Sąsiadka, która przekracza granice – jak poradzić sobie z nieproszonymi wizytami?
– Znowu ona… – pomyślałam, słysząc znajome pukanie do drzwi. Była środa, godzina 18:30, właśnie kończyłam gotować kolację dla mojej rodziny. Z kuchni dobiegł mnie głos mojej córki: – Mamo, to pani Kasia!
Zacisnęłam dłonie na ściereczce. Pani Kasia, moja sąsiadka z naprzeciwka, od kilku miesięcy wpadała do nas bez zapowiedzi. Najpierw były to drobne przysługi: „Pożyczysz trochę cukru?”, „Masz może jajko?”, „Czy mogłabym skorzystać z Twojego żelazka?”. Potem zaczęło się robić coraz dziwniej – prosiła o mleko, potem o kawę, potem o chwilę rozmowy, bo „tak jej smutno”.
Nie miałabym nic przeciwko pomaganiu sąsiadce, gdyby nie fakt, że jej wizyty były coraz częstsze i coraz bardziej nachalne. Czułam się jak w pułapce – nie chciałam być nieuprzejma, bo nasze dzieci – moja Zosia i jej Kuba – bardzo się przyjaźniły. Ale ile można znosić?
Otworzyłam drzwi z wymuszonym uśmiechem. – Dzień dobry, pani Kasiu…
– Ojej, przepraszam, że tak znowu bez zapowiedzi! – zaczęła od razu. – Ale wyobraź sobie, skończył mi się makaron! A Kuba tak bardzo chciałby dziś zjeść spaghetti…
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, już była w przedpokoju. Zosia wybiegła z pokoju i przywitała się z Kubą, który stał za mamą. Dzieci pobiegły do pokoju, a ja zostałam z panią Kasią w kuchni.
– Wiesz, ja naprawdę nie wiem, jak Ty to robisz, że zawsze masz wszystko pod ręką – mówiła dalej sąsiadka. – U mnie wiecznie czegoś brakuje…
Zacisnęłam zęby. Ile jeszcze razy będę musiała dzielić się swoimi zapasami? Przecież sama pracuję na półtora etatu, ledwo ogarniam dom i dzieci. Mój mąż często wyjeżdża służbowo, więc wszystko jest na mojej głowie.
– Pani Kasiu… – zaczęłam niepewnie. – Wie pani, ostatnio mam trochę mniej czasu i…
– Oj tam! – przerwała mi z uśmiechem. – Ja tylko na chwilkę! Naprawdę Ci to oddam!
Odda? Ostatni raz oddała mi coś pół roku temu.
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Czułam się bezsilna i zła na siebie, że nie potrafię postawić granic. Przecież to mój dom! Dlaczego czuję się w nim jak intruz?
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej mamy.
– Mamo, co mam robić? – spytałam drżącym głosem. – Kasia znowu była u mnie i zabrała makaron. Już nie wiem, jak jej odmówić…
Mama westchnęła.
– Musisz być stanowcza. Powiedz jej grzecznie, że nie możesz jej ciągle pomagać. Pomyśl o sobie i swojej rodzinie.
Łatwo powiedzieć…
Przez kolejne dni próbowałam unikać sąsiadki. Zamykałam drzwi na klucz nawet w dzień, udawałam, że mnie nie ma. Ale dzieci nie rozumiały sytuacji.
– Mamo, dlaczego Kuba nie może już do nas przychodzić? – pytała Zosia ze łzami w oczach.
Serce mi pękało.
W końcu postanowiłam porozmawiać z panią Kasią szczerze. Kiedy przyszła po kolejną rzecz – tym razem prosząc o proszek do prania – poprosiłam ją do kuchni.
– Pani Kasiu… Muszę coś powiedzieć. Ostatnio często prosi mnie pani o różne rzeczy i… czuję się trochę niezręcznie. Sama mam dużo obowiązków i czasem po prostu nie mogę pomóc.
Kasia spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ale przecież jesteśmy sąsiadkami! Myślałam, że możemy sobie pomagać…
– Oczywiście, ale wszystko ma swoje granice. Proszę mnie zrozumieć.
Widziałam w jej oczach rozczarowanie i coś jeszcze – może żal? Może poczuła się odrzucona? Przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Ale wiedziałam, że muszę zadbać o siebie.
Po tej rozmowie Kasia przestała przychodzić tak często. Dzieci dalej się bawiły razem na podwórku, ale już rzadziej wpadały do siebie nawzajem. Czułam ulgę… i smutek jednocześnie.
Czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrym człowiekiem i jednocześnie dbać o własne granice? A może powinnam była być bardziej wyrozumiała?
Czasem patrzę przez okno na Kasię i Kubę i zastanawiam się: gdzie kończy się pomoc sąsiedzka, a zaczyna wykorzystywanie? Jak Wy byście postąpili na moim miejscu?