Porzucone dziecko w remizie: Jak jeden dzień zmienił moje życie i relacje z ojcem
– Słyszysz to? – zapytała Magda, patrząc na mnie z niepokojem.
W pierwszej chwili myślałam, że to alarm – przecież w remizie zawsze coś się dzieje. Ale to nie był alarm. To był płacz. Cichy, przerywany, jakby ktoś bał się prosić o pomoc. Wybiegłam na korytarz, serce waliło mi jak młotem. Za drzwiami wejściowymi, owinięte w starą różową kołderkę, leżało niemowlę.
Nie zastanawiałam się ani chwili. Zignorowałam mundur, który miałam zaraz założyć na kolejną akcję. Wzięłam maleństwo na ręce – było takie lekkie, bezbronne, a jego policzki były mokre od łez. Przez chwilę poczułam się jak wtedy, gdy miałam dziesięć lat i marzyłam, że zostanę mamą. Ale wtedy życie potoczyło się inaczej.
– Magda, przynieś butelkę z kuchni! – krzyknęłam, próbując uspokoić dziecko kołysaniem. Magda pobiegła, a ja zostałam sama z tym małym człowiekiem i własnymi myślami. Czy jego matka płakała, zostawiając je tutaj? Czy miała wybór?
Kiedy Magda wróciła z butelką mleka, podałam ją dziecku. Chwyciło ją łapczywie, jakby od tego zależało jego życie. W tej chwili poczułam coś dziwnego – czułość, której nie znałam od lat. Przypomniałam sobie własną matkę, która odeszła, gdy byłam mała. Ojciec nigdy nie mówił o niej dobrze. „Nie była stworzona do rodziny” – powtarzał. Ale czy to naprawdę była jej wina?
W remizie zrobiło się zamieszanie. Ktoś zadzwonił po policję i pogotowie. Wszyscy patrzyli na mnie i dziecko jak na coś niezwykłego. Nawet stary Andrzej, który zawsze miał na wszystko gotową złośliwość, milczał.
Wtedy wszedł mój ojciec – komendant straży pożarnej w naszym miasteczku. Zawsze surowy, zawsze wymagający. Odkąd pamiętam, próbowałam zasłużyć na jego uznanie. Zawsze byłam „tą córką”, która powinna była być synem.
– Co tu się dzieje? – zapytał chłodno.
– Ktoś zostawił dziecko pod drzwiami – odpowiedziałam, starając się brzmieć pewnie.
Spojrzał na mnie i przez chwilę widziałam w jego oczach coś więcej niż tylko rozczarowanie. Może cień troski? Może wspomnienie o mojej matce?
– Dobrze zrobiłaś – powiedział cicho.
Zamarłam. To były słowa, których nigdy wcześniej od niego nie usłyszałam.
Policja przyjechała szybko. Zabrali dziecko do szpitala na badania. Zostałam sama w pustej kuchni remizy, patrząc na pustą butelkę po mleku i różową kołderkę.
Wieczorem ojciec wszedł do mojego pokoju bez pukania.
– Chciałem ci podziękować – powiedział szorstko. – Nie każdy potrafiłby tak zareagować.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez całe życie czekałam na takie słowa.
– Tata… – zaczęłam niepewnie.
– Wiem, że nie byłem łatwy – przerwał mi. – Po śmierci twojej matki… Nie umiałem sobie poradzić.
Widziałam łzy w jego oczach po raz pierwszy od lat.
– Może to dziecko… Może ono też dostanie drugą szansę – wyszeptał.
Usiadł obok mnie i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Po raz pierwszy poczułam, że jesteśmy rodziną.
Następnego dnia cała wieś mówiła o „dziecku z remizy”. Ludzie plotkowali: kto je zostawił? Dlaczego? Czy matka wróci?
W pracy nie było łatwo. Koledzy patrzyli na mnie inaczej – z podziwem, ale też z dystansem. „Matka Teresa ze straży” – żartował Andrzej, ale tym razem bez złośliwości.
Wieczorem zadzwoniła do mnie policjantka prowadząca sprawę.
– Dziecko jest zdrowe – powiedziała. – Ale matka się nie zgłosiła.
Przez kilka dni nie mogłam spać. Myślałam o tej kobiecie – kim była? Co ją zmusiło do takiego kroku? Czy była sama?
Ojciec coraz częściej zaglądał do mojego pokoju. Zaczął opowiadać mi o swojej młodości, o tym, jak poznał mamę i jak bardzo ją kochał mimo wszystkiego.
Zrozumiałam wtedy, że każdy nosi swoje rany i każdy czasem potrzebuje drugiej szansy.
Kilka tygodni później dowiedziałam się, że dziecko trafiło do rodziny zastępczej. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Zgłosiłam się jako wolontariuszka do domu dziecka w sąsiednim mieście.
Ojciec powiedział mi wtedy:
– Jestem z ciebie dumny, Lea.
To jedno zdanie wystarczyło, żebym poczuła się silna jak nigdy wcześniej.
Czasem wracam myślami do tamtego popołudnia i zastanawiam się: ile takich dzieci przechodzi obok nas niezauważonych? Ile matek musi wybierać między miłością a rozpaczą?
Czy my wszyscy potrafimy dać drugą szansę – sobie i innym?