Obietnica, która zmieniła wszystko: Historia Magdy z podwarszawskiego Pruszkowa
Teraz wszystko zmieni się na zawsze. Obiecuję…
Te słowa powtarzałam sobie w myślach, stojąc w kuchni i patrząc na roztrzęsione dłonie. Woda w czajniku już dawno się zagotowała, a ja nadal nie potrafiłam się ruszyć. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o parapet, a ja czułam, jakby cały świat walił mi się na głowę. Właśnie wtedy, gdy powinnam czuć się bezpiecznie – we własnym domu, z mężem i córką za ścianą – usłyszałam coś, co rozdarło mnie na pół.
– Magda, musimy porozmawiać – powiedział Paweł, mój mąż, z tym swoim spokojnym, niemal obojętnym tonem. Stał w progu kuchni, opierając się o framugę drzwi. Jego twarz była napięta, oczy wbite w podłogę.
– Teraz? – zapytałam cicho. – Zosia już śpi…
– Właśnie dlatego – odparł. – Nie chcę, żeby słyszała.
Usiadłam przy stole. Paweł przez chwilę milczał, jakby szukał słów. W końcu spojrzał mi w oczy i powiedział:
– Magda… Ja… Zakochałem się w kimś innym.
Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Słyszałam tylko własny oddech i szum krwi w uszach. Potem przyszła fala – złość, niedowierzanie, rozpacz.
– Żartujesz sobie? – wyszeptałam.
– Nie. Przepraszam. To trwa już od kilku miesięcy. To… Justyna z pracy.
Wstałam gwałtownie, krzesło przewróciło się z hukiem. – Jak mogłeś? Jak mogłeś mi to zrobić?!
Paweł nie odpowiedział. Patrzył tylko na mnie tymi swoimi pustymi oczami. W tamtej chwili poczułam się jak powietrze – niewidzialna, niepotrzebna.
Następne dni były jak koszmar na jawie. Zosia miała wtedy siedem lat. Pytała, dlaczego tata śpi na kanapie i czemu mama płacze w łazience. Musiałam udawać przed nią normalność, choć w środku byłam wrakiem człowieka.
Moja matka, pani Halina – kobieta twarda jak skała – przyjechała do mnie już następnego dnia.
– Mówiłam ci, żebyś nie ufała facetom – rzuciła bez ogródek. – Twój ojciec też miał swoje tajemnice.
– Mamo, proszę cię…
– Nie będę cię głaskać po głowie! Masz dziecko, musisz być silna! – Jej głos był ostry jak brzytwa.
Zawsze taka była. Nigdy nie pozwalała sobie na słabość. Ale ja nie byłam nią. Ja chciałam tylko zniknąć.
Paweł wyprowadził się po tygodniu. Zabrał tylko kilka rzeczy i zostawił mi kartkę: „Przepraszam. Muszę to zrobić dla siebie.”
Zostałam sama z kredytem na mieszkanie i dzieckiem, które coraz częściej pytało: „Kiedy tata wróci?”
W pracy w urzędzie gminy próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku. Moja szefowa, pani Teresa, patrzyła na mnie z troską:
– Magda, jeśli potrzebujesz wolnego…
– Nie mogę sobie pozwolić na wolne – przerwałam jej szybko.
Wiedziałam, że plotki już krążą po korytarzach. W małym mieście nic się nie ukryje.
Najgorsze przyszło po miesiącu. Paweł przyszedł do nas w niedzielę po południu. Zosia rzuciła mu się na szyję.
– Tato! Tato! Zobacz, narysowałam ci serduszko!
Patrzyłam na nich i czułam, jak serce mi pęka.
Położyliśmy Zosię spać razem. Potem Paweł poprosił mnie o rozmowę na klatce schodowej.
– Magda… Justyna jest w ciąży.
Zatkało mnie.
– Co ty mówisz?
– Chcę być z nią uczciwy. Chcę być też uczciwy wobec ciebie i Zosi. Będę płacił alimenty…
– Alimenty?! Myślisz, że chodzi mi o pieniądze?!
Nie odpowiedział. Widziałam tylko jego plecy oddalające się w stronę windy.
Wróciłam do mieszkania i zamknęłam się w łazience. Płakałam tak głośno, że aż Zosia zapukała do drzwi:
– Mamusiu? Wszystko dobrze?
Otarłam łzy i wyszłam z wymuszonym uśmiechem.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak automat. Praca-dom-praca-dom. Moja matka coraz częściej dzwoniła:
– Magda, musisz się pozbierać! Dziecko cię potrzebuje!
Ale ja nie miałam siły nawet jeść.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Justyna.
– Magda? Tu Justyna… Czy możemy się spotkać?
Nie chciałam jej widzieć nigdy w życiu. Ale ciekawość zwyciężyła.
Spotkałyśmy się w kawiarni przy dworcu PKP w Pruszkowie. Justyna była młodsza ode mnie o siedem lat, ładna, zadbana.
– Przepraszam cię – zaczęła od razu. – Wiem, że to wszystko moja wina…
– Twoja? A Paweł? On był żonaty!
– On mówił mi, że już dawno między wami nic nie ma… Że jesteście razem tylko dla dziecka…
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Wiesz co? Nie chcę tego słuchać. Masz go? To go sobie weź! Ale pamiętaj: ja nie pozwolę mu zapomnieć o córce!
Justyna spuściła wzrok.
Po tej rozmowie coś we mnie pękło. Przestałam płakać nocami. Zaczęłam walczyć o siebie i o Zosię.
Zgłosiłam się na terapię do psychologa w poradni rodzinnej przy kościele św. Kazimierza. Tam poznałam inne kobiety z podobnymi historiami.
Jedna z nich – Ania – powiedziała mi coś ważnego:
– Magda, nie jesteś winna temu, co zrobił twój mąż. On wybrał ucieczkę. Ty możesz wybrać siebie.
Te słowa były jak plaster na ranę.
Minął rok od tamtej rozmowy w kuchni. Paweł mieszka teraz z Justyną i ich synkiem pod Warszawą. Zosia widuje go co drugi weekend.
Moja matka powoli zaczęła mnie wspierać po swojemu:
– Dobrze sobie radzisz – powiedziała ostatnio niechętnie. – Jestem z ciebie dumna.
To było więcej warte niż wszystkie przeprosiny Pawła razem wzięte.
Zaczęłam znów żyć dla siebie: zapisałam się na kurs księgowości online, zaczęłam biegać po parku Potulickich i pierwszy raz od lat kupiłam sobie nową sukienkę bez wyrzutów sumienia.
Czasem jeszcze budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy można wybaczyć zdradę? Czy da się jeszcze komuś zaufać?
A może najważniejsze jest to, żeby nauczyć się ufać samej sobie?
Co wy o tym myślicie? Czy każdą zdradę można wybaczyć? A może są granice, których przekroczyć nie wolno?