Oddałam mieszkanie wnuczce i straciłam córkę. Czy można jeszcze naprawić rodzinę?
— Mamo, jak mogłaś mi to zrobić? — głos Magdy drżał, a jej oczy płonęły gniewem. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, tej samej, w której przez lata piekłyśmy razem szarlotki i rozmawiałyśmy o wszystkim. Teraz dzieliła nas przepaść, której nie potrafiłam zasypać.
Wiedziałam, że ta rozmowa będzie trudna, ale nie sądziłam, że aż tak. Przekazałam mieszkanie mojej wnuczce, Julii, bo widziałam, jak ciężko pracuje i jak trudno jej się urządzić w Warszawie. Magda — moja córka — zawsze miała wszystko pod kontrolą. Dobrze zarabiała, miała dom pod Piasecznem i wydawało mi się, że nie potrzebuje już mojego wsparcia. Ale ona widziała to inaczej.
— To nie chodzi o pieniądze! — krzyknęła. — Chodzi o to, że nawet mnie nie zapytałaś! Zawsze byłam na drugim miejscu!
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przecież chciałam dobrze. Chciałam pomóc Julii, która od dwóch lat wynajmowała klitkę z wilgocią na Pradze. Miała dość życia na walizkach i wiecznych przeprowadzek. Pamiętam, jak przyszła do mnie zapłakana po kolejnej podwyżce czynszu.
— Babciu, ja już nie mam siły… — szepnęła wtedy. — Może powinnam wrócić do rodziców do Radomia?
Nie mogłam na to pozwolić. Przecież całe życie pracowałam na to mieszkanie — dwa pokoje na Ochocie, moje królestwo od czterdziestu lat. Ale wiedziałam też, że nie będę tu wiecznie. Chciałam zostawić coś po sobie komuś, kto tego naprawdę potrzebuje.
Podjęłam decyzję sama. Poszłam do notariusza z Julią i podpisałyśmy akt darowizny. Myślałam, że Magda zrozumie. Przecież ona zawsze powtarzała: „Nie martw się o mnie, mamo”.
Ale kiedy się dowiedziała… Przestała odbierać telefony. Nie przyszła na moje urodziny pierwszy raz w życiu. Wnuczka próbowała ją przekonać:
— Mamo, babcia chciała dobrze. Ja nawet nie prosiłam… — tłumaczyła Julia przez łzy.
Ale Magda była nieugięta.
— Nie chcę was znać! — powiedziała przez zamknięte drzwi.
Od tamtej pory minęło pół roku. Każdego dnia budzę się z nadzieją, że zadzwoni telefon albo usłyszę znajome kroki na klatce schodowej. Ale nic się nie zmienia. Julia odwiedza mnie często, pomaga w zakupach i sprząta mieszkanie, które teraz formalnie należy do niej. Ale ja czuję się jak intruz we własnym domu.
Czasem siedzimy razem przy stole i rozmawiamy o wszystkim — tylko nie o Magdzie. Wiem, że Julia tęskni za matką tak samo jak ja za córką. Ale żadna z nas nie wie, jak to naprawić.
Najgorsze są święta. W Wigilię zawsze byliśmy razem: ja, Magda, jej mąż Tomek i Julia. W tym roku siedziałyśmy we dwie przy pustym stole. Julia płakała cicho nad barszczem.
— Babciu… Może powinnam oddać ci to mieszkanie? Może wtedy mama wróci? — zapytała z rozpaczą.
Pogłaskałam ją po głowie.
— To nie twoja wina, kochanie. To ja zawiodłam jako matka.
Ale czy naprawdę zawiodłam? Czy każda decyzja matki musi być konsultowana z dorosłą córką? Czy mam prawo decydować o swoim majątku?
Czasem wracam myślami do dzieciństwa Magdy. Była jedynaczką, oczkiem w głowie mojego męża i moim światłem w tunelu po trudnych czasach PRL-u. Zawsze chciałam jej dać wszystko, czego sama nie miałam: stabilizację, poczucie bezpieczeństwa, dom pełen miłości.
Może dlatego tak bardzo ją zabolało to przekazanie mieszkania Julii? Może poczuła się zdradzona? A może to ja nigdy nie nauczyłam jej dzielić się tym, co najważniejsze?
Próbowałam pisać listy. Pisałam o tym, jak bardzo tęsknię i jak bardzo żałuję tej ciszy między nami. Ale odpowiedzi nigdy nie było.
Ostatnio spotkałam Tomka na bazarku pod Halą Banacha. Zatrzymał się niezręcznie przy stoisku z warzywami.
— Dzień dobry, pani Noro… — powiedział cicho.
— Tomek… Jak Magda? — zapytałam z nadzieją.
Wzruszył ramionami.
— Pracuje dużo. Jest smutna… Ale uparta jak zawsze.
Chciałam go poprosić, żeby przekazał jej moje pozdrowienia, ale zabrakło mi odwagi.
Wieczorami siedzę przy oknie i patrzę na światła miasta. Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś usłyszę śmiech mojej córki w tym mieszkaniu. Czy jest coś, co mogę zrobić? Czy powinnam przeprosić? A może zostawić czasowi to, czego sama już nie potrafię naprawić?
Czasem mam wrażenie, że jestem już tylko cieniem matki i babci — kimś zawieszonym między dwoma światami: tym dawnym pełnym rodzinnego ciepła i tym obecnym pełnym żalu i niedopowiedzeń.
Może powinnam była porozmawiać z Magdą wcześniej? Może powinnam była zapytać ją o zdanie? Ale czy wtedy nie zraniłabym Julii?
Każdego dnia pytam siebie: czy można jeszcze poskładać rodzinę po takim rozdarciu? Czy wybaczenie jest możliwe? Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między dzieckiem a wnukiem?