Pomogłem mamie, a ona wydała pieniądze na wakacje. Czy rodzina może tak zawieść?
— Mamo, proszę cię, powiedz mi, gdzie są te pieniądze? — mój głos drżał, choć starałem się brzmieć spokojnie. Stałem w kuchni, oparty o blat, a ona patrzyła przez okno na szare podwórko.
— Synku, ja… — zaczęła, ale urwała. W jej oczach widziałem wstyd i coś jeszcze — upór? — Przecież całe życie tylko pracowałam. Należało mi się trochę odpoczynku.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Jeszcze tydzień temu podpisywałem umowę kredytową w banku. 40 tysięcy złotych — suma, która miała pokryć koszt operacji biodra mamy. Lekarz powiedział jasno: bez zabiegu grozi jej trwałe kalectwo. Mama płakała wtedy w gabinecie, a ja przysięgałem sobie, że zrobię wszystko, by jej pomóc.
Teraz patrzyłem na nią — moją mamę, która od zawsze była dla mnie wzorem siły i poświęcenia. A ona… wydała te pieniądze na wyjazd do Kołobrzegu z koleżankami z klubu seniora. Wróciła opalona, z nową fryzurą i torbą pełną pamiątek.
— Mamo, przecież miałaś mieć operację! — głos mi się załamał.
— Ale ja już nie chcę żadnych szpitali! — wybuchła nagle. — Całe życie tylko lekarze, leki, kolejki! Chciałam poczuć się wolna choć przez chwilę!
Zacisnąłem pięści. Przypomniałem sobie, jak przez ostatnie tygodnie odmawiałem sobie wszystkiego — nie wychodziłem ze znajomymi, jadłem najtańsze jedzenie, bo każda złotówka się liczyła. A teraz zostałem z długiem i… poczuciem zdrady.
Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra, Kasia.
— Michał, mama wróciła? Co z operacją?
— Nie będzie żadnej operacji — powiedziałem cicho. — Wydała wszystko na wakacje.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Żartujesz chyba?!
— Chciałbym.
Kasia przyjechała następnego dnia. Wybuchła awantura. Mama płakała, tłumaczyła się, że chciała „jeszcze raz poczuć życie”. Kasia krzyczała, że to egoizm i brak szacunku do nas obu. Ja siedziałem w kącie i czułem się jak dziecko podczas rozwodu rodziców.
Wieczorem usiadłem z mamą przy stole.
— Wiesz, że teraz muszę spłacać ten kredyt przez lata? — spytałem cicho.
— Przepraszam cię, Michałku… Ale ja już nie mam siły walczyć. Chciałam tylko raz zrobić coś dla siebie.
Patrzyłem na jej zmęczoną twarz. Zawsze była twarda — po śmierci taty sama nas wychowała, pracowała na dwa etaty. Ale teraz widziałem w niej starą kobietę, która boi się przyszłości bardziej niż bólu biodra.
Przez kolejne dni nie rozmawialiśmy prawie wcale. Kasia przestała przyjeżdżać. Ja chodziłem do pracy jak automat. Koledzy pytali, czemu jestem taki przygaszony — nie miałem siły tłumaczyć.
Pewnego wieczoru mama przyszła do mojego pokoju.
— Synku… Może spróbuję znaleźć jakąś pracę na pół etatu? Pomogę ci spłacić ten kredyt…
Poczułem ukłucie żalu i współczucia jednocześnie.
— Mamo, nie dasz rady. Chciałem ci pomóc, a wyszło jak zawsze…
Przez następne tygodnie próbowałem się z tym pogodzić. Czułem gniew — na nią, na siebie, na cały świat. Ale potem przyszło zrozumienie: mama naprawdę się boi. Może bardziej niż ja tego długu.
Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim innym — o pogodzie, o sąsiadach, o dawnych czasach. O operacji już nie wspominałem. Czasem widziałem, jak łapie się za biodro i zaciska zęby z bólu, ale nic nie mówi.
Kasia przestała odbierać telefony od mamy. Rodzina się rozpadła przez jedno głupie lato nad morzem.
Minęły miesiące. Spłacam kredyt powoli, rezygnując z marzeń o własnym mieszkaniu czy wakacjach. Mama coraz częściej siedzi sama w kuchni i patrzy przez okno.
Czasem myślę: czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy powinienem był bardziej ją pilnować? A może to ja jestem naiwny, wierząc w rodzinne poświęcenie?
Dziś patrzę na nią i widzę nie bohaterkę z dzieciństwa, ale zwykłą kobietę ze swoimi lękami i słabościami. Może właśnie to jest najtrudniejsze w dorosłości — zobaczyć prawdę o tych, których kochamy najbardziej.
Czy można jeszcze zaufać komuś bezgranicznie? Czy rodzina naprawdę zawsze jest najważniejsza?