„Powiedziałam jej, że gdyby miała sumienie, choć raz umyłaby naczynia”: Mój syn twierdzi, że niszczę jego rodzinę – prawdziwa historia matki z Warszawy

– Mamo, przestań! – krzyknął Michał, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam z gąbką w ręku, patrząc na stertę brudnych talerzy po niedzielnym obiedzie. W powietrzu wisiał zapach schabowego i duszonej kapusty, ale atmosfera była ciężka jak nigdy.

– Gdyby twoja żona miała choć odrobinę sumienia, choć raz umyłaby po sobie naczynia – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego. Ale on usłyszał. Zawsze słyszy.

Michał odwrócił się gwałtownie. – Przestań ją krytykować! To nie twoja sprawa! – Jego oczy płonęły gniewem. Przez chwilę widziałam w nich tego małego chłopca, którego tuliłam do snu po tym, jak jego ojciec odszedł. Ale teraz był dorosły. I miał własną rodzinę.

Miałam 23 lata, kiedy zostałam sama z Michałem. Mój mąż, Andrzej, spakował się pewnego wieczoru i wyszedł bez słowa. Zostawił mi tylko kartkę: „Nie potrafię tak żyć. Potrzebuję wolności.” Potem dowiedziałam się o jego nowej dziewczynie. Michał miał wtedy trzy lata i nie rozumiał, dlaczego tata już nie wraca.

Przez lata robiłam wszystko, by synowi niczego nie brakowało. Pracowałam na dwa etaty – rano w sklepie spożywczym na Ochocie, wieczorami sprzątałam biura na Mokotowie. Spałam po cztery godziny na dobę. Nie miałam czasu na własne życie, randki czy przyjaciółki. Michał był moim światem.

Kiedy dorósł i poznał Karolinę, cieszyłam się. Była ładna, uśmiechnięta, wydawała się miła. Ale szybko zauważyłam, że nie robi nic w domu. Michał wracał zmęczony z pracy, a ona leżała na kanapie z telefonem w ręku. Obiad? Zawsze zamawiany. Pranie? „Zrobię później” – mówiła i nigdy nie robiła.

Pewnego dnia przyszłam do nich z zakupami. Michał był w pracy, Karolina siedziała w kuchni.

– Karolino, może pomogę ci posprzątać? – zaproponowałam.

– Nie trzeba – odpowiedziała chłodno, nawet nie podnosząc wzroku znad ekranu.

Zebrałam brudne talerze i zaczęłam je myć. Po chwili usłyszałam jej szept: – Może by pani już poszła?

Zabolało mnie to. Przecież chciałam tylko pomóc. Ale wyszłam bez słowa.

Od tego czasu coraz częściej słyszałam od Michała: „Nie wtrącaj się”, „To nasze życie”, „Nie jesteś już potrzebna”. A ja czułam się coraz bardziej samotna.

Któregoś wieczoru zadzwonił do mnie płacząc:

– Mamo, Karolina powiedziała, że ją kontrolujesz! Że przez ciebie nie może oddychać! Czy ty naprawdę musisz być wszędzie?

Zaniemówiłam. Przecież chciałam tylko dobrze! Chciałam, żeby mieli czysto, żeby Michał miał dom taki, jakiego nigdy nie miał z ojcem.

Ale im bardziej próbowałam pomóc, tym bardziej mnie odpychali.

W święta Bożego Narodzenia zaprosiłam ich do siebie. Karolina przyszła z miną obrażonej księżniczki. Siedziała przy stole i bawiła się telefonem.

– Karolino, może pomożesz mi z barszczem? – zapytałam grzecznie.

– Nie umiem gotować – rzuciła beznamiętnie.

Michał spojrzał na mnie ostrzegawczo. Wiedziałam już wtedy, że przegrałam walkę o własnego syna.

Po kolacji zostały góry naczyń. Karolina nawet nie spojrzała w stronę kuchni. Michał pomagał mi przez chwilę, ale potem usiadł obok żony i zaczął ją przytulać.

Wtedy powiedziałam to zdanie: „Gdybyś miała sumienie, choć raz umyłabyś naczynia”.

Cisza była ogłuszająca. Michał zerwał się z miejsca.

– Mamo! Przestań! Ty zawsze musisz wszystko komentować! Chcesz nas skłócić?!

Poczułam się jak intruz we własnym domu.

Od tamtej pory Michał rzadziej dzwoni. Karolina nie odbiera moich telefonów wcale.

Czasem siedzę wieczorami przy oknie i patrzę na światła Warszawy. Myślę o tym małym chłopcu z pluszowym misiem i o tym dorosłym mężczyźnie, który już mnie nie potrzebuje.

Czy naprawdę jestem winna? Czy można kochać za bardzo? A może powinnam nauczyć się odpuszczać?

Może wy mi powiecie: czy matka powinna zawsze być obecna w życiu dziecka? Czy lepiej czasem odpuścić i pozwolić mu popełniać własne błędy?