„Obiecałam twojemu bratu pieniądze na samochód. Dogadajcie się między sobą” – czyli jak jedna decyzja matki podzieliła rodzinę na lata
– To nie jest sprawiedliwe, mamo! – wykrzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Mama spojrzała na mnie z tym swoim zmęczonym, ale stanowczym wzrokiem. – Obiecałam twojemu bratu pieniądze na samochód. Dogadajcie się między sobą – powiedziała spokojnie, jakby chodziło o podział ostatniego kawałka ciasta, a nie o kilkanaście tysięcy złotych.
Wtedy, trzy lata temu, nie miałam dzieci. Z Piotrem dopiero planowaliśmy przyszłość. Brat, Tomek, był świeżo po studiach i marzył o własnym aucie. Mama sprzedała działkę po dziadkach i powiedziała, że część pieniędzy przeznaczy dla Tomka na samochód. Ja nie protestowałam – przecież byłam już dorosła, miałam pracę i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. „Niech ma”, pomyślałam wtedy. „Może kiedyś ja też dostanę coś ekstra”.
Ale życie potrafi zaskoczyć. Dwa lata później urodził się nasz synek Michałek. Wkrótce potem Piotr stracił pracę, a ja musiałam wrócić do biura szybciej niż planowałam. Każda złotówka zaczęła mieć znaczenie. Wtedy przypomniałam sobie o tych pieniądzach – o tym, że mama sprzedała działkę, a cała suma trafiła do Tomka. Zaczęłam czuć żal. Dlaczego on dostał wszystko? Dlaczego ja nie mogę liczyć na wsparcie?
Zadzwoniłam do mamy. – Mamo, pamiętasz te pieniądze z działki? Może mogłabyś mi trochę pomóc? – zapytałam nieśmiało.
– Kochanie, przecież mówiłam… Tomek potrzebował wtedy samochodu do pracy. Ty miałaś dobrą posadę i nie prosiłaś o nic – odpowiedziała spokojnie.
– Ale teraz sytuacja się zmieniła! Piotr jest bez pracy, mamy dziecko…
– Rozumiem cię, ale już nie mam tych pieniędzy. Tomek wszystko dostał na samochód i remont mieszkania.
Poczułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez kolejne tygodnie unikałam rozmów z bratem. On nawet nie zapytał, czy potrzebujemy pomocy. Kiedy spotykaliśmy się u mamy na obiedzie, udawał, że nic się nie stało.
W końcu nie wytrzymałam. – Tomek, może mógłbyś mi oddać chociaż część tych pieniędzy? Teraz ja jestem w trudnej sytuacji – powiedziałam pewnego dnia przy stole.
Spojrzał na mnie zaskoczony i wzruszył ramionami. – Ale to mama mi dała te pieniądze. Ty wtedy nie chciałaś.
– Nie chodzi o to, czy chciałam! Po prostu nie wiedziałam, że życie tak się potoczy…
Mama próbowała łagodzić sytuację: – Dzieci, proszę was… Nie kłóćcie się przez pieniądze.
Ale to już nie były tylko pieniądze. To była sprawa sprawiedliwości. Czułam się pominięta, mniej ważna. Zaczęłam unikać rodzinnych spotkań. Piotr mówił: – Może przesadzasz? Ale widziałam w jego oczach to samo rozczarowanie.
Minęły kolejne miesiące. Michałek rósł, Piotr znalazł nową pracę, ale relacje z rodziną były coraz gorsze. Mama dzwoniła coraz rzadziej. Tomek przestał zapraszać nas na urodziny swojej córki.
Pewnego dnia zadzwoniła mama: – Chciałabym, żebyście przyszli na Wigilię.
– Nie wiem, mamo… To wszystko jest dla mnie trudne.
– Rozumiem cię, ale jesteśmy rodziną…
Zgodziłam się przyjść dla Michałka. W Wigilię atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Nikt nie poruszał tematu pieniędzy, ale czułam, że wszyscy myślą o tym samym.
Po kolacji mama poprosiła mnie do kuchni.
– Wiem, że cię skrzywdziłam – powiedziała cicho. – Ale wtedy wydawało mi się to słuszne.
– Mamo… Ja po prostu chciałam być traktowana tak samo jak Tomek.
Mama przytuliła mnie mocno i rozpłakała się.
Od tamtej pory minął rok. Nasze relacje powoli się odbudowują, ale rana pozostała. Często zastanawiam się: czy rodzina naprawdę jest ważniejsza od sprawiedliwości? Czy można wybaczyć niesprawiedliwość tylko dlatego, że łączy nas krew?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o swoje nawet kosztem rodzinnych więzi?