To są moje kolczyki! Jak mogły trafić na portal aukcyjny?

„To są moje kolczyki! Jak mogły trafić na portal aukcyjny?” – krzyknęłam, patrząc na ekran laptopa, a serce waliło mi jak młot. To był poniedziałkowy wieczór, dzieci już spały, a ja przeglądałam OLX w poszukiwaniu używanego roweru dla córki. Zamiast tego zobaczyłam zdjęcie moich unikatowych kolczyków z bursztynem, które dostałam od babci na osiemnaste urodziny. Nie miałam wątpliwości – to były one. Nawet rysa na jednym z kamieni była widoczna na zdjęciu.

W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś żart. Przecież nikt poza mną nie miał do nich dostępu. Mieszkam z mężem, Piotrem, i dwójką dzieci w bloku na warszawskim Ursynowie. Ostatnio rzeczywiście ginęły mi drobiazgi: raz bransoletka, raz zegarek po dziadku. Zawsze tłumaczyłam sobie, że pewnie gdzieś je przełożyłam. Ale kolczyki? One zawsze leżały w szkatułce na dnie szafy, schowane pod stertą swetrów.

– Piotr! – zawołałam męża, który siedział w drugim pokoju.
– Co się stało? – wszedł z kubkiem herbaty.
– Zobacz! To są moje kolczyki! Ktoś je sprzedaje na OLX!
– Może podobne? – próbował mnie uspokoić.
– Nie! Zobacz tę rysę! To są dokładnie moje!

Piotr spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Przez chwilę milczał.
– Może ktoś się włamał? – zapytał cicho.
– Ale przecież nie było żadnych śladów włamania…

Przez głowę przelatywały mi różne scenariusze. Kto mógł wejść do naszego mieszkania? Pracuję z domu, dzieci są w szkole, Piotr w pracy. Czasem wpada moja mama albo teściowa, czasem sąsiadka z dołu na kawę. Ale żeby ktoś z nich…?

Następnego dnia zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, byłaś ostatnio u nas?
– Byłam w zeszłym tygodniu, ale tylko na chwilę. Coś się stało?
– Zginęły mi kolczyki od babci…
– Ojej, kochanie… Może dzieci się bawiły?

Dzieci jednak zaprzeczyły. Zresztą, one nawet nie wiedziały, gdzie trzymam szkatułkę.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra męża, Justyna.
– Anka, słuchaj… Widziałam ogłoszenie na OLX z twoimi kolczykami. Przypadkiem trafiłam, bo szukałam prezentu dla mamy. To chyba twoje?
– Tak! Właśnie próbuję dojść, kto je wystawił!
– Chcesz, żebym napisała do sprzedającego?
– Tak… zapytaj o możliwość odbioru osobistego.

Justyna napisała wiadomość i już po godzinie dostała odpowiedź: „Można odebrać na Mokotowie, po 18:00”.

Miałam dziwne przeczucie. Mokotów… Tam mieszka moja teściowa, Danuta. Czy to możliwe? Przecież ona zawsze była taka serdeczna…

Następnego dnia pojechałam z Justyną pod wskazany adres. Serce waliło mi jak oszalałe. Gdy zadzwoniłyśmy domofonem, usłyszałam znajomy głos:
– Słucham?
– Dzień dobry, przyszłyśmy po kolczyki z ogłoszenia – powiedziała Justyna.

Drzwi otworzyła nam… Danuta. Stała w progu z miną niewiniątka.
– O, Aniu! Co za niespodzianka! – uśmiechnęła się sztucznie.
– Przyszłyśmy po moje kolczyki – powiedziałam chłodno.

Danuta pobladła i spuściła wzrok.
– To… to nieporozumienie…
– Naprawdę? – zapytałam ostro. – Skąd miałaś moje kolczyki?

Justyna patrzyła raz na mnie, raz na matkę. W powietrzu zawisła cisza.
– Dostałam je od Piotra… – wydukała Danuta.
– Co?! – wykrzyknęłam i spojrzałam na Justynę.
– Mama, nie kłam! – syknęła Justyna. – Piotr by ci ich nie dał!

Danuta zaczęła płakać.
– Potrzebowałam pieniędzy… Wiem, że to było złe… Ale ty masz tyle biżuterii… A ja mam długi za czynsz…

Stałam jak sparaliżowana. Moja teściowa okradła mnie i próbowała sprzedać pamiątkę po babci?!

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Piotr wrócił późno z pracy.
– I co? – zapytał niepewnie.
Opowiedziałam mu wszystko. Najpierw nie wierzył, potem zaczął krzyczeć przez telefon na matkę.

Następnego dnia Danuta przyszła do nas z płaczem i przeprosinami.
– Aniu… Wiem, że zawiodłam twoje zaufanie… Ale błagam cię, nie zgłaszaj tego na policję…

Piotr był wściekły.
– Mamo, jak mogłaś?!
– Synku… Ja naprawdę nie chciałam źle…

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Dzieci wyczuwały napięcie i pytały, czemu babcia już nie przychodzi. Piotr przestał rozmawiać z matką. Ja czułam się zdradzona i upokorzona.

W końcu usiedliśmy razem przy stole.
– Aniu – zaczął Piotr – co chcesz zrobić?
Patrzyłam na niego długo.
– Nie zgłoszę tego na policję. Ale nie chcę jej już widzieć w naszym domu.
Piotr skinął głową ze smutkiem.

Minęły tygodnie. Danuta próbowała się kontaktować – dzwoniła, pisała listy, zostawiała kwiaty pod drzwiami. Nie potrafiłam jej wybaczyć. Straciłam do niej resztki zaufania.

Najgorsze było to, że cała rodzina zaczęła się dzielić: jedni stawali po mojej stronie, inni tłumaczyli Danutę biedą i samotnością. Justyna zerwała kontakt z matką zupełnie. Piotr zamknął się w sobie i coraz częściej wychodził z domu bez słowa.

Któregoś wieczoru usiadł obok mnie na kanapie.
– Aniu… Może powinniśmy jej wybaczyć? Jest sama…
Popatrzyłam mu prosto w oczy:
– A gdyby to była twoja pamiątka po ojcu? Też byś tak łatwo wybaczył?
Piotr spuścił głowę i wyszedł do kuchni bez słowa.

Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy bieda naprawdę usprawiedliwia kradzież? Czy można jeszcze zaufać rodzinie po takim ciosie? Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć teściowej coś takiego?