Nie ma czego żałować: Opowieść o rodzinnych sekretach, zdradzie i odwadze
Wszystko zaczęło się w ten deszczowy, listopadowy wieczór, kiedy wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały dwie pary butów – jedne należały do mojej mamy, drugie… nie znałam ich. Usłyszałam śmiech dobiegający z kuchni. Zamarłam. Zawsze bałam się tej ciszy po burzy, ale tym razem burza dopiero miała nadejść.
— Mamo? — zawołałam niepewnie, zdejmując przemokniętą kurtkę.
— Wiktoria, wróciłaś już? — odpowiedziała mama, a jej głos był dziwnie napięty.
Weszłam do kuchni i zobaczyłam ją z obcym mężczyzną. Siedzieli przy stole, pili herbatę i rozmawiali szeptem. Mama zerwała się na równe nogi.
— To jest pan Andrzej, kolega z pracy — powiedziała szybko, jakby tłumaczyła się przed samą sobą.
Nie odpowiedziałam. Czułam, że coś jest nie tak. Od tamtej chwili zaczęłam obserwować mamę. Stała się nerwowa, często wychodziła wieczorami, a ja coraz częściej zostawałam sama w domu. Ojciec pracował za granicą – tak przynajmniej mówiła mama. Ale od miesięcy nie dzwonił, nie pisał. W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niego.
— Tato? — zapytałam drżącym głosem.
— Wiktoria? Córeczko, wszystko w porządku? — odpowiedział zaskoczony.
— Kiedy wrócisz? — zapytałam cicho.
— Nie wiem… Sprawy się skomplikowały. Ale pamiętaj, że cię kocham — powiedział i rozłączył się szybko.
Tego wieczoru długo płakałam w poduszkę. Czułam się zdradzona przez oboje rodziców. Mama udawała, że wszystko jest w porządku, a tata… Tata miał nową rodzinę za granicą. Dowiedziałam się o tym przypadkiem, przeglądając Facebooka. Zdjęcia z jakąś kobietą i dwójką dzieci. Moje rodzeństwo?
Zaczęłam się buntować. Przestałam chodzić na zajęcia na uczelni, zamykałam się w pokoju i słuchałam muzyki tak głośno, że sąsiedzi pukali w ściany. Mama próbowała ze mną rozmawiać, ale każde jej słowo wywoływało we mnie tylko gniew.
— Wiktoria, musimy porozmawiać — powiedziała pewnego wieczoru.
— O czym? O tym, że tata nas zostawił? Czy o tym, że masz nowego faceta? — wykrzyczałam jej prosto w twarz.
Mama zbladła.
— To nie tak… — zaczęła.
— A jak?! — przerwałam jej. — Kłamałaś mi przez całe życie! Tata miał drugą rodzinę, a ty udajesz, że wszystko jest normalnie!
Wybiegłam z domu i długo błąkałam się po mieście. W końcu zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki, Magdy.
— Wiki, musisz wrócić do domu. Twoja mama cię kocha. Może po prostu nie umie sobie poradzić — powiedziała spokojnie.
Ale ja nie chciałam słuchać żadnych tłumaczeń. Przez kolejne tygodnie żyliśmy z mamą jak obcy ludzie pod jednym dachem. Każdy dzień był walką – o normalność, o spokój, o siebie samą.
W końcu nadszedł dzień, który zmienił wszystko. Mama trafiła do szpitala z powodu silnego bólu brzucha. Lekarze podejrzewali nowotwór. Siedziałam przy jej łóżku i patrzyłam na jej wychudzoną twarz.
— Przepraszam cię, córeczko — wyszeptała słabo. — Chciałam cię chronić przed prawdą… Ale nie umiałam być silna po tym wszystkim.
Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach.
— Mamo… Ja też przepraszam. Byłam okropna — szepnęłam i pierwszy raz od miesięcy objęłyśmy się mocno.
Po kilku tygodniach okazało się, że to nie rak, tylko poważna infekcja. Mama wróciła do domu słaba, ale pełna nadziei. Ja też zaczęłam się zmieniać. Zrozumiałam, że nie mogę żyć przeszłością i żalem do rodziców.
Pewnego dnia zadzwonił tata.
— Wiktoria… Chciałbym cię zobaczyć. Mogę przyjechać?
Zgodziłam się niechętnie. Bałam się tej rozmowy bardziej niż matury.
Spotkaliśmy się w kawiarni na rynku w Lublinie. Tata był starszy, posiwiały, ale w oczach miał ten sam smutek co ja.
— Przepraszam cię za wszystko — powiedział cicho. — Popełniłem wiele błędów. Ale nigdy nie przestałem cię kochać.
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu.
— Masz nowe dzieci? — zapytałam w końcu.
Tata spuścił wzrok.
— Tak… Ale ty zawsze będziesz moją córką.
Wyszłam z kawiarni z poczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Wiedziałam już, że nie naprawię przeszłości, ale mogę wybaczyć i iść dalej.
Wróciłam na studia, zaczęłam pracować w kawiarni i powoli odbudowywać relacje z mamą. Andrzej pojawiał się coraz częściej w naszym domu – początkowo go ignorowałam, ale widziałam, jak bardzo mama go potrzebuje.
Któregoś dnia usiadł ze mną przy stole.
— Wiem, że mnie nie lubisz — zaczął spokojnie. — Ale kocham twoją mamę i chciałbym być częścią waszego życia… Jeśli mi pozwolisz.
Nie odpowiedziałam od razu. Ale po raz pierwszy pomyślałam: może zasługujemy wszyscy na drugą szansę?
Dziś mam 27 lat i własne mieszkanie w Warszawie. Z mamą rozmawiam codziennie przez telefon. Z tatą widuję się rzadko, ale już nie czuję żalu – tylko tęsknotę za tym, co mogło być inaczej.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy gdybym wiedziała wcześniej o wszystkich sekretach mojej rodziny, byłabym szczęśliwsza? Czy lepiej żyć w kłamstwie czy znać bolesną prawdę?
Może właśnie to czyni nas silniejszymi – umiejętność wybaczenia i pójścia dalej bez żalu? Co wy o tym myślicie?