Pierwsze wrażenie, które zmieniło wszystko: Opowieść o rodzinie, miłości i przebaczeniu

– Nie wierzę, że znowu to zrobiłeś, Piotr! – krzyknęłam, kiedy drzwi do mieszkania zatrzasnęły się za moim synem i jego nową dziewczyną. Była prawie północ, a ja już od godziny leżałam w łóżku, próbując zasnąć po ciężkim dniu w szkole. Pracuję jako nauczycielka matematyki w podstawówce i każdy dzień wyciska ze mnie resztki sił.

Piotr wszedł do kuchni z tą dziewczyną, całą mokrą od deszczu, z rozmazanym makijażem i spojrzeniem pełnym wyzwania. – Mamo, poznaj Zuzę – powiedział cicho, jakby się mnie bał.

Zuza uśmiechnęła się szeroko, jakby była u siebie. – Dobry wieczór, pani Marto. Przepraszam za najście o tej porze, ale autobus nam uciekł i…

– To nie jest hotel – przerwałam jej chłodno. – Ale skoro już jesteście, to wejdźcie.

Nie chciałam być niemiła, ale byłam zmęczona. I zła. Piotr miał już 28 lat, a wciąż zachowywał się jak nastolatek. Zawsze wybierał dziewczyny, które nie pasowały do naszej rodziny – raz była to artystka z dredami, innym razem weganka, która próbowała mnie przekonać do tofu na Wigilię. Ale Zuza… Zuza od początku wydawała mi się inna. Zbyt pewna siebie. Zbyt głośna. Zbyt… nie moja.

Noc była niespokojna. Słyszałam ich śmiechy zza ściany i czułam narastającą irytację. Rano wstałam wcześniej niż zwykle i zaczęłam robić śniadanie – jajecznicę z boczkiem, tak jak lubi Piotr. Kiedy weszli do kuchni, Zuza miała na sobie moją starą bluzę i wyglądała na zupełnie rozluźnioną.

– Pani Marto, kawa już się parzy! – zawołała radośnie.

– Nie trzeba było… – mruknęłam pod nosem.

Piotr spojrzał na mnie błagalnie. – Mamo, Zuza zostanie u nas przez kilka dni. Jej współlokatorka wyjechała, a ona nie chce być sama w mieszkaniu.

– To chyba powinnaś była mnie zapytać wcześniej – powiedziałam ostro.

– Przepraszam – odpowiedziała Zuza spokojnie. – Nie chciałam sprawiać kłopotu.

Przez kolejne dni próbowałam znaleźć powód, żeby ją wyrzucić. Przeszkadzało mi wszystko: że zostawia kubki po kawie na stole, że śmieje się z Piotrem do łez przy śniadaniu, że przynosi do domu jakieś dziwne książki o psychologii i zostawia je na widoku. Najbardziej bolało mnie jednak to, jak bardzo mój syn przy niej rozkwitał.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi.

– Twoja mama mnie nie lubi – powiedziała Zuza cicho.

– Daj jej czas – odpowiedział Piotr. – Ona zawsze tak ma na początku.

– Może powinnam wyjechać…

– Nie! Zuza, proszę cię…

Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę byłam aż tak okropna? Czy naprawdę chciałam być tą złą teściową z dowcipów?

Kilka dni później przyszła moja siostra Anka z mężem i ich córką Mają. Od razu zauważyła napiętą atmosferę.

– Co tu się dzieje? – zapytała szeptem w kuchni.

– Piotr znowu przyprowadził dziewczynę do domu. I to na kilka dni!

Anka spojrzała na mnie z politowaniem. – Może czas przestać traktować go jak dziecko?

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.

Wieczorem wybuchła awantura. Piotr wrócił późno z pracy i zobaczył mnie sprzątającą po Zuzie.

– Mamo, możesz przestać? To ja powinienem sprzątać!

– A robisz to? – zapytałam ostro.

Zuza weszła do kuchni i spojrzała na nas oboje.

– Może powinnam się wyprowadzić? Nie chcę być problemem.

Wtedy Piotr wybuchł:

– Mamo! Dlaczego zawsze musisz wszystko kontrolować? Dlaczego nie możesz po prostu zaakceptować mojego wyboru?

Zaniemówiłam. Przez chwilę miałam ochotę go uderzyć – a potem rozpłakać się jak dziecko.

Zuza spakowała swoje rzeczy i wyszła bez słowa. Piotr pobiegł za nią, a ja zostałam sama w pustym mieszkaniu.

Przez kolejne dni Piotr nie wracał do domu. Nie odbierał telefonów. W pracy byłam rozkojarzona, popełniałam błędy przy tablicy. W końcu zadzwoniła Anka:

– Musisz coś zrobić. Stracisz syna przez własną dumę.

Wieczorem zebrałam się na odwagę i pojechałam do mieszkania Zuzy. Otworzyła mi zapuchnięta od płaczu.

– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Chciałam tylko chronić Piotra… Ale chyba przesadziłam.

Zuza spojrzała na mnie długo i w końcu się uśmiechnęła przez łzy.

– Ja też przepraszam. Chciałam tylko być częścią waszej rodziny.

Wróciłyśmy razem do domu. Piotr siedział w kuchni z głową opartą o stół.

– Mamo…

Objęłam go mocno pierwszy raz od lat.

Minęły dwa lata od tamtej nocy. Dziś jestem babcią małego Antosia i patrzę na Zuzę z zupełnie innej perspektywy. Jest cudowną matką i żoną dla mojego syna. A ja? Wciąż uczę się odpuszczać kontrolę i pozwalać dzieciom żyć własnym życiem.

Czasem patrzę na nich wszystkich przy stole i myślę: ile razy nasze pierwsze wrażenia odbierają nam szansę na szczęście? Czy potrafimy naprawdę kochać, jeśli nie umiemy zaakceptować wyborów naszych bliskich?