Podwójne życie mojego męża: Prawda, która rozdarła rodzinę
– Wiesz, że twój mąż ma drugą rodzinę? Ma syna o imieniu Michał – głos w słuchawce był zimny i ostry jak nóż. Kobieta natychmiast się rozłączyła. Stałam w kuchni z telefonem w dłoni, a ziemia dosłownie zapadła się pode mną. Mój mąż? Andrzej? Druga rodzina? Syn? To nie mogło być prawdą.
Nazywam się Iwona. Mieszkamy z Andrzejem i naszymi dwiema córkami – Martą i Kingą – w niewielkim bloku na warszawskim Ursynowie. Zawsze myślałam, że jesteśmy zwyczajną rodziną. Andrzej pracował jako kierownik zmiany w dużym markecie, ja prowadziłam mały sklepik spożywczy pod domem. Nasze życie było zwyczajne, czasem monotonne, ale pełne ciepła i śmiechu dzieci.
Ostatnie miesiące jednak coś się zmieniło. Andrzej coraz częściej wracał późno, był rozdrażniony, unikał rozmów. Córki pytały: „Mamo, czemu tata jest taki smutny?” Odpowiadałam wymijająco, sama nie rozumiejąc, co się dzieje. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, zbywał mnie:
– Iwona, mam dużo na głowie w pracy. Daj mi trochę spokoju.
Ale tego dnia, po tym telefonie, nie mogłam już dłużej udawać. Czekałam na niego jak na wyrok. Gdy wszedł do domu, spojrzałam mu prosto w oczy i zapytałam:
– Kim jest Michał?
Zamarł. Twarz mu pobladła, ręce zaczęły drżeć. Próbował coś powiedzieć, ale tylko bełkotał pod nosem. W końcu usiadł ciężko na krześle i zakrył twarz dłońmi.
– Iwona… ja… Przepraszam.
Słuchałam w osłupieniu jego wyznań. Trzy lata temu miał romans z koleżanką z pracy – Justyną. Była młodsza ode mnie o dziesięć lat. Zaszła w ciążę. Andrzej błagał ją o aborcję, przysięgał jej i sobie, że to był tylko błąd. Ale ona urodziła chłopca – Michała – i zaczęła go szantażować pieniędzmi oraz groźbami, że wszystko mi powie.
– Nie chciałem cię skrzywdzić… Przysięgam! – płakał jak dziecko.
Wtedy świat mi się zawalił. Przez kilka dni chodziłam jak zombie. Nie mogłam spać, jeść, patrzeć na dzieci bez łez w oczach. Najgorsze było to, że Marta i Kinga niczego nie rozumiały. Starsza córka podsłuchała naszą rozmowę i zaczęła zadawać pytania:
– Mamo, czy tata nas zostawi?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Wkrótce Justyna zaczęła wydzwaniać do mnie. Chciała pieniędzy na syna, groziła sądem i upublicznieniem sprawy w pracy Andrzeja. Byłam rozdarta między gniewem a współczuciem dla niewinnego dziecka. Andrzej próbował wszystko naprawić:
– Iwona, błagam cię… Nie zostawiaj mnie. Kocham was…
Ale jak można kochać kogoś, kto tak bardzo zranił?
Moja matka, pani Janina – kobieta twarda jak skała – dowiedziawszy się o wszystkim, przyszła do nas i zrobiła awanturę:
– Jak mogłeś to zrobić mojej córce?! Wynoś się stąd! – krzyczała na Andrzeja.
On klęczał przed nią i płakał:
– Proszę pani… Ja wiem, że zawiniłem… Ale nie potrafię żyć bez Iwony i dziewczynek.
Matka patrzyła na mnie z wyrzutem:
– Iwona, nie możesz mu tego wybaczyć! On cię upokorzył!
A ja… nie wiedziałam już niczego. Każdy dzień był walką z samą sobą: czy lepiej odejść i zacząć od nowa? Czy zostać dla dzieci? Czy można wybaczyć taką zdradę?
W pracy nie potrafiłam się skupić. Klienci pytali:
– Pani Iwono, wszystko w porządku?
Uśmiechałam się sztucznie:
– Tak, dziękuję…
Ale w środku byłam wrakiem człowieka.
Pewnego dnia Justyna przyszła do mojego sklepu z Michałem za rękę. Chłopiec miał może trzy latka – jasne włosy po Andrzeju i te same niebieskie oczy co moje córki.
– To twój mąż jest ojcem mojego dziecka – powiedziała głośno przy klientach.
Zrobiło mi się słabo. Ludzie patrzyli na mnie z litością i ciekawością. Po powrocie do domu zamknęłam się w łazience i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.
Wieczorem Andrzej próbował mnie przytulić:
– Iwona… Proszę cię…
Odepchnęłam go:
– Nie wiem już, kim jesteś.
Córki zaczęły mieć problemy w szkole. Marta przestała odrabiać lekcje, Kinga zamknęła się w sobie. Nauczycielka wezwała mnie na rozmowę:
– Pani Iwono, dziewczynki są bardzo przygaszone… Czy coś się dzieje w domu?
Nie potrafiłam odpowiedzieć.
W końcu postanowiłam pójść do psychologa rodzinnego. Andrzej zgodził się na terapię. Na pierwszym spotkaniu płakał bardziej niż ja:
– Zniszczyłem wszystko…
Psycholog zapytał mnie:
– Czy chce pani walczyć o tę rodzinę?
Nie wiedziałam.
Matka naciskała na rozwód:
– Nie pozwól mu się upokarzać! Pomyśl o sobie!
Ale ja myślałam o dzieciach.
Po kilku tygodniach Justyna przestała wydzwaniać – dostała alimenty przez sąd. Michał czasem pojawiał się u nas pod blokiem z babcią – matką Justyny – która patrzyła na mnie z pogardą.
Z czasem zaczęliśmy z Andrzejem rozmawiać spokojniej. Próbował naprawić każdy dzień: pomagał w domu, zabierał dziewczynki na spacery, przynosił mi kwiaty bez okazji.
Ale rany nie goją się tak łatwo.
Pewnego dnia Marta zapytała:
– Mamo… czy Michał jest moim bratem?
Zatkało mnie.
– Tak… Jest twoim bratem.
Dziewczynka długo milczała:
– Czy on kiedyś będzie mógł przyjść do nas?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Po roku od tamtego telefonu nadal nie potrafię zaufać Andrzejowi tak jak kiedyś. Czasem patrzę na niego i widzę obcego człowieka; czasem widzę ojca moich dzieci i mężczyznę, którego kiedyś kochałam całym sercem.
Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone? Czy wy byście wybaczyli? A może lepiej zacząć od nowa? Czekam na wasze historie…