Pomóżcie! Córka mojego partnera rujnuje nasze życie – czy można uratować patchworkową rodzinę?

– Znowu ona? – wyszeptałam, słysząc dźwięk domofonu. Była sobota, godzina 22:15. Piotr właśnie zasnął na kanapie po ciężkim tygodniu w pracy, a ja marzyłam o chwili ciszy. Ale Ola, jego siedemnastoletnia córka z pierwszego małżeństwa, miała inne plany.

– Cześć, tato! – jej głos rozbrzmiał w słuchawce, jakby to był środek dnia. – Mogę wejść? Muszę pogadać.

Nie miałam serca odmówić. Otworzyłam drzwi i patrzyłam, jak Ola wchodzi do mieszkania z torbą podróżną i miną zbuntowanej księżniczki. Pachniała papierosami i tanimi perfumami. Przeszła obok mnie bez słowa, rzuciła torbę na podłogę i usiadła na fotelu.

– Piotr śpi – powiedziałam cicho. – Może poczekasz do rana?

– Muszę z nim pogadać TERAZ – syknęła. – To ważne.

Wiedziałam, że nie mam szans. Poszłam do salonu i delikatnie potrząsnęłam Piotra za ramię.

– Piotrek… Ola przyszła. Chce z tobą rozmawiać.

Piotr otworzył oczy, spojrzał na mnie z wyrzutem, jakbym to ja była winna całemu zamieszaniu. Wstał i poszedł do córki. Zostawiłam ich samych, ale przez cienką ścianę słyszałam podniesione głosy:

– Nie wracam do mamy! Ona ma nowego faceta i mam go dość!
– Olu, nie możesz tak po prostu…
– Nie obchodzi mnie to! Albo mogę tu zostać, albo…

Reszta rozmowy zlała się w szum. Usiadłam w kuchni i poczułam znajome ukłucie w żołądku. To już trzeci raz w tym miesiącu. Za każdym razem Ola pojawiała się bez zapowiedzi, zostawała kilka dni, a potem znikała tak samo nagle, jak się pojawiła. Za każdym razem dom zamieniał się w pole bitwy.

Rano Ola siedziała przy stole i jadła płatki z mlekiem, jakby nic się nie stało. Piotr był spięty, ja próbowałam udawać normalność.

– Długo zostaniesz? – zapytałam ostrożnie.

– Nie wiem. Może tydzień. Może dwa – odpowiedziała beznamiętnie.

Piotr spojrzał na mnie przepraszająco. Wiedziałam, że nie chce konfliktu. Ale ja już nie dawałam rady.

Wieczorem zadzwoniła moja mama:

– Jak tam u was?
– Ola znowu u nas…
– Dziecko, po co ci to wszystko? Przecież to nie twoja córka!

Zacisnęłam zęby. Kocham Piotra. Ale coraz częściej czułam się jak intruz we własnym domu. Ola ignorowała mnie, zostawiała bałagan, wywracała wszystko do góry nogami. Piotr próbował być mediatorem, ale zawsze stawał po stronie córki.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W salonie siedzieli Ola i jej chłopak – Bartek, znany mi z opowieści jako „czarna owca” szkoły. Pili piwo i palili papierosy przy otwartym oknie.

– Co tu się dzieje?!

Ola spojrzała na mnie z pogardą:

– To mój dom tak samo jak twój!

Poczułam, jak narasta we mnie gniew.

– Nie pozwolę na takie zachowanie! To nie hotel ani melina!

Bartek zaśmiał się cicho pod nosem.

Wieczorem wybuchła awantura. Piotr próbował mnie uspokoić:

– Daj jej trochę luzu… Ona przechodzi trudny czas.
– A ja?! Ja też przechodzę trudny czas! – krzyknęłam przez łzy.

Ola zamknęła się w pokoju i trzaskała drzwiami przez pół nocy. Ja płakałam w łazience, Piotr siedział w kuchni ze spuszczoną głową.

Zaczęliśmy się oddalać od siebie. Każda rozmowa kończyła się kłótnią o Olę. Czułam się winna – przecież to dziecko przeżywa rozwód rodziców, szuka swojego miejsca… Ale ile można znosić?

W pracy byłam rozkojarzona, znajomi przestali mnie zapraszać na spotkania („Bo pewnie znowu musisz pilnować Olki…”). Nawet moja siostra powiedziała:

– Może powinnaś odejść? Zasługujesz na spokój.

Ale czy naprawdę mogę zostawić Piotra? Przecież go kocham…

Pewnej nocy usłyszałam szloch z pokoju Oli. Weszłam cicho – leżała skulona na łóżku, trzymając telefon.

– Wszystko w porządku? – zapytałam delikatnie.

Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.

– Nikt mnie nie chce… Mama ma nowego faceta, tata ma ciebie… Ja nie mam domu.

Usiadłam obok niej i po raz pierwszy poczułam coś innego niż złość – współczucie. Pogłaskałam ją po głowie.

– To nieprawda, Olu… Ale musimy nauczyć się żyć razem. Inaczej wszyscy się pogubimy.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Potem Ola zasnęła z głową na moim ramieniu.

Od tamtej pory próbuję rozmawiać z Olą częściej – czasem się udaje, czasem nie. Z Piotrem chodzimy na terapię dla par. Nie jest łatwo. Każdy dzień to walka o normalność.

Czasem myślę: czy naprawdę można stworzyć szczęśliwą patchworkową rodzinę? Czy miłość wystarczy, by posklejać rozbite serca?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?