Myszki z papieru, serca z lodu – historia Zuzanny i jej rodziny
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na krześle. Mama wbiegła do kuchni z oczami pełnymi łez i wrzasnęła: – Zuzanna, idź do swojego pokoju! Nie chcę cię teraz widzieć!
Miałam wtedy dwanaście lat i pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę zbędna. Moja starsza siostra, Marta, właśnie wyprowadziła się do ojca. Mama płakała, tata nie odbierał telefonu, a ja siedziałam w swoim pokoju, przyklejając do ściany kolejną papierową myszkę – robiłam je z gazet, bo tylko to potrafiłam. Myszki były moim azylem. Każda miała inne uszy, inny ogonek. Każda była inna, ale wszystkie były samotne.
W naszym bloku na warszawskim Ursynowie wszyscy wiedzieli o rozwodzie moich rodziców. Sąsiadki szeptały na klatce schodowej: – Ta od Nowaków to już nie wróci…
Mama chodziła po domu jak cień. – Zuzka, możesz zrobić sobie kanapkę? Ja muszę się położyć…
Z czasem przestałam pytać o cokolwiek. Sama odrabiałam lekcje, sama chodziłam na zakupy. Tata pojawiał się raz w tygodniu, przywoził mi czekoladę i pytał: – Jak w szkole?
– Dobrze – kłamałam.
Wiedziałam, że nie chce słyszeć nic więcej. Kiedyś próbowałam powiedzieć mu o tym, że mama płacze nocami i że boję się spać sama. Poklepał mnie po ramieniu i powiedział: – Jesteś dzielna dziewczynka. Dasz sobie radę.
Nie chciałam być dzielna. Chciałam być kochana.
Marta przestała do mnie dzwonić. U ojca miała nową rodzinę – jego żonę Anetę i przyrodniego brata Kubę. Czułam się zdradzona. Kiedyś napisałam jej list:
„Marto, tęsknię za tobą. Myszki z papieru już nie pomagają. Przyjedź do mnie.”
Nie odpisała.
W szkole byłam cicha i niewidzialna. Nauczycielka od polskiego, pani Gajda, raz zapytała: – Zuzanno, dlaczego nigdy się nie zgłaszasz?
Wzruszyłam ramionami.
– Bo nikt mnie nie słucha – pomyślałam.
Wszystko zmieniło się w ósmej klasie. Mama poznała nowego mężczyznę – pana Romana. Był miły, ale obcy. Przynosił mamie kwiaty i mówił do mnie: – Zuzanno, może pójdziemy razem na lody?
Nie chciałam lodów. Chciałam mieć mamę tylko dla siebie.
Pewnego dnia usłyszałam ich rozmowę przez drzwi:
– Romanie, Zuzka nie może tak ciągle siedzieć sama! Może powinniśmy ją zapisać na jakieś zajęcia?
– A co ona lubi? – zapytał.
– Nie wiem… chyba rysować…
Zacisnęłam pięści. Nawet mama mnie nie znała.
Zgodziłam się na zajęcia plastyczne tylko dlatego, że nie chciałam słuchać ich kłótni. Tam poznałam panią Irenę – starszą kobietę z siwymi włosami i ciepłym głosem.
– Zuzanno, co chcesz dziś narysować?
– Myszki – odpowiedziałam bez zastanowienia.
– Dlaczego myszki?
– Bo są małe i nikt ich nie zauważa.
Pani Irena spojrzała na mnie uważnie.
– Ale każda myszka ma swój dom. Nawet jeśli jest schowany.
Zaczęłam przychodzić coraz częściej. Rysowałam myszki w różnych sytuacjach: jedną uciekającą przed kotem, inną śpiącą pod liściem, jeszcze inną patrzącą w okno na wielkie miasto.
W domu było coraz gorzej. Mama coraz częściej zostawała u Romana na noc. Ja zostawałam sama z pustką i ciszą. Pewnego wieczoru zadzwoniła Marta:
– Zuzka? Wszystko w porządku?
– Tak…
– Słuchaj… Aneta jest w ciąży. Będziesz miała kolejnego brata.
Nie odpowiedziałam nic. Po prostu odłożyłam słuchawkę.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o ucieczce z domu.
Przez kilka dni chodziłam po Warszawie bez celu. Wsiadałam do metra i wysiadałam na przypadkowych stacjach. Obserwowałam ludzi – wszyscy gdzieś biegli, wszyscy mieli dokąd wracać.
W końcu wróciłam do domu głodna i przemoczona od deszczu. Mama siedziała w kuchni z Romanem.
– Gdzie byłaś?! – krzyknęła.
– Nigdzie…
– Martwiłam się!
– Naprawdę? – spojrzałam jej prosto w oczy.
Roman próbował załagodzić sytuację:
– Zuzanno, twoja mama bardzo cię kocha…
– Niech pan się nie wtrąca! – wybuchłam.
Pobiegłam do swojego pokoju i rozpłakałam się jak dziecko.
Następnego dnia mama przyszła do mnie wieczorem.
– Zuzka… przepraszam cię za wszystko. Wiem, że cię zawiodłam…
Nie odpowiedziałam jej wtedy nic. Ale po raz pierwszy poczułam, że jej zależy.
Liceum było dla mnie czasem buntu i samotności. Zaczęłam pisać pamiętnik i bloga pod pseudonimem „Papierowa Myszka”. Pisałam o wszystkim: o rozwodzie rodziców, o tym jak boli bycie „dodatkiem” do czyjegoś życia, o tym jak trudno zaufać komukolwiek.
Na studiach psychologicznych poznałam Bartka – chłopaka z sąsiedniego roku. Był czuły i cierpliwy. Próbował przebić się przez mój mur milczenia:
– Zuzka… pozwól mi być blisko.
– Nie umiem…
– Dlaczego?
– Bo wszyscy kiedyś odchodzą.
Bartek został ze mną mimo wszystko. Przez lata próbował nauczyć mnie ufać ludziom na nowo. Ale ja ciągle czekałam na zdradę.
Po studiach zaczęłam pracować jako psycholog szkolny w podstawówce na Pradze. Tam spotkałam Majkę – dziewczynkę z rozbitej rodziny, która rysowała tylko koty i nigdy nie patrzyła nikomu w oczy.
Pewnego dnia zapytała mnie:
– Proszę pani… czy pani też kiedyś była sama?
Zamarłam.
– Tak, Majko… bardzo długo byłam sama.
– A teraz?
– Teraz próbuję być dla innych tym, kogo sama potrzebowałam.
Majka zaczęła rysować myszki razem ze mną podczas zajęć terapeutycznych. Powoli otwierała się na świat – tak jak ja kiedyś dzięki pani Irenie.
W domu Bartek coraz częściej pytał:
– Zuzka… chcesz mieć dzieci?
Bałam się odpowiedzieć szczerze:
– Nie wiem… boję się być taką matką jak moja mama.
Bartek przytulił mnie mocno:
– Ty już jesteś inna.
Czasem odwiedza mnie Marta z Kubą i ich młodszym bratem Antkiem. Rozmawiamy o dawnych czasach – o papierowych myszkach, o kłótniach rodziców, o tym jak każda z nas próbowała przeżyć dzieciństwo po swojemu.
Mama jest dziś samotna – Roman odszedł kilka lat temu. Czasem dzwoni do mnie wieczorami:
– Zuzka… przepraszam cię za wszystko…
Nie potrafię już jej nienawidzić. Wiem, że ona też była zagubioną myszką w wielkim świecie dorosłych problemów.
Dziś mam trzydzieści dwa lata i nadal boję się bliskości bardziej niż czegokolwiek innego. Ale każdego dnia próbuję być dla siebie łagodniejsza. Uczę dzieci w szkole rysować myszki z papieru i powtarzam im:
– Każda myszka zasługuje na dom.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy można nauczyć się kochać naprawdę, jeśli nigdy nie było się kochanym bezwarunkowo? Czy Wy też czasem czujecie się jak papierowe myszki w świecie pełnym kotów?