Zostawiła mnie z synem – dramatyczna noc, która zmieniła wszystko

„Zostawiła mnie z synem?” – ta myśl uderzyła mnie jak obuchem w głowę, kiedy zobaczyłem pustą szafę i kartkę na stole. Była trzecia nad ranem, a ja wróciłem z nocnej zmiany w fabryce na obrzeżach Łodzi. W mieszkaniu panowała cisza, którą przerywał tylko cichy szloch mojego pięcioletniego syna, Antka, skulonego pod kołdrą w naszym łóżku.

Na stole leżała kartka: „Nie mogę już tak żyć. Zostawiam ci Antka. Nie szukaj mnie. Marta.”

Poczułem, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez chwilę miałem nadzieję, że to jakiś żart, kara za ostatnią kłótnię o pieniądze i moją kolejną nadgodzinę. Ale szafa Marty była pusta, jej buty zniknęły, a w łazience nie było jej szczoteczki do zębów.

– Tato… gdzie mama? – zapytał Antek cichutko, ocierając łzy.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Usiadłem obok niego i przytuliłem go mocno.

– Mama musiała wyjechać na jakiś czas… Ale ja tu jestem. – Głos mi się załamał.

Wiedziałem, że to kłamstwo. Nie miałem pojęcia, czy Marta wróci. Przez całą noc siedziałem na brzegu łóżka, patrząc na śpiącego syna i próbując zrozumieć, gdzie popełniłem błąd.

Nasze małżeństwo od dawna wisiało na włosku. Marta narzekała na moje zmiany w pracy, na brak pieniędzy, na to, że nie mamy czasu dla siebie. Ja z kolei czułem się przytłoczony jej pretensjami i wiecznymi porównaniami do jej siostry – tej idealnej, która miała dom pod Warszawą i męża prawnika.

Ostatnia kłótnia była o wszystko i o nic. Marta krzyczała:

– Ty nigdy nie słuchasz! Nawet nie wiesz, co lubię! Nawet nie pamiętasz naszej rocznicy!

– Pracuję jak wół, żebyście mieli co jeść! – odparłem zrezygnowany.

– A ja? Ja też pracuję! I jeszcze zajmuję się Antkiem! Ty tylko wracasz i narzekasz!

Wtedy trzasnęła drzwiami do sypialni. Myślałem, że rano się pogodzimy. Ale rano jej już nie było.

Pierwsze dni były koszmarem. Musiałem brać wolne w pracy, bo Antek bał się zostać sam nawet na chwilę. Moja matka przyjechała z Piotrkowa i od progu zaczęła swoje:

– A nie mówiłam? Po co ci była ta Marta? Od początku wiedziałam, że ona nie jest dla ciebie!

– Mamo, proszę cię…

– Teraz musisz być silny dla Antka! Nie możesz się rozkleić!

Ale ja byłem rozklejony. Nie spałem po nocach, przeglądałem stare zdjęcia i wiadomości od Marty. Pisałem do niej setki SMS-ów: „Wróć”, „Antek za tobą tęskni”, „Porozmawiajmy”. Bez odpowiedzi.

Teściowa zadzwoniła po tygodniu:

– Michał, czy Marta się odezwała?

– Nie…

– Boże… Ona zawsze była taka impulsywna… Ale żeby tak zostawić dziecko?

– Może wie pani coś więcej?

– Nic… Od tygodnia nie odbiera telefonu.

W pracy patrzyli na mnie ze współczuciem. Brygadzista próbował być miły:

– Michał, jakbyś czegoś potrzebował…

Ale ja potrzebowałem tylko jednego – żeby Marta wróciła.

Antek zaczął moczyć się w nocy. Bał się spać sam. Codziennie pytał o mamę.

– Tato, a mama wróci?

– Wróci… Na pewno wróci – kłamałem coraz mniej przekonująco.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Marty – Agata.

– Michał… Musimy pogadać.

Spotkaliśmy się w kawiarni na Piotrkowskiej. Agata była blada i roztrzęsiona.

– Marta napisała do mnie maila. Jest w Gdańsku. Mówi, że musi odpocząć od wszystkiego… Że nie daje rady psychicznie…

– Ale dlaczego zostawiła Antka? Jak mogła?!

Agata spuściła wzrok.

– Michał… Ona była na skraju załamania. Mówiła mi o waszych kłótniach… O tym, że czuje się niewidzialna…

Poczułem złość i bezradność.

– A ja? Ja też miałem ciężko! Ale nie uciekłem!

Agata tylko pokiwała głową.

Wróciłem do domu i zobaczyłem Antka siedzącego przy oknie.

– Tato… A jak mama wróci i nas nie będzie?

Serce mi pękło.

Zacząłem chodzić z Antkiem do psychologa dziecięcego. Sam też poszedłem do terapeuty – pierwszy raz w życiu przyznałem się przed kimś obcym, że jestem bezradny i boję się przyszłości.

Minęły trzy miesiące. Marta nie wracała. Zaczęliśmy z Antkiem układać sobie życie na nowo – powoli, krok po kroku. Rano robiliśmy razem śniadanie – jajecznica była zawsze przypalona, ale Antek śmiał się przy tym do łez. Wieczorami czytałem mu bajki i opowiadałem historie o dzielnych tatusiach.

Moja matka coraz częściej zostawała u nas na noc.

– Michał, musisz zacząć żyć dla siebie i syna. Marta wybrała swoją drogę.

Ale ja ciągle miałem nadzieję.

Pewnego dnia dostałem list polecony z sądu – pozew rozwodowy od Marty. W środku był krótki list: „Przepraszam. Nie potrafię być matką ani żoną. Chcę zacząć od nowa.”

Zadzwoniłem do niej ostatni raz. Odebrała po kilku sygnałach.

– Marta… Dlaczego?

– Michał… Ja już nie mam siły walczyć ze sobą… Z tobą… Z życiem…

– Antek cię potrzebuje!

Po drugiej stronie cisza.

– Przepraszam – wyszeptała i rozłączyła się.

Płakałem całą noc. Następnego dnia powiedziałem Antkowi prawdę:

– Mama wyjechała na długo. Ale ja zawsze będę przy tobie.

Przytulił mnie mocno i powiedział:

– Kocham cię, tato.

Dziś minął rok od tamtej nocy. Nadal boli. Ale nauczyłem się być ojcem i matką jednocześnie. Zrozumiałem też swoje błędy – że czasem praca nie jest najważniejsza, że trzeba rozmawiać i słuchać drugiego człowieka zanim będzie za późno.

Czasem patrzę na Antka i zastanawiam się: czy mógłbym zrobić coś inaczej? Czy można naprawić rodzinę po takim rozpadzie? Czy wybaczenie jest możliwe nawet wtedy, gdy ktoś odchodzi bez słowa?