Przez lata wspierałam brata, aż w końcu zrozumiałam, że nigdy nie widział tego jako pomoc. Jeden weekend zmienił wszystko.

– Znowu nie możesz przyjechać? – zapytałam przez telefon, czując jak w gardle rośnie mi gula. – Michał, ja naprawdę potrzebuję twojej pomocy.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko szum telewizora i cichy śmiech jego córki, Zosi. – Wiesz, Anka, mam swoje życie. Nie mogę ciągle rzucać wszystkiego, bo ty czegoś chcesz – odpowiedział w końcu. Jego głos był zmęczony, ale i chłodny, jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy.

Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie te lata, kiedy to ja rzucałam wszystko dla niego. Kiedy miał dwadzieścia lat i został ojcem, mama płakała całymi nocami. Ojciec milczał, a ja… ja byłam tą, która chodziła do sklepu po pieluchy, gotowała obiady i pilnowała Zosi, żeby Michał mógł się przespać choć dwie godziny przed egzaminem. Wtedy wydawało mi się to naturalne – przecież rodzina jest najważniejsza. Tak nas wychowano.

Ale teraz miałam trzydzieści dwa lata i pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę zmęczona. Mój własny świat powoli się sypał – praca w szkole dawała mi satysfakcję, ale i coraz więcej stresu. Mój narzeczony, Tomek, coraz częściej pytał: „A kiedy wreszcie pomyślisz o sobie?”.

W ten weekend miałam przeprowadzkę do nowego mieszkania. Michał obiecał pomóc – miał przyjechać z samochodem i pomóc przewieźć meble. Ale teraz słyszałam w jego głosie tylko niechęć.

– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Może rzeczywiście powinnam przestać na ciebie liczyć.

– Anka, nie dramatyzuj – westchnął. – Zawsze robisz z igły widły.

Rozłączyłam się bez słowa. Przez chwilę siedziałam w ciszy, patrząc na kartony piętrzące się w kącie pokoju. Wtedy zadzwoniła mama.

– Michał mówił mi, że jesteś na niego zła – zaczęła bez przywitania. – On ma dużo na głowie. Ty zawsze byłaś ta silniejsza.

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. – Mamo, czy ty pamiętasz, ile razy pomagałam mu przez ostatnie dziesięć lat? Ile razy rezygnowałam z własnych planów?

Mama westchnęła ciężko. – Takie jest życie, Aniu. Rodzina musi się wspierać.

– Ale czy ktoś kiedyś wsparł mnie? – zapytałam drżącym głosem.

Przez chwilę milczała. – Ty zawsze sobie radziłaś.

Odstawiłam telefon i poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę bycie „tą silną” oznaczało bycie niewidzialną?

Tomek przyszedł wieczorem z pizzą i butelką wina. Usiadł obok mnie na podłodze.

– Co się stało? – zapytał cicho.

Opowiedziałam mu wszystko – o dzieciństwie, o tym jak Michał zawsze był tym „biednym”, któremu trzeba pomagać, o tym jak mama zawsze powtarzała: „Anka, jesteś starsza, musisz być odpowiedzialna”. O tym jak nigdy nie miałam prawa być słaba.

Tomek objął mnie ramieniem. – Może czas postawić granice? Może czas powiedzieć „dość”?

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: Michał płaczący nad kolokwium z matematyki, ja siedząca z nim do północy; Michał zostawiający Zosię u mnie na weekendy bez słowa „dziękuję”; mama powtarzająca: „On ma trudniej”.

Rano zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Michała z Zosią.

– Przyszedłem pomóc – powiedział bez uśmiechu. – Ale tylko na chwilę, bo mam swoje sprawy.

Patrzyłam na niego przez chwilę w milczeniu. Zosia uśmiechnęła się do mnie szeroko.

– Ciociu Aniu, będziemy mieszkać razem?

Uklękłam przy niej i pogładziłam ją po włosach.

– Nie kochanie, ciocia przeprowadza się do nowego domu.

Michał zaczął przenosić kartony bez słowa. W końcu nie wytrzymałam.

– Michał… czy ty kiedykolwiek doceniłeś to, co dla ciebie robiłam?

Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Przecież jesteśmy rodziną. To normalne.

– Ale czy ty kiedykolwiek zrobiłeś coś dla mnie?

Wzruszył ramionami.

– Ty nigdy nie prosiłaś o pomoc.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Bo zawsze słyszałam, że muszę być silna! Że twoje problemy są ważniejsze!

Michał spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę wydawało mi się, że coś do niego dociera.

– Może masz rację… Ale ja też miałem ciężko.

Usiadłam na podłodze obok Zosi i pozwoliłam sobie na łzy.

Po południu Michał wyszedł bez słowa pożegnania. Zosia pocałowała mnie w policzek i powiedziała: „Ciociu Aniu, jesteś najlepsza”.

Wieczorem zadzwoniła mama.

– Michał mówił mi, że byłaś dziś dla niego niemiła – zaczęła od razu.

– Mamo, czy ty naprawdę nie widzisz, jak bardzo jestem zmęczona? Czy kiedykolwiek zapytałaś mnie, czego ja potrzebuję?

Mama milczała długo.

– Może powinnam…

Po tej rozmowie długo siedziałam w ciszy. Tomek objął mnie mocno i powiedział:

– Czasem trzeba zawalczyć o siebie.

Patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo i zastanawiałam się: ile jeszcze razy pozwolę innym stawiać swoje potrzeby ponad moje? Czy naprawdę bycie „tą silną” oznacza bycie samotną?

A wy? Czy też byliście kiedyś tą osobą w rodzinie, która zawsze musi być silna? Jak długo można tak żyć?