czy naprawdę musimy być doskonałe, żeby być wystarczająco dobrymi matkami? A może wystarczy po prostu kochać najmocniej jak umiemy?