Nie kupiliśmy tego domu dla nich, a teraz żyjemy jak w hotelu – moja rodzinna historia, która rozdarła nasze małżeństwo
— Znowu nie ma mleka? — zapytałam, otwierając lodówkę i widząc tylko puste kartony. — Ktoś mógłby chociaż napisać na liście zakupów!
Z kuchni wychyliła się ciotka Halina, w szlafroku, z wałkami na głowie. — Oj, kochanie, zapomniałam. Ale przecież jesteś w domu, to może skoczysz do sklepu?
Zacisnęłam zęby. To był już trzeci raz w tym tygodniu. Spojrzałam na zegarek — za pół godziny musiałam być w pracy, a dzieci jeszcze nie były gotowe do szkoły. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole i przeglądał wiadomości na telefonie, jakby nic się nie działo.
— Tomek, możesz mi pomóc ogarnąć dzieci? — rzuciłam z nadzieją.
— Zaraz, tylko sprawdzę coś ważnego — odpowiedział bez podnoszenia wzroku.
Wtedy poczułam, jak narasta we mnie frustracja. Nasz dom miał być miejscem spokoju, a od dwóch lat przypominał bardziej hostel niż rodzinne gniazdo. Wszystko zaczęło się niewinnie — kuzynka Magda z mężem stracili mieszkanie i poprosili o tymczasowy kąt. Potem dołączyła ciotka Halina po rozwodzie. Każdy miał zostać „na chwilę”, ale ta chwila trwała już ponad rok.
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz powiedziałam Tomkowi, że mam dość.
— To nie jest hotel! — krzyknęłam wtedy. — Chcę mieć dom dla nas i dzieci!
Tomek tylko wzruszył ramionami. — Przecież to rodzina. Nie możemy ich wyrzucić na bruk.
Ale czy naprawdę musieliśmy poświęcić wszystko? Naszą prywatność, spokój, nawet własną sypialnię? Bo odkąd Magda z mężem zajęli pokój gościnny, a ciotka Halina rozgościła się w salonie, my z Tomkiem śpimy na rozkładanej sofie w gabinecie.
Dzieci coraz częściej pytały: — Mamo, kiedy znowu będziemy mieć dom tylko dla siebie?
Nie umiałam im odpowiedzieć. Zamiast tego codziennie walczyłam o odrobinę normalności. Rano ściskaliśmy się w łazience z Magdą i jej mężem, wieczorami czekaliśmy w kolejce do prysznica. Ciotka Halina narzekała na hałas, Magda gotowała obiady tylko dla siebie i męża, a ja czułam się jak intruz we własnym domu.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej. W kuchni siedziała cała rodzina — śmiali się, pili kawę. Moje dzieci bawiły się w kącie z tabletem. Nikt nawet nie zauważył, że weszłam.
— Cześć wszystkim — powiedziałam cicho.
— O, jesteś! — rzuciła Magda. — Zrobisz coś do jedzenia? Bo my już wszystko zjedliśmy.
Poczułam łzy napływające do oczu. Wyszłam na taras i zadzwoniłam do mamy.
— Mamo, ja już nie daję rady…
— Kochanie, musisz postawić granice. To twój dom! — usłyszałam w słuchawce.
Ale jak postawić granice, kiedy Tomek nie widzi problemu? Kiedy każda próba rozmowy kończy się kłótnią?
Wieczorem usiedliśmy z Tomkiem w naszym „gabinecie”.
— Tomek, ja naprawdę nie mogę tak żyć. Dzieci są zestresowane, ja jestem zmęczona…
— Przesadzasz — przerwał mi. — To tylko przejściowe.
— Ale ile jeszcze? Rok? Dwa? Oni nawet nie szukają mieszkania!
Tomek milczał przez chwilę.
— Nie chcę być tym złym — powiedział w końcu. — Nie umiem im powiedzieć, żeby się wynieśli.
Wtedy zrozumiałam, że jestem sama z tym problemem. Że jeśli czegoś nie zrobię, nic się nie zmieni.
Następnego dnia po pracy zebrałam wszystkich w salonie.
— Musimy porozmawiać — zaczęłam drżącym głosem. — To jest nasz dom i czujemy się tu coraz gorzej. Potrzebujemy przestrzeni dla siebie. Proszę was, żebyście zaczęli szukać innego miejsca do życia.
Zapadła cisza. Ciotka Halina spojrzała na mnie z wyrzutem.
— Po tym wszystkim, co dla was zrobiłam? — syknęła.
Magda zaczęła płakać. Jej mąż rzucił tylko: — No pięknie…
Tomek patrzył na mnie jak na obcą osobę.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta do granic możliwości. Nikt ze mną nie rozmawiał. Dzieci pytały: — Mamo, czy wszyscy się wyprowadzą?
Nie wiedziałam. Bałam się konsekwencji swojej decyzji, ale wiedziałam też, że jeśli nie zawalczę o naszą rodzinę, stracimy siebie nawzajem.
Po dwóch tygodniach Magda z mężem znaleźli mieszkanie i się wyprowadzili. Ciotka Halina została jeszcze miesiąc, obrażona na cały świat. Tomek długo nie mógł mi wybaczyć „braku serca”.
Dziś znów mamy dom dla siebie. Ale coś się zmieniło. Między mną a Tomkiem pojawiła się rysa. Czasem zastanawiam się: czy można być dobrym człowiekiem i jednocześnie dbać o siebie? Czy postawiłam granice za późno? A może powinnam była walczyć o nas od samego początku?
Czy ktoś z was też musiał wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Jak znaleźć równowagę?