Moja mama oddała spadek cioci Eli – a ja mieszkałam u teściów i opiekowałam się młodszym bratem. Czy naprawdę to było sprawiedliwe?

– Mamo, czy ty naprawdę to zrobiłaś? – głos mi się łamał, a łzy cisnęły do oczu. Stałam w kuchni moich teściów, ściskając telefon tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Za ścianą słychać było śmiech mojego młodszego brata, Olka, który próbował rozbawić mojego synka, a ja czułam się jakby świat właśnie się zawalił.

– Tak, Marto. Oddałam spadek Eli. Ona bardziej go potrzebuje – odpowiedziała mama spokojnie, jakby chodziło o podanie komuś herbaty, a nie o przekazanie całego majątku po babci.

Zaniemówiłam. Przez chwilę słyszałam tylko szum w uszach i oddech mamy po drugiej stronie słuchawki. Przecież od miesięcy żyliśmy z mężem u jego rodziców, ściskając się w jednym pokoju z dwójką dzieci i Olkiem, który po śmierci taty został pod naszą opieką. Każda złotówka była na wagę złota. O własnym mieszkaniu mogliśmy tylko marzyć.

A mama? Mama oddała wszystko cioci Eli – swojej starszej siostrze, która mieszkała w dwupokojowym mieszkaniu z synem, synową i dwójką wnuków. Tak, mieli ciężko. Ale czy my mieliśmy lżej?

– Mamo, my też potrzebujemy pomocy. Myślałam… Myślałam, że chociaż część…

– Wiem, kochanie – przerwała mi cicho. – Ale Ela… Ona całe życie była sama. Po śmierci wujka ledwo wiąże koniec z końcem. Ty masz męża, dzieci, rodzinę męża…

Poczułam ukłucie żalu. Czyli co? Ja mam się nie liczyć? Moje dzieci mają nie liczyć?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Mąż próbował mnie pocieszyć:

– Twoja mama zawsze była taka… Dobra do bólu. Może kiedyś to do nas wróci?

Ale ja nie chciałam czekać na jakieś „może”. Chciałam sprawiedliwości.

Następnego dnia w kuchni teściowa rzuciła:

– Słyszałam, że twoja mama oddała spadek siostrze. Dziwna decyzja…

Poczułam się jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Nawet tutaj nie mogłam uciec od tej sprawy.

Olek podszedł do mnie wieczorem:

– Marta… Nie gniewaj się na mamę. Ona zawsze tak robiła. Pamiętasz, jak oddała swoją kurtkę sąsiadce zimą?

Pamiętałam. I pamiętałam też wszystkie razy, kiedy przez jej dobroć nam czegoś brakowało.

Minęły tygodnie. Z ciocią Elą nie rozmawiałam – nie miałam siły ani ochoty. Ale pewnego dnia zadzwoniła do mnie jej synowa, Ania:

– Marta… Muszę ci coś powiedzieć. Twoja mama uratowała nas przed eksmisją. Gdyby nie ten spadek… Nie wiem, co by było z dzieciakami.

Słuchałam jej łamiącego się głosu i poczułam wstyd. Przecież ja też jestem matką. Też zrobiłabym wszystko dla swoich dzieci.

Kilka dni później ciocia Ela przyszła do nas z ogromnym słoikiem ogórków i domowym ciastem.

– Marto… – zaczęła niepewnie – Wiem, że jesteś na mnie zła. Ale twoja mama… Ona jest aniołem. Obiecuję ci, że kiedy tylko stanę na nogi, pomogę wam jak tylko będę mogła.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony czułam żal i rozczarowanie, z drugiej… coś we mnie pękło.

Wkrótce potem Olek zachorował – poważnie. Potrzebowaliśmy pieniędzy na leki i rehabilitację. I wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego: ciocia Ela sprzedała część odziedziczonego majątku i przyniosła nam kopertę z pieniędzmi.

– To dla Olka – powiedziała tylko i mocno mnie przytuliła.

Patrzyłam na nią przez łzy. Mama stała obok i ściskała moją dłoń.

– Widzisz, Marto? Dobro wraca – szepnęła.

Olek wrócił do zdrowia szybciej niż przewidywali lekarze. A ja zaczęłam patrzeć na rodzinę inaczej. Zaczęliśmy częściej spotykać się z ciocią Elą i jej rodziną. Pomagaliśmy sobie nawzajem – raz my im, raz oni nam.

Po roku udało nam się uzbierać wkład własny na mieszkanie – częściowo dzięki wsparciu cioci Eli i Ani, którzy oddali nam pieniądze ze sprzedaży starego samochodu.

Dziś siedzę przy stole w naszym nowym mieszkaniu i patrzę na mamę, która bawi się z wnukami.

Czy żałuję jej decyzji? Już nie. Zrozumiałam, że rodzina to nie tylko pieniądze czy spadki – to wsparcie w najtrudniejszych chwilach.

Czasem pytam siebie: czy potrafiłabym być tak bezinteresowna jak mama? Czy wy bylibyście w stanie oddać wszystko dla kogoś bliskiego?