Moja mama nie pozwala mi żyć własnym życiem – codziennie muszę sprzątać jej dom, choć mam własną rodzinę

– Znowu nie przyszłaś! – głos mamy rozbrzmiewał w słuchawce ostrym tonem, który znałam aż za dobrze. – Wiesz, jak wygląda mój salon? Kurz na półkach, podłoga cała w okruszkach. Ty naprawdę nie masz serca!

Stałam w kuchni, zmywając naczynia po śniadaniu. Moja najmłodsza córka, Zosia, ciągnęła mnie za nogawkę, domagając się uwagi. W tle słyszałam śmiech starszych dzieci, które kłóciły się o klocki. Mój mąż, Tomek, szykował się do pracy, rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie – wiedział, co oznacza ten telefon.

– Mamo, naprawdę nie mogę dziś przyjechać – próbowałam tłumaczyć spokojnie, choć w środku już czułam narastającą frustrację. – Mam tu tyle rzeczy do zrobienia. Dzieci, obiad, pranie…

– Zawsze masz wymówki! – przerwała mi. – Gdybyś była dobrą córką, nie zostawiałabyś mnie samej z tym wszystkim. Ojciec już nie żyje, a ty jesteś jedyna. Komu mam zaufać, jeśli nie tobie?

Zacisnęłam powieki. To był ten szantaż emocjonalny, który znałam od lat. Odkąd tata zmarł pięć lat temu, mama coraz bardziej przywłaszczała sobie moje życie. Najpierw prosiła o pomoc raz w tygodniu, potem dwa razy… Teraz oczekiwała mnie codziennie. Sprzątanie, zakupy, czasem nawet gotowanie obiadu – wszystko na mojej głowie.

Po rozmowie usiadłam przy stole i ukryłam twarz w dłoniach. Tomek podszedł i położył mi rękę na ramieniu.

– Musisz jej powiedzieć „nie” – szepnął. – Nie możesz tak dalej żyć.

Ale jak miałam to zrobić? Mama zawsze była silna, dominująca. Gdy próbowałam się postawić, wpędzała mnie w poczucie winy. „Poświęciłam dla ciebie całe życie” – powtarzała. „A ty teraz nie masz dla mnie czasu?”

Tego dnia znów pojechałam do niej po południu. Zosia zasnęła w wózku, starsze dzieci zostawiłam z sąsiadką. Mama czekała już w drzwiach.

– No nareszcie! – westchnęła teatralnie. – Zobacz, jak tu wygląda.

Weszłam do środka i od razu poczułam znajome napięcie. Mama chodziła za mną krok w krok, komentując każdy mój ruch.

– Tu źle wytarłaś. Tam zostało trochę kurzu. A te okna? Kiedy ostatnio je myłaś?

Zaciskałam zęby i robiłam swoje. W głowie miałam obraz dzieci bawiących się beze mnie i Tomka wracającego z pracy do pustego domu.

Wieczorem wróciłam wykończona. Dzieci już spały. Usiadłam z Tomkiem na kanapie.

– Tak dalej być nie może – powiedział stanowczo. – Musisz postawić granice.

Ale jak? Przecież to moja mama…

Następnego dnia zadzwoniła znowu.

– Przyjedziesz dziś? Mam tyle do zrobienia…

Wzięłam głęboki oddech.

– Mamo, nie mogę dziś przyjechać. Muszę zająć się dziećmi i domem.

Zapadła cisza.

– Czyli zostawisz mnie samą? – Jej głos był cichy, pełen wyrzutu.

– Mamo…

– Wiesz co? Gdybyś była matką taką jak ja…

Rozłączyłam się zanim dokończyła zdanie. Serce waliło mi jak młotem. Przez resztę dnia chodziłam roztrzęsiona. Czułam się winna i zła jednocześnie.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra cioteczna, Ania.

– Słyszałam, że mama znów ci dokucza – powiedziała współczująco. – Może powinnaś porozmawiać z psychologiem?

Nigdy o tym nie myślałam poważnie. Ale coraz częściej miałam wrażenie, że tonę we własnym życiu.

Kilka dni później mama przyszła do nas bez zapowiedzi.

– Zobaczcie, jak tu bałagan! – rzuciła od progu.

Dzieci patrzyły na nią przestraszone. Tomek próbował ją zagadać, ale ona była nieugięta.

– Jak możesz żyć w takim chaosie? Ja bym się wstydziła!

Wtedy coś we mnie pękło.

– Mamo! To jest mój dom! Moje dzieci! Nie możesz ciągle mnie krytykować i żądać ode mnie wszystkiego!

Mama spojrzała na mnie zszokowana.

– Więc już mnie nie kochasz? – wyszeptała.

Poczułam łzy pod powiekami.

– Kocham cię, ale muszę też kochać siebie i swoją rodzinę.

Mama wyszła bez słowa. Przez kilka dni nie dzwoniła. Czułam ulgę i… pustkę jednocześnie.

Z czasem zaczęłyśmy rozmawiać rzadziej, ale spokojniej. Zaczęłam chodzić na terapię i uczyć się stawiać granice. Mama powoli zaczęła rozumieć, że nie jestem już małą dziewczynką.

Czasem jednak wraca pytanie: czy jestem złą córką? Czy można być dobrą matką i dobrą córką jednocześnie? A może czasem trzeba wybrać siebie?