Sześć lat czekania na mamę – jak znalazłam dom, którego się nie spodziewałam

– Zosia, chodź tu natychmiast! – głos pani Krysi odbił się echem po korytarzu domu dziecka. Zamarłam z lalką w ręku, bo wiedziałam, że jeśli nie posłucham od razu, będzie źle. Wszyscy bali się pani Krysi, nawet starsi chłopcy. Ale ja nie bałam się jej tak bardzo, jak tego, że mama o mnie zapomni.

Miałam sześć lat, kiedy trafiłam do domu dziecka w Radomiu. Mama powiedziała, że musi wyjechać do pracy do Niemiec i wróci po mnie na święta. Minęły trzy święta Bożego Narodzenia i dwa Wielkanocy, a ja wciąż czekałam. Każdego dnia patrzyłam przez okno na parking, wypatrując znajomego czerwonego fiata. „Może dziś? Może dziś przyjedzie?” – powtarzałam sobie jak mantrę.

W pokoju byłam z Martyną i Olą. Martyna była starsza, miała już dwanaście lat i mówiła, że nikt jej nie chce. Ola płakała nocami przez sen, wołając mamę. Ja starałam się być dzielna. W dzień udawałam, że wszystko jest dobrze, ale nocą tuliłam do siebie poduszkę i szeptałam: „Mamusiu, wróć po mnie”.

Pani Krysia była surowa, ale czasem przynosiła mi jabłko albo pozwalała dłużej posiedzieć przy oknie. Pewnego wieczoru usiadła obok mnie i powiedziała:
– Zosiu, musisz być silna. Może twoja mama nie może wrócić. Może musisz znaleźć nową rodzinę.

Poczułam wtedy taki bunt i złość, że aż rzuciłam lalką o ścianę. „Nie chcę nowej rodziny! Chcę moją mamę!” – krzyczałam w myślach. Ale nie powiedziałam tego na głos. Bałam się, że jeśli powiem to głośno, to już nigdy jej nie zobaczę.

Czas płynął powoli. Dni zlewały się w jedno: śniadanie – szkoła – obiad – zabawa – kolacja – sen. Czasem przyjeżdżali ludzie oglądać dzieci. Wszyscy wtedy byliśmy grzeczni i uśmiechnięci. Ja też próbowałam się uśmiechać, ale w środku czułam tylko pustkę.

Pewnego dnia przyszli państwo Nowakowie. Pani miała rude włosy i ciepłe oczy. Pan był wysoki i miał śmieszny śmiech. Przynieśli ciasto i rozmawiali z nami długo. Pani Nowak zapytała mnie:
– Zosiu, co najbardziej lubisz robić?
Zastanowiłam się chwilę i odpowiedziałam:
– Czekać na mamę.
Widziałam, jak pani Nowak ścisnęła dłoń pana Nowaka pod stołem.

Po tej wizycie długo nie mogłam zasnąć. Martyna mówiła:
– Oni tu przychodzą tylko po małe dzieci. Ty masz jeszcze szansę.
Ale ja nie chciałam szansy. Chciałam tylko mamy.

Minęły tygodnie. Pewnego popołudnia pani Krysia przyszła do mnie z wiadomością:
– Zosiu, państwo Nowakowie chcą cię poznać bliżej. Pojedziesz do nich na weekend.
Serce mi waliło jak młotem. Bałam się wszystkiego: nowego miejsca, nowych ludzi, tego, że jeśli wyjadę, mama mnie nie znajdzie.

W domu Nowaków było cicho i pachniało ciastem drożdżowym. Pani Nowak pokazała mi mój pokój – różowy, z białym łóżkiem i pluszowym misiem na poduszce. Pan Nowak zapytał:
– Lubisz bajki?
Przytaknęłam nieśmiało.
– To może obejrzymy coś razem?
Usiedliśmy na kanapie i pierwszy raz od dawna poczułam się bezpieczna.

Wieczorem pani Nowak przykryła mnie kołdrą i pocałowała w czoło.
– Dobranoc, Zosiu.
Zakręciło mi się w głowie od tych słów. Tak dawno nikt mi tego nie mówił.

Po powrocie do domu dziecka byłam rozdarta. Z jednej strony chciałam wrócić do Nowaków, z drugiej – bałam się zdradzić mamę. Przez kilka dni byłam smutna i milcząca.

Któregoś dnia pani Krysia przyszła do mnie z listem. Rozpoznałam pismo mamy od razu – krzywe litery, kilka błędów ortograficznych.
„Zosiu, przepraszam cię bardzo. Nie mogę po ciebie wrócić. Bardzo cię kocham, ale nie dam rady cię zabrać do siebie. Bądź dzielna i szczęśliwa. Mama”

Płakałam całą noc. Martyna tuliła mnie mocno i mówiła:
– Teraz możesz zacząć nowe życie.
Ale ja nie chciałam nowego życia.

Minęły kolejne tygodnie. Państwo Nowakowie przyjeżdżali coraz częściej: na spacery, na lody, na wycieczki do parku linowego. Powoli zaczynałam się śmiać ich żartom i opowiadać o swoich marzeniach.

W końcu nadszedł dzień adopcji. Siedziałam w sądzie z panią Nowak za rękę i bałam się oddychać.
Sędzia zapytał:
– Zosiu, czy chcesz zamieszkać z państwem Nowak?
Spojrzałam na panią Nowak i zobaczyłam łzy w jej oczach.
– Tak – wyszeptałam.

Od tamtej pory minęły dwa lata. Mam swój pokój, swoje zabawki i rodzinę, która mnie kocha. Czasem jeszcze tęsknię za mamą – szczególnie gdy widzę inne dzieci z ich rodzicami na szkolnych przedstawieniach.
Ale wiem już jedno: można stracić wszystko i zacząć od nowa. Można znaleźć dom tam, gdzie się go nie spodziewało.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy jestem już szczęśliwa? Czy można kochać dwie mamy naraz? Co wy byście zrobili na moim miejscu?