Zamiast przysięgi przeczytałam jego zdradliwe wiadomości. Mój ślub zmienił się w scenę prawdy, której nikt się nie spodziewał
– „Klaudia, co ty robisz?” – usłyszałam szept mojej mamy, kiedy podniosłam mikrofon. Wszyscy patrzyli na mnie z oczekiwaniem, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi tak mocno, że aż trudno było oddychać. To miał być moment, w którym wyznam miłość Kamilowi, mojemu narzeczonemu. Ale zamiast tego, w dłoni ściskałam wydrukowane wiadomości – dowody jego zdrady.
Jeszcze tydzień temu byłam pewna, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Kamil – mój chłopak od liceum, człowiek, któremu ufałam bezgranicznie, miał zostać moim mężem. Nasze rodziny znały się od lat, wszyscy byli przekonani, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Nawet moja babcia powtarzała: „Klaudusia, ty to masz szczęście, taki porządny chłopak!”
Ale szczęście jest kruche. Dwa dni przed ślubem dostałam anonimową wiadomość na Messengerze: „Sprawdź telefon Kamila. Zasługujesz na prawdę.” Najpierw zignorowałam – przecież komu mogłoby zależeć na zniszczeniu naszego szczęścia? Ale nie dawało mi to spokoju. W nocy, kiedy Kamil zasnął po wieczorze kawalerskim, wzięłam jego telefon. Hasło znałam od dawna. Przeszukałam wiadomości i wtedy zobaczyłam rozmowy z Pauliną – moją przyjaciółką z dzieciństwa.
„Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać, aż to wszystko się skończy i będziemy mogli być razem bez ukrywania się.”
„Kamil, co z Klaudią?”
„Nie martw się, ona nic nie podejrzewa. To tylko formalność.”
Poczułam, jak świat mi się wali. Przez dwa dni chodziłam jak cień samej siebie. Mama myślała, że to stres przed ślubem. Tata próbował mnie rozśmieszać swoimi żartami o teściach. A ja w środku byłam już martwa.
W dniu ślubu patrzyłam na Kamila i Paulinę – ona była moją świadkową. Ich spojrzenia, drobne gesty… Jak mogłam być taka ślepa? W kościele ledwo powstrzymywałam łzy. Kiedy przyszedł czas na przysięgę, wiedziałam już, co muszę zrobić.
Podniosłam mikrofon i spojrzałam na Kamila. Jego uśmiech był szeroki, pewny siebie. Paulina stała tuż obok mnie, jej ręce lekko drżały.
– Chciałabym powiedzieć kilka słów – zaczęłam drżącym głosem. – Ale zanim złożę przysięgę, chciałabym przeczytać coś ważnego.
Goście zaczęli szeptać. Mama patrzyła na mnie z niepokojem.
– Kamilu – spojrzałam mu prosto w oczy – czy pamiętasz tę wiadomość do Pauliny z 14 kwietnia? „Nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania.”
W kościele zapadła cisza. Kamil pobladł.
– A może tę z 20 maja? „Klaudia nic nie wie. Wszystko pod kontrolą.”
Paulina spuściła głowę. Moja mama zaczęła płakać.
– Chciałam ci dzisiaj przysiąc miłość i wierność do końca życia – głos mi się załamał – ale nie mogę tego zrobić komuś, kto przez miesiące mnie okłamywał.
Wśród gości rozległy się westchnienia i ciche przekleństwa. Kamil próbował coś powiedzieć:
– Klaudia, to nie tak… Pozwól mi wyjaśnić…
– Nie ma już czego wyjaśniać – przerwałam mu stanowczo. – Paulino, byłaś moją przyjaciółką od podstawówki. Myślałam, że mogę ci ufać.
Paulina zaczęła płakać.
– Przepraszam… Ja… To się po prostu stało…
– To nigdy się po prostu nie dzieje – odpowiedziałam zimno.
Wyszłam z kościoła przy akompaniamencie szlochu mamy i krzyków Kamila za mną:
– Klaudia! Proszę! Nie rób tego!
Na zewnątrz czekała już moja ciotka Basia:
– Dziecko… Co teraz zrobisz?
Nie wiedziałam. Chciałam tylko uciec jak najdalej od tego wszystkiego. Wsiadłam do samochodu taty i kazałam mu jechać.
Przez kolejne dni telefon dzwonił bez przerwy. Kamil pisał setki wiadomości: „To był błąd”, „Kocham cię”, „Daj mi szansę”. Paulina próbowała się tłumaczyć: „Nie chciałam cię zranić”, „To był impuls”.
Rodzina była podzielona. Babcia płakała i mówiła: „Może powinnaś mu wybaczyć? Każdy popełnia błędy.” Ciotka Basia była dumna: „Dobrze zrobiłaś! Lepiej teraz niż po fakcie.”
Najgorsze były plotki w miasteczku. Ludzie szeptali za moimi plecami: „Widzisz? Taka porządna dziewczyna, a jednak jej się nie udało.” Albo: „To przez te dzisiejsze czasy, wszyscy tylko zdradzają.”
Przez kilka tygodni nie wychodziłam z domu. Mama przynosiła mi herbatę do pokoju i głaskała po głowie jak małą dziewczynkę. Tata próbował mnie rozbawić starymi dowcipami o teściach i weselach.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i poszłam do sklepu spożywczego. Spotkałam tam Paulinę. Stała przy kasie i płakała.
– Klaudia… Przepraszam cię… Nie wiem, co mnie podkusiło…
– Już nic nie mów – przerwałam jej spokojnie. – Życzę ci szczęścia. Ale nie chcę cię więcej widzieć.
Wyszłam ze sklepu z podniesioną głową pierwszy raz od tygodni.
Dziś mija pół roku od tamtego dnia. Nadal boli, ale powoli uczę się żyć na nowo. Zaczęłam chodzić na jogę, zapisałam się na kurs języka włoskiego i powoli odzyskuję siebie.
Czasem zastanawiam się: czy lepiej było dowiedzieć się prawdy przed ślubem czy żyć w kłamstwie? Czy można jeszcze komuś zaufać po takim upokorzeniu? Może wy też mieliście podobne doświadczenia? Jak sobie z tym poradziliście?