„Obiecałam” mojej mamie prezenty urodzinowe, ale to wszystko, czego mogła się spodziewać

Dorastając, Lena zawsze czuła się o krok oddalona od tego, co postrzegała jako 'normalną’ dynamikę rodzinną. Jej najwcześniejsze wspomnienia nie dotyczyły matki, Weroniki, która układała ją do snu czy czytała bajki na dobranoc, ale dziadków, Barbary i Jana, którzy zastępowali jej prawdziwych opiekunów. Weronika była postacią bardziej nieobecną niż obecną, jej kariera w prawie korporacyjnym pochłaniała większość jej czasu i energii.

Dziadkowie Leny robili, co mogli, by zapewnić jej miłość i stabilizację. Barbara, z jej ciepłym, zaraźliwym śmiechem, spędzała godziny ucząc Lenę pieczenia, a ich kuchnia często wypełniona była słodkim aromatem ciastek i ciast. Jan, emerytowany nauczyciel historii, opowiadał Lenie historie o odległych miejscach i wydarzeniach historycznych, wpajając jej głęboką miłość do nauki. Pomimo ich starań, Lena często leżała w nocy zastanawiając się, dlaczego jej matka wybrała pracę zamiast niej.

Gdy Lena miała sześć lat, jej matka zdecydowała, że Barbara i Jan są mniej potrzebni, i zatrudniła nianię, Beniamina, aby zarządzał codziennymi potrzebami Leny. Beniamin był miły i uważny, ale nie był rodziną. Przychodził i wychodził jak w każdej innej pracy, a transakcyjny charakter jego obecności tylko przypominał Lenie o podobnym podejściu do rodzicielstwa jej matki.

Przedszkole minęło, a Lena była tylko jedną z wielu twarzy wśród dziesiątek innych dzieci. Zaprzyjaźniła się i nauczyła się socjalizować, ale ciągłe uczucie bycia nieco niezakotwiczoną towarzyszyło jej wszędzie. Rozmowy o rodzinie przy małych okrągłych stolikach często sprawiały, że czuła się wyobcowana i inna.

W miarę dorastania Leny, wzorzec się powtarzał. Urodziny i święta były oznaczone nie serdecznymi chwilami czy rodzinnych spotkaniami, ale prezentami, często drogimi i imponującymi, ale bezosobowymi. Zawsze dostarczane z kartką, z tym samym ogólnikowym przesłaniem: „Wszystkiego najlepszego, Lena. Kocha, Mama.” Słowo „kocha” odbijało się w umyśle Leny pustką, będąc rażącym kontrastem do jej rzeczywistości.

Lata uczyniły Lenę twardszą, jej początkowe zamieszanie i smutek z powodu dystansu matki przekształciły się w tłumioną urazę. Doskonale radziła sobie w szkole, kierowana bardziej pragnieniem niezależności i ucieczki od obecnego życia niż pasją do studiowanych przedmiotów.

Gdy Lena skończyła osiemnaście lat, skonfrontowała Weronikę. Był zimny wieczór, taki, w którym każde ostre słowo zdaje się zawisać w powietrzu. Słowa Leny były wyważone, ale nasączone latami nagromadzonego bólu. „Dlaczego?” zapytała po prostu. „Dlaczego nigdy nie byłam dla ciebie wystarczająco ważna, abyś chciała być ze mną?”

Weronika, zawsze prawniczka, odpowiedziała z opanowaniem. „Zapewniłam ci, Lena. Najlepsze szkoły, ubrania, dach nad głową. Upewniłam się, że jesteś zaopiekowana.”

„Ale nigdy naprawdę o mnie nie dbałaś,” odpowiedziała Lena, z uświadomieniem sobie jasnym i niezachwianym.

Rozmowa zakończyła się bez dramatycznej pojednania. Lena wyprowadziła się niedługo potem, a jej relacja z Weroniką była uprzejma, ale chłodna, bardziej jak między dalekimi znajomymi niż matką i córką.

Lata później Lena często rozmyślała o swoim dzieciństwie, szczególnie po tym, jak miała własne dzieci. Złożyła cichą przysięgę być inna, być obecna. Jednak w głębi duszy nosiła obawę, że stanie się jak Weronika, z matczynym dziedzictwem ciągle za plecami.