Samotny ojciec czwórki dzieci pod lupą sądu – czy naprawdę zawiniłem?
– Tato, nie zostawiaj mnie z nimi! – Kacper patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a jego głos drżał. Stałem już w przedpokoju, z kluczami w dłoni, gotowy wyjść do pracy na nocną zmianę. Z kuchni dobiegały odgłosy kłótni bliźniaków, a najmłodsza Zosia płakała w swoim pokoju.
– Kacper, musisz mi pomóc. Wiesz, że nie mam wyjścia – odpowiedziałem cicho, próbując ukryć własny strach.
Nie tak wyobrażałem sobie ojcostwo. Gdy Anka odeszła trzy lata temu, zostawiając mnie z czwórką dzieci i kredytem na mieszkanie w bloku na warszawskim Bródnie, myślałem, że to najgorszy dzień mojego życia. Myliłem się. Najgorsze miało dopiero nadejść.
Tamtej nocy wszystko się posypało. Kacper próbował ogarnąć bliźniaki – Adama i Bartka – którzy wpadli na genialny pomysł zrobienia popcornu w mikrofalówce bez przykrycia. Zosia, przestraszona hałasem, zamknęła się w łazience i nie chciała wyjść. Kacper zadzwonił do mnie zapłakany, ale nie mogłem wrócić – szef już groził mi zwolnieniem za wcześniejsze wyjścia.
Rano wróciłem do domu i zastałem chaos: popcorn rozsypany po całej kuchni, Zosia skulona pod umywalką, a bliźniaki pokłócone na śmierć i życie. Kacper spał na kanapie z telefonem w dłoni. Próbowałem to wszystko posprzątać i ogarnąć dzieci przed szkołą, ale wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Dzień dobry, policja. Dostaliśmy zgłoszenie o możliwym zaniedbaniu dzieci – usłyszałem przez szparę w drzwiach.
Serce mi zamarło. Sąsiadka spod piątki zawsze miała oko na naszą rodzinę. Wiedziałem, że nie podoba jej się, że dzieci czasem biegają po klatce bez butów albo że Kacper prowadzi młodszych do szkoły.
Policjantka była uprzejma, ale stanowcza. Spisała moje dane, zapytała o sytuację i poprosiła o rozmowę z dziećmi. Zosia milczała jak zaklęta, bliźniaki zaczęły płakać, a Kacper patrzył na mnie z wyrzutem.
Kilka dni później dostałem wezwanie do sądu rodzinnego. Przez kolejne tygodnie żyłem jak w koszmarze – rozmowy z kuratorem, wizyty pracownika socjalnego, pytania o finanse, o to, czy mam wsparcie rodziny (nie mam – moi rodzice nie żyją, a siostra mieszka w Niemczech). W pracy szef coraz bardziej krzywo patrzył na moje spóźnienia i urlopy na żądanie.
Najgorsze były rozmowy z dziećmi. Kacper zamknął się w sobie. – To moja wina? – pytał szeptem wieczorami. – Gdybym lepiej pilnował bliźniaków…
– Nie twoja – powtarzałem uparcie. – To ja jestem dorosły.
Ale czy byłem? Czułem się jak dziecko we mgle. Każda decyzja była walką: czy zostawić dzieci same na godzinę, żeby zrobić zakupy? Czy poprosić sąsiadkę o pomoc, ryzykując kolejne plotki? Czy powiedzieć szefowi prawdę i ryzykować utratę pracy?
Sąd rodzinny był zimny i bezosobowy. Sędzina patrzyła na mnie przez okulary i zadawała pytania: – Czy zdaje pan sobie sprawę z ryzyka pozostawienia nieletnich pod opieką innego nieletniego? Czy ma pan świadomość konsekwencji?
Chciałem krzyczeć: „A jakie mam wyjście?!” Ale tylko ścisnąłem dłonie i odpowiedziałem: – Robię wszystko, co mogę.
Kurator był bardziej ludzki. – Panie Michale, wiem, że sytuacja jest trudna. Ale prawo jest jasne: dzieci poniżej 16 roku życia nie mogą być odpowiedzialne za młodsze rodzeństwo przez dłuższy czas.
Wróciłem do domu rozbity. Dzieci patrzyły na mnie z niepokojem.
– Tato, zabiorą nas? – zapytała Zosia cicho.
– Nie pozwolę na to – obiecałem, choć sam nie wierzyłem w swoje słowa.
Wieczorem usiadłem przy kuchennym stole i napisałem wiadomość do Anki: „Potrzebuję pomocy. Sąd grozi odebraniem dzieci.” Odpisała po dwóch dniach: „Nie mogę wrócić do Polski.”
Zostałem sam ze swoim strachem i poczuciem winy.
W pracy dostałem ostatnie ostrzeżenie. Musiałem wybierać: dzieci albo praca. Wybrałem dzieci. Złożyłem wypowiedzenie i zacząłem dorabiać jako kierowca Bolta nocami, żeby być w domu w ciągu dnia.
Sąd ostatecznie nie odebrał mi dzieci – dostałem nadzór kuratora i obowiązek uczestnictwa w warsztatach dla samotnych rodziców. Ale trauma została.
Kacper długo nie mógł sobie wybaczyć tej nocy. Bliźniaki zaczęły moczyć się w nocy ze stresu. Zosia przestała mówić przez kilka tygodni.
Czasem myślę: czy naprawdę zawiniłem? Czy mogłem zrobić coś inaczej? A może system jest tak skonstruowany, że samotni rodzice zawsze będą przegrywać?
Czy ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Jak poradziliście sobie z poczuciem winy i bezsilności?