Wyrzucona z domu przez matkę dla innego mężczyzny – historia Magdy z Radomia
Wszystko zaczęło się w ten wieczór, kiedy wróciłam do mieszkania na osiedlu Gołębiów w Radomiu i zobaczyłam, że moje rzeczy są spakowane w czarne worki na śmieci. Stały pod drzwiami, jakby ktoś wystawił je do wyrzucenia razem ze starymi gazetami i butelkami po mleku. W środku mieszkania słychać było śmiech – głos mojej matki i tego faceta, którego ledwo znałam. Miał na imię Mirek. Był od niej młodszy o siedem lat, pracował jako kierowca busa do Warszawy i zawsze pachniał tanimi perfumami.
– Magda, musimy porozmawiać – powiedziała matka, kiedy weszłam do środka. Jej głos był zimny, obcy. Mirek siedział na kanapie, rozparty jak król, z piwem w ręku.
– O czym tu gadać? – rzucił Mirek. – Dziewczyna dorosła, niech sobie radzi.
Patrzyłam na matkę, czekając na jakiekolwiek wsparcie. Ale ona tylko spuściła wzrok.
– Magda… Ty już masz osiemnaście lat. Czas się usamodzielnić. Ja… ja też mam prawo do szczęścia – powiedziała cicho.
– Czyli wyrzucasz mnie z domu? – głos mi się załamał.
– Nie wyrzucam… Po prostu… Mirek się wprowadza i… nie ma tu miejsca dla wszystkich.
Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Zawsze myślałam, że matka jest moją ostoją, nawet jeśli bywała surowa i oschła po rozwodzie z tatą. Ale teraz patrzyła na mnie jak na problem do rozwiązania.
– To gdzie mam pójść? Do ojca? On ma nową rodzinę! – krzyknęłam.
Matka wzruszyła ramionami.
– To już twoja sprawa.
Mirek tylko się uśmiechnął pod nosem.
Wyszłam z mieszkania z trzema workami i plecakiem. Na klatce schodowej spotkałam sąsiadkę, panią Halinę.
– Madziu, co się stało? – zapytała z troską.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Łzy same płynęły mi po policzkach.
Przez pierwsze dni spałam u koleżanki z klasy, Karoliny. Jej mama była zdziwiona, ale przyjęła mnie bez słowa. W szkole próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, ale nauczycielka polskiego szybko się zorientowała.
– Madziu, widzę, że coś cię gryzie. Chcesz pogadać? – zapytała po lekcjach.
Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak matka od lat była coraz bardziej zamknięta w sobie, jak po rozwodzie z tatą przestała się mną interesować. Jak Mirek pojawił się nagle i zaczął rządzić w naszym domu – przestawiał meble, narzekał na moje ubrania, komentował moje oceny.
– To nie twoja wina – powiedziała pani Anna. – Dorośli czasem zawodzą. Ale ty masz prawo do bezpieczeństwa i miłości.
Zgłosiła sprawę do pedagoga szkolnego. Zaczęły się rozmowy z psychologiem, telefony do ojca. Tata mieszkał w Piasecznie z nową żoną i dwójką dzieci. Nie był zachwycony perspektywą mojego przyjazdu.
– Magda… Wiesz, że nie mam tu miejsca… Aneta jest w ciąży…
– Nie mam dokąd pójść! – wybuchłam przez telefon.
W końcu zgodził się przyjąć mnie na jakiś czas. Pojechałam do niego z duszą na ramieniu. Nowa żona patrzyła na mnie jak na intruza. Dzieciaki były za małe, żeby coś rozumieć.
Pierwsze tygodnie były koszmarem. Spałam na rozkładanej kanapie w salonie. Aneta narzekała na wszystko: że zostawiam włosy w łazience, że jem za dużo chleba, że nie pomagam przy dzieciach.
Tata był wiecznie zmęczony po pracy i coraz częściej unikał rozmów ze mną.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię:
– Ona tu nie pasuje! – syczała Aneta.
– To moja córka! Nie mogę jej wyrzucić!
– A ja jestem twoją żoną! Wybieraj!
Siedziałam za drzwiami i płakałam w poduszkę. Czułam się nikomu niepotrzebna.
W szkole zaczęły się plotki. Ktoś widział mnie z workami na klatce schodowej. Koleżanki szeptały za moimi plecami:
– Słyszałaś? Magdę matka wyrzuciła dla faceta!
– Pewnie coś przeskrobała…
Zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej. Przestałam chodzić na imprezy, unikałam ludzi. Nawet Karolina zaczęła się ode mnie oddalać – jej mama bała się, że „przyniosę kłopoty”.
Jedyną osobą, która naprawdę próbowała mi pomóc, była pani Anna od polskiego. Zaproponowała korepetycje po lekcjach i rozmowy przy herbacie.
– Magda, jesteś mądra i silna. Nie pozwól im złamać cię do końca – mówiła ciepło.
Zaczęłam szukać pracy dorywczej – roznosiłam ulotki po blokach na Ustroniu, pomagałam starszym sąsiadkom robić zakupy. Każda złotówka była dla mnie ważna – wiedziałam już, że nie mogę liczyć na rodzinę.
W międzyczasie próbowałam rozmawiać z matką przez telefon:
– Mamo… Dlaczego to zrobiłaś?
– Magda, ja też chcę być szczęśliwa! Mirek daje mi poczucie bezpieczeństwa…
– A ja? Byłam twoją córką!
– Jesteś dorosła… Poradzisz sobie…
Po tej rozmowie długo nie mogłam dojść do siebie. Czułam się zdradzona przez najbliższą osobę na świecie.
Minęły miesiące. Zdałam maturę dzięki pomocy pani Anny i własnej determinacji. Dostałam się na studia dzienne w Warszawie – pedagogika specjalna na UW. Wynajęłam pokój z innymi studentkami na Ursynowie i po raz pierwszy poczułam coś na kształt wolności.
Ale rana po tym wszystkim została we mnie głęboko. Często budziłam się w nocy z lękiem: co będzie dalej? Czy kiedyś będę umiała zaufać komuś bez lęku przed odrzuceniem?
Czasem spotykam matkę przypadkiem w Radomiu – idzie pod rękę z Mirkiem, śmieje się głośno. Udaje, że mnie nie widzi albo tylko kiwa głową z daleka.
Nie wiem, czy kiedyś jej wybaczę. Może życie ją jeszcze zweryfikuje – może Mirek odejdzie do młodszej kobiety albo zostawi ją samą w chorobie?
Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu decydować o moim życiu za mnie.
Czy można wybaczyć matce taką zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? Czekam na wasze historie – może ktoś przeszedł przez coś podobnego?