Niepotrzebny, niekochany – historia Bartka z blokowiska

– Bartek, do gabinetu! – głos szefa rozległ się przez głośnik tak ostro, że aż podskoczyłem na krześle. Wszyscy spojrzeli na mnie z litością i lekkim rozbawieniem. Wiedzieli, że znowu coś zawaliłem. Ale czy to naprawdę była moja wina? Pracuję w tej firmie od siedmiu lat, a i tak czuję się tu jak piąte koło u wozu.

Wszedłem do gabinetu, a pan Roman, mój przełożony, już czekał z miną, jakby miał zaraz wybuchnąć.
– Bartek, ile razy mam ci powtarzać? Raporty mają być gotowe na czas! Nie interesuje mnie, że komputer się zawiesił, że ktoś ci przeszkadzał! – krzyczał, a ja czułem, jak robię się coraz mniejszy.
– Przepraszam, naprawdę się starałem…
– Starałeś się? Starać to się możesz w domu przy zmywaniu naczyń! Tu masz być skuteczny! – rzucił z pogardą. – I jeszcze jedno: nie licz w tym miesiącu na premię. Takiego pracownika jak ty to ja nie potrzebuję…

Wyszedłem, czując, jakby ktoś wyciągnął mi serce przez gardło. Koledzy nawet nie patrzyli mi w oczy. Wszyscy bali się, że zaraz przyjdzie kolej na nich. Wziąłem kurtkę i wyszedłem na zimny, listopadowy wiatr. Tramwaj był przepełniony, ludzie przepychali się, ktoś mnie szturchnął łokciem. Nikt nie przeprosił. Tak wygląda życie w Warszawie – każdy pędzi, każdy myśli tylko o sobie.

Wysiadłem na swoim przystanku na Bródnie. Blokowisko szare, brudne, śmieci walają się pod nogami. Winda oczywiście nie działa, więc wdrapałem się na ósme piętro. Otworzyłem drzwi i od razu usłyszałem głos matki:
– Bartek, znowu tak późno? Zupa już zimna! Ile razy mam ci mówić, żebyś dzwonił, jak się spóźnisz?

– Mamo, miałem ciężki dzień…
– Każdy ma ciężki dzień! – przerwała mi. – Ja całe życie harowałam i nie narzekałam. A ty? Trzydzieści dwa lata i dalej mieszkasz z matką! Sąsiadka mówiła, że jej syn już drugie dziecko ma. A ty co? Nawet dziewczyny nie potrafisz sobie znaleźć!

Westchnąłem ciężko. To samo słyszę codziennie. Ojciec nie odzywa się do mnie od miesięcy, odkąd stracił pracę i zaczął pić. Siedzi w pokoju, ogląda telewizję i przeklina pod nosem. Czasem mam wrażenie, że nienawidzi mnie za to, że jeszcze jakoś sobie radzę.

Po kolacji zamknąłem się w swoim pokoju. Włączyłem komputer, ale nawet gry mnie nie cieszyły. Przeglądałem Facebooka – znajomi wrzucali zdjęcia z rodzinami, z wakacji, z dziećmi. A ja? Sam. Nawet pies zdechł pół roku temu.

Nagle zadzwonił telefon. To była moja siostra, Marta.
– Bartek, możesz przyjechać jutro do mamy? Muszę z tobą pogadać.
– O co chodzi?
– Po prostu przyjedź. To ważne.

Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo zawiodłem wszystkich. Rano matka już czekała z kawą.
– Marta przyjedzie. Chce z tobą pogadać. Pewnie znowu o pieniądze – mruknęła.

Marta weszła z mężem, Pawłem. Oboje eleganccy, pachnący, zadowoleni z życia.
– Bartek, musimy pogadać – zaczęła siostra. – Mama nie daje już rady sama. Ty też nie możesz wiecznie tu siedzieć. Może czas pomyśleć o jakimś mieszkaniu socjalnym dla niej? Albo domu opieki?

Matka spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Takiego syna nie potrzebuję…

Zrobiło mi się słabo. Przecież całe życie tu byłem! Pomagałem, jak mogłem. Ale dla nich to za mało.

– Może byś się w końcu ogarnął? – dorzucił Paweł. – Znalazł normalną pracę, dziewczynę…
– Łatwo ci mówić – warknąłem. – Ty zawsze miałeś wszystko podane na tacy!
– Bo się starałem! – odparł z dumą.

Wybiegłem z mieszkania, trzaskając drzwiami. Zbiegłem po schodach i wyszedłem na ulicę. Padał deszcz, ale nie miałem siły wracać do domu. Poszedłem do parku. Usiadłem na ławce i patrzyłem na kałuże. Przypomniałem sobie dzieciństwo – jak biegaliśmy z Martą po podwórku, jak ojciec jeszcze wtedy się śmiał, a matka piekła szarlotkę.

Co się stało z naszym życiem? Gdzie popełniłem błąd?

Następnego dnia w pracy szef znowu mnie wezwał.
– Bartek, ostatnia szansa. Albo się poprawisz, albo szukaj sobie innej roboty.

Wróciłem do domu i zobaczyłem matkę płaczącą w kuchni.
– Przepraszam cię, synku… Może za dużo wymagam… Ale ja już nie mam siły.

Objąłem ją. Po raz pierwszy od lat poczułem, że nie jestem sam. Może nie jestem idealny, ale przecież próbuję.

Wieczorem zadzwoniła Marta.
– Przepraszam, Bartek. Może za ostro powiedziałam. Po prostu się martwię.

– Wiem, siostra. Ja też się boję. Ale… czy naprawdę jestem taki niepotrzebny?

Patrzyłem przez okno na rozświetlone bloki i zastanawiałem się: czy każdy z nas czuje się czasem zbędny? Czy to tylko ja?

A wy? Czy też mieliście kiedyś wrażenie, że świat nie potrzebuje waszego istnienia?