Oczekując bliźniąt, walczę z cieniem byłej żony mojego męża – czy nasza rodzina to przetrwa?

– Znowu dzwoniła. – Głos Pawła był cichy, niemal przepraszający, gdy wszedł do kuchni. Stałam przy blacie, próbując zapanować nad mdłościami i jednocześnie rozpakować ostatnie kartony po remoncie. W brzuchu czułam już delikatne ruchy bliźniąt – nasze dzieci, nasze nowe życie. Ale cień przeszłości nie dawał nam spokoju.

– I co tym razem? – zapytałam, starając się nie okazać złości. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo. Jego była żona, Agnieszka, od początku naszego związku nie mogła pogodzić się z tym, że Paweł ułożył sobie życie na nowo. Ich córka, Zosia, miała dziewięć lat i była cudownym dzieckiem, ale każda nasza próba zbudowania normalności kończyła się awanturą.

– Twierdzi, że Zosia nie powinna tu spać w weekendy, bo… – Paweł zawiesił głos. – Bo to dla niej za dużo zmian. Że dom jest nowy, że ty jesteś w ciąży…

– To nieprawda – przerwałam mu. – Zosia czuje się tu dobrze. Sama mówiła, że podoba jej się jej pokój. Agnieszka po prostu nie chce, żeby była częścią naszego życia.

Paweł spuścił wzrok. Wiedziałam, że czuje się rozdarty. Kochał Zosię ponad wszystko, ale chciał też być dobrym mężem i ojcem dla naszych nienarodzonych dzieci. A ja? Czułam się jak intruz we własnym domu.

Wieczorem Zosia przyszła do nas na weekend. Przywitała mnie uśmiechem i od razu pobiegła do swojego pokoju. Przez chwilę poczułam ulgę – może jednak damy radę? Ale już po godzinie zadzwonił telefon.

– Mamo? Tak, wszystko dobrze… Nie, nie jestem głodna… Tak, powiedziałam ci już… – Zosia patrzyła na mnie niepewnie, ściskając słuchawkę. Słyszałam przez drzwi podniesiony głos Agnieszki: „Nie pozwól im cię wykorzystywać! Pamiętaj, że jesteś moją córką!”

Położyłam rękę na brzuchu i poczułam narastający lęk. Czy będę potrafiła być matką dla bliźniąt i jednocześnie nie stracić kontaktu z Zosią? Czy kiedykolwiek będziemy prawdziwą rodziną?

Następnego dnia rano Paweł zaproponował wspólne śniadanie. Zosia była cicha, bawiła się jedzeniem.

– Zosiu, może chcesz pomóc mi wybrać kolor zasłon do twojego pokoju? – zapytałam z nadzieją.

Spojrzała na mnie niepewnie.

– Mama mówiła, że to twój dom i że ja tu tylko gościem jestem…

Zamarłam. Paweł spojrzał na mnie bezradnie.

– To nieprawda – powiedziałam łagodnie. – To też twój dom. Chcemy, żebyś czuła się tu dobrze.

Zosia wzruszyła ramionami i uciekła do swojego pokoju. Paweł westchnął ciężko.

– Nie wiem już, co robić – powiedział cicho. – Agnieszka manipuluje nią na każdym kroku.

Wieczorem usiedliśmy razem na kanapie. Czułam się wyczerpana emocjonalnie i fizycznie. Bliźnięta dawały o sobie znać coraz mocniej, a ja miałam wrażenie, że grunt usuwa mi się spod nóg.

– Może powinniśmy porozmawiać z Agnieszką? – zaproponowałam niepewnie.

Paweł pokręcił głową.

– Ona nie chce rozmawiać. Dla niej jesteś zagrożeniem. Dla niej zawsze będziesz tą drugą.

Przez kolejne tygodnie sytuacja tylko się pogarszała. Agnieszka zaczęła wysyłać mi wiadomości: „Nie masz prawa wychowywać mojej córki”, „Nie licz na to, że Zosia będzie cię kochać”. Czułam się coraz bardziej osaczona. Nawet moja mama zaczęła pytać: „Może powinnaś odpuścić? Skupić się na swoich dzieciach?”

Ale jak miałam odpuścić? Przecież Zosia była częścią naszej rodziny.

Pewnego wieczoru usłyszałam płacz w pokoju Zosi. Weszłam cicho i zobaczyłam ją skuloną na łóżku.

– Co się stało? – zapytałam delikatnie.

– Mama powiedziała, że jak będę cię lubić, to ją zdradzam…

Serce mi pękło.

– Kochanie… Możesz lubić nas wszystkich. To nie jest zdrada. Masz prawo być szczęśliwa tutaj i tam.

Zosia spojrzała na mnie z nadzieją i rzuciła mi się w ramiona.

Wtedy zrozumiałam, że walka o tę rodzinę to nie tylko konflikt z Agnieszką. To walka o serce dziecka, które jest rozdarte między dwoma światami.

Kiedy kilka dni później zaczęły się skurcze i trafiłam do szpitala przed terminem, Paweł został z Zosią w domu. Przysłał mi zdjęcie: ona trzyma w rękach rysunek – trzy postacie: on, ja i ona. Pod spodem napisała: „Moja rodzina”.

Leżąc na szpitalnym łóżku i czując strach o dzieci oraz o przyszłość naszej rodziny, myślałam tylko o jednym: czy miłość wystarczy, by pokonać przeszłość? Czy można być matką dla dziecka, które ktoś inny trzyma za rękę?

A wy? Czy kiedykolwiek czuliście się jak intruz we własnym domu? Jak poradzić sobie z cieniem przeszłości w nowej rodzinie?