Poświęciliśmy wszystko dla naszych córek. Czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie?

— Mamo, nie możesz tak po prostu wchodzić do mojego pokoju! — krzyknęła Ola, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby w oknie. Stałam przez chwilę na korytarzu, ściskając w dłoni kubek z herbatą, który chciałam jej podać. Zawsze robiłam to rano, zanim wychodziła na uczelnię. Ale teraz już nie była tą małą dziewczynką, która tuliła się do mnie przed snem. Teraz była dorosła, a ja… ja czułam się jak nieproszony gość we własnym domu.

Zawsze powtarzałam sobie, że wszystko, co robię, robię dla moich córek. Kiedy z Markiem pracowaliśmy na trzy zmiany w zakładzie meblarskim pod Łodzią, liczyła się każda złotówka. Pamiętam, jak przez kilka lat nie kupiłam sobie nowego płaszcza, bo Zuzia potrzebowała korepetycji z matematyki. Marek rezygnował z wyjazdów na ryby, żebyśmy mogli opłacić lepszy internet dla dziewczyn. Wtedy wydawało mi się to oczywiste — przecież rodzice powinni poświęcać się dla dzieci.

Ale teraz, kiedy obie są już dorosłe, czuję się… zbędna. Ola studiuje prawo w Warszawie i wraca do domu tylko na weekendy. Zuzia mieszka jeszcze z nami, ale coraz częściej zamyka się w swoim pokoju, rozmawia przez telefon z chłopakiem i patrzy na mnie z pobłażaniem. Czasem słyszę, jak mówi do koleżanek: „Moja matka to już kompletnie nie ogarnia”.

Pamiętam dzień, kiedy Ola po raz pierwszy wróciła z Warszawy. Przygotowałam jej ulubione pierogi ruskie, upiekłam szarlotkę. Siedzieliśmy przy stole, a ona opowiadała o wykładach i nowych znajomych. W pewnym momencie zapytała: — Mamo, a czemu ty nigdy nie próbowałaś czegoś więcej? Przecież mogłaś zrobić coś ze swoim życiem.

Zatkało mnie. Przecież całe moje życie to była walka o ich przyszłość! Pracowałam po nocach, szyłam ubrania na zamówienie sąsiadek, żeby dziewczyny miały na wycieczki szkolne. Nigdy nie miałam czasu ani siły na własne marzenia. Czy to naprawdę było tak mało?

Marek próbował mnie pocieszać: — Daj im czas. Dorosną, zrozumieją. Ale ja widziałam w jego oczach ten sam smutek i rozczarowanie.

Pewnego wieczoru usłyszałam przez przypadek rozmowę Zuzi z jej chłopakiem:
— Twoja mama znowu cię kontroluje?
— Tak, nie daje mi spokoju. Ciągle pyta, czy jadłam, czy się uczyłam…
— Może powinnaś się wyprowadzić?
— Myślę o tym.

Serce mi pękło. Przecież chciałam tylko dobrze! Czy naprawdę byłam aż taką złą matką?

Zaczęłam się zastanawiać nad wszystkim od początku. Może powinnam była być bardziej stanowcza? Może za bardzo je rozpieszczałam? A może powinnam była znaleźć czas dla siebie?

Kiedyś zapytałam Olę:
— Córeczko, czy ty naprawdę myślisz, że nic nie osiągnęłam?
Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem:
— Mamo, po prostu… świat jest teraz inny. Ty żyłaś w innych czasach.

Ale czy to znaczy, że moje poświęcenie nic nie znaczy? Że jestem reliktem przeszłości?

Ostatnio Marek coraz częściej milczy przy kolacji. Wiem, że też czuje się odsunięty przez córki. Kiedy próbuję porozmawiać z Zuzią o jej planach na przyszłość, odpowiada półsłówkami albo przewraca oczami.

Wczoraj wieczorem usiedliśmy z Markiem w kuchni przy herbacie.
— Może powinniśmy wyjechać gdzieś na weekend? — zaproponował.
— A kto zajmie się domem? — zapytałam odruchowo.
— Może czas pomyśleć o sobie? Dziewczyny są już dorosłe.

Ale ja nie wiem, jak to zrobić. Całe życie byłam matką. Teraz nie umiem być nikim innym.

Czasem patrzę na stare zdjęcia — Ola i Zuzia bawią się w ogrodzie, Marek śmieje się do obiektywu. Wtedy byliśmy szczęśliwi. Teraz czuję się jak cień tej kobiety sprzed lat.

Czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie? Czy matka, która oddała wszystko swoim dzieciom, powinna czuć się winna za to, że oczekuje od nich szacunku i wdzięczności?

Może to ja czegoś nie rozumiem? Może powinnam nauczyć się żyć dla siebie?

Czasem pytam siebie: czy gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym coś inaczej? Czy poświęcenie dla dzieci zawsze musi oznaczać samotność i rozczarowanie na starość?

A wy… co o tym myślicie? Czy rodzic ma prawo oczekiwać wdzięczności od swoich dzieci?