Nigdy więcej u teściów! – Rodzinny obiad, który zburzył moje życie
– Znowu przyszła w tej swojej taniej sukience – usłyszałam szept za plecami, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Stałam w przedpokoju teściów, ściskając w rękach ciasto, które piekłam całą noc. Miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej, że może w końcu poczuję się częścią tej rodziny. Ale już od progu czułam, że coś jest nie tak.
Mój mąż, Tomek, uśmiechał się nerwowo i próbował rozładować atmosferę. – Mamo, Ania się bardzo starała z tym sernikiem – powiedział głośno, jakby chciał przekrzyczeć złośliwości. Teściowa spojrzała na mnie chłodno, jej usta wykrzywił grymas. – No dobrze, zobaczymy, czy tym razem nie jest zakalec – rzuciła i odwróciła się na pięcie.
Usiedliśmy do stołu. W powietrzu wisiała cisza, którą co chwilę przerywały ciche komentarze teścia o polityce i głośne westchnienia teściowej. Siedziałam obok Tomka, próbując się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku. Ale czułam się jak intruz. Każde spojrzenie jego matki było jak szpilka wbijana prosto w serce.
– Aniu, a ty to właściwie czym się teraz zajmujesz? – zapytała nagle szwagierka, Agnieszka, z udawaną ciekawością. – Bo Tomek mówił, że dalej nie masz stałej pracy?
Zaczerwieniłam się. – Pracuję dorywczo jako grafik, ale szukam czegoś na stałe…
– No właśnie, szukasz… – przerwała mi teściowa. – A ile to już lat po ślubie? Trzy? Cztery? A dzieci kiedy będą? Bo wiecie, my z ojcem to już nie młodniejemy.
Tomek spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie powie nic w mojej obronie. Zawsze tak było – unikał konfliktów jak ognia. Poczułam łzy napływające do oczu, ale przełknęłam ślinę i starałam się nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to boli.
– Może najpierw niech Ania znajdzie porządną pracę – rzuciła Agnieszka z uśmiechem. – Bo dzieci to też kosztują.
Wszyscy się zaśmiali. Ja miałam ochotę uciec. Przypomniałam sobie wszystkie poprzednie wizyty: te drobne docinki o moim pochodzeniu z małego miasta, o tym, że moja mama pracuje w sklepie spożywczym, a tata jest kierowcą autobusu. Nigdy nie byłam dla nich wystarczająco dobra.
Obiad ciągnął się w nieskończoność. Teściowa podawała kolejne dania z miną męczennicy. – No jedzcie, bo się zmarnuje – powtarzała co chwilę. Kiedy przyszła pora na mój sernik, podała go z takim rozmachem, że kawałek prawie spadł mi na kolana.
– Ojej, przepraszam – powiedziała z fałszywą troską. – Ale może to znak, żebyś jednak poprosiła mnie o przepis?
Wszyscy znowu się zaśmiali. Poczułam gorąco na twarzy i miałam ochotę wybiec z tego domu. Tomek siedział cicho jak mysz pod miotłą.
Po obiedzie teściowa zaproponowała kawę. W kuchni zostałyśmy same.
– Aniu – zaczęła cicho – ja wiem, że ty się starasz. Ale musisz zrozumieć: Tomek zasługuje na więcej. Na kobietę z ambicjami, która wie, czego chce od życia. Ja nie chcę cię obrażać…
– Ale właśnie to pani robi – przerwałam jej drżącym głosem.
Spojrzała na mnie zaskoczona moją odwagą. – Nie podnoś głosu w moim domu – syknęła.
Wróciłam do salonu ze łzami w oczach. Tomek spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie powiedział. W drodze powrotnej do domu milczeliśmy całą drogę. W końcu nie wytrzymałam:
– Dlaczego nic nie powiedziałeś? Dlaczego zawsze pozwalasz im mnie poniżać?
Tomek westchnął ciężko. – Aniu… To moja rodzina. Nie chcę się z nimi kłócić.
– A ja? Ja nie jestem twoją rodziną?
Nie odpowiedział.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Nie mogłam spać ani jeść. Czułam się zdradzona przez własnego męża i upokorzona przez jego rodzinę. Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych, wymyślałam wymówki. Tomek coraz częściej wychodził sam do rodziców.
Pewnego wieczoru usiadłam przed lustrem i spojrzałam sobie głęboko w oczy. Czy naprawdę jestem taka bezwartościowa? Czy zasługuję na takie traktowanie? Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Nie pozwól nikomu siebie poniżać”.
Zadzwoniłam do Tomka.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
– Nie chcę już więcej jeździć do twoich rodziców – zaczęłam drżącym głosem. – Nie chcę być tam upokarzana i traktowana jak ktoś gorszy.
Tomek milczał przez chwilę.
– Aniu… Ja wiem, że oni są trudni. Ale to moja rodzina…
– A ja? Czy ja też jestem twoją rodziną? Czy kiedykolwiek staniesz po mojej stronie?
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Nie wiem…
Tej nocy długo płakałam. Zrozumiałam, że jeśli sama siebie nie obronię, nikt tego za mnie nie zrobi. Przestałam chodzić do teściów. Tomek coraz częściej nocował u rodziców albo wracał późno z pracy.
W końcu podjęłam decyzję: muszę zadbać o siebie. Znalazłam pracę na pół etatu w agencji reklamowej i zaczęłam chodzić na terapię. Powoli odzyskiwałam poczucie własnej wartości.
Tomek nigdy nie stanął po mojej stronie. Nasze drogi zaczęły się rozchodzić.
Dziś wiem jedno: nigdy więcej nie pozwolę nikomu siebie upokarzać.
Czy warto poświęcać siebie dla cudzej akceptacji? Czy miłość bez wsparcia i szacunku ma sens?