Wychowałam się w biedzie, ale nawet u nas nie było takiego wstydu!

Już od progu czułam, że coś jest nie tak. Wróciłam do rodzinnego domu w środku nocy, z walizką w ręku i sercem ściśniętym jak nigdy dotąd. Mama otworzyła drzwi, zaspana, w starym szlafroku, i spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła ducha. – Zosia? Co ty tu robisz o tej porze? – zapytała szeptem, żeby nie obudzić reszty rodzeństwa.

– Nie mogłam już tam zostać – odpowiedziałam drżącym głosem. – Musiałam wrócić.

Weszłam do kuchni, gdzie na stole stał pusty garnek po zupie i kilka niedomytych talerzy. Zapach biedy i zmęczenia wisiał w powietrzu jak ciężka zasłona. Mama nalała mi herbaty do wyszczerbionego kubka i usiadła naprzeciwko.

– Co się stało? – dopytywała.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do kuchni wszedł mój młodszy brat, Bartek. – Znowu wróciłaś? – rzucił z przekąsem. – Ile tym razem wytrzymałaś w Warszawie?

Zignorowałam go. W głowie miałam tylko jedno: muszę powiedzieć mamie prawdę. Ale jak to zrobić? Jak powiedzieć jej, że jej własny mąż, mój ojciec, przez lata prowadził podwójne życie?

Wszystko zaczęło się kilka tygodni wcześniej. Pracowałam wtedy w sklepie spożywczym na Pradze. Pewnego dnia przyszła do mnie kobieta – zadbana, elegancka, z chłopcem na oko dziesięcioletnim. Kiedy spojrzałam na dziecko, zamarłam. Był łudząco podobny do mojego brata Bartka: te same ciemne oczy, ten sam kształt nosa. Kobieta poprosiła o chleb i mleko, a potem nagle powiedziała: – Ty jesteś Zosia, prawda? Córka Stanisława Nowaka?

Zatkało mnie. – Skąd pani zna mojego ojca?

Kobieta spojrzała na mnie z dziwnym smutkiem. – Bo ja też jestem jego rodziną.

Nie spałam całą noc. Następnego dnia po pracy pojechałam pod adres, który podała mi ta kobieta – Anna. Mieszkała na drugim końcu miasta, w starej kamienicy. Otworzył mi ten sam chłopiec.

– Mama mówiła, że przyjdziesz – powiedział cicho i wpuścił mnie do środka.

W salonie siedziała Anna z moim ojcem! Ojciec zerwał się na równe nogi, blady jak ściana.

– Zosiu… To nie tak jak myślisz…

– To jak?! – krzyknęłam. – Masz drugą rodzinę?!

Anna spuściła wzrok. – Stanisław pomaga nam od lat. Ale nigdy nie miał odwagi powiedzieć wam prawdy.

Wybiegłam stamtąd jak oszalała. Przez kilka dni błąkałam się po Warszawie, nie wiedząc co robić. W końcu wróciłam do domu.

Mama patrzyła na mnie z przerażeniem, kiedy opowiedziałam jej wszystko.

– To niemożliwe… Stanisław? Mój Staszek? – powtarzała bez końca.

Bartek wszedł do kuchni i usłyszał ostatnie zdanie.

– O czym wy mówicie?

– Twój ojciec ma drugą rodzinę – powiedziałam bez ogródek.

Bartek spojrzał na mamę, potem na mnie. – Wiedziałem! Zawsze znikał na całe weekendy! Zawsze miał jakieś wymówki!

Mama zaczęła płakać. Nigdy wcześniej nie widziałam jej tak załamanej.

Przez kolejne dni w domu panowała cisza grobowa. Ojciec wrócił dopiero po tygodniu. Weszłam do kuchni akurat wtedy, gdy mama rzuciła mu w twarz: – Jak mogłeś?!

Ojciec spuścił głowę.

– Przepraszam… Nie chciałem was skrzywdzić…

Bartek wybuchł: – Nie chciałeś?! To po co to wszystko?!

Ojciec próbował tłumaczyć się biedą, samotnością w pracy poza domem, ale nikt już nie chciał go słuchać.

Najgorsze było to, że musieliśmy zdecydować: co dalej? Mama chciała rozwodu, ale bała się zostać sama z czwórką dzieci i kredytem na mieszkanie komunalne. Bartek przestał chodzić do szkoły i zaczął włóczyć się po osiedlu z podejrzanym towarzystwem. Ja rzuciłam pracę i przez kilka tygodni nie wychodziłam z łóżka.

Pewnego wieczoru przyszła do nas Anna z synem. Chciała porozmawiać z mamą.

– Proszę pani… Ja naprawdę nie wiedziałam, że on ma drugą rodzinę… Myślałam, że jest wdowcem…

Mama patrzyła na nią długo w milczeniu.

– A co ja mam teraz zrobić? Mam udawać, że nic się nie stało?

Anna rozpłakała się.

– On jest dobrym ojcem… dla mojego syna też…

Bartek nagle wybuchnął:

– A dla nas co?! Dla nas był tylko wtedy, kiedy miał ochotę!

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam ojca płaczącego.

Przez kolejne tygodnie dom był polem bitwy: mama zamykała się w pokoju i nie odzywała do nikogo; Bartek coraz częściej wracał pijany; najmłodsza siostra Ola zaczęła moczyć się w nocy ze stresu; ja próbowałam jakoś to wszystko posklejać.

Pewnej nocy usłyszałam kłótnię rodziców:

– Zostaw mnie! – krzyczała mama.
– Musimy jakoś żyć dalej! Dla dzieci!
– Dla dzieci?! Teraz sobie przypomniałeś?!

W końcu mama podjęła decyzję: rozwód. Ojciec wyprowadził się do Anny. Bartek przestał się odzywać do kogokolwiek; Ola zamknęła się w sobie; ja zostałam z mamą i próbowałam ją wspierać.

Minęły miesiące zanim zaczęliśmy rozmawiać normalnie. Mama znalazła pracę jako sprzątaczka w szkole; ja wróciłam do sklepu; Bartek wyjechał do Niemiec za pracą; Ola zaczęła chodzić na terapię.

Dziś wiem jedno: nawet największa bieda nie usprawiedliwia kłamstwa i zdrady najbliższych. Można być ubogim materialnie, ale bogatym duchem – jeśli tylko jest szczerość i miłość w rodzinie.

Czasem patrzę na nasze stare zdjęcia i zastanawiam się: czy gdyby ojciec był szczery od początku, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można naprawdę wybaczyć taką zdradę? A może są rzeczy, których serce nigdy nie zapomni?