Moja mama nie chce zająć się wnukami, a ja muszę utrzymać rodzinę – historia samotnej matki
— Mamo, proszę cię, tylko na kilka godzin. Muszę iść do pracy, nie mam z kim zostawić dzieci — mój głos drżał, a w oczach czułam łzy, które starałam się powstrzymać. Stałam w kuchni mojej mamy, trzymając za rękę najmłodszą Zosię, a dwaj starsi synowie, Kuba i Michał, siedzieli cicho przy stole. Mama spojrzała na mnie surowo, jakby moje słowa były kolejnym ciężarem, który musiała dźwigać.
— Wiktorio, ile razy mam ci powtarzać? Ja już swoje wychowałam. Mam swoje życie, swoje sprawy. Nie mogę być twoją nianią — odpowiedziała chłodno, nawet nie patrząc mi w oczy. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, błagać, ale wiedziałam, że to nic nie da.
Od śmierci Pawła minęły dwa lata. Wciąż pamiętam tamten dzień — telefon ze szpitala, zimny głos lekarza i ciszę, która zapadła w naszym domu na długie miesiące. Paweł był moją opoką. To on zawsze powtarzał: „Wika, damy radę”. Teraz zostałam sama z trójką dzieci i światem, który nie miał dla mnie litości.
Pracowałam jako kasjerka w supermarkecie na obrzeżach Warszawy. Zmiany często zaczynały się o szóstej rano albo kończyły po dwudziestej drugiej. Dzieci musiały być wtedy pod opieką. Próbowałam wszystkiego — sąsiadki, koleżanki z pracy, nawet ogłoszenia na Facebooku. Ale nikt nie chciał brać odpowiedzialności za trójkę dzieci na kilka godzin dziennie za marne grosze.
Mama była moją ostatnią nadzieją. Kiedyś była ciepłą osobą — piekła dla nas szarlotki, zabierała mnie na spacery do parku Skaryszewskiego. Ale odkąd tata odszedł do innej kobiety, zamknęła się w sobie. Zaczęła żyć tylko dla siebie: kursy jogi, wyjazdy do sanatorium, spotkania z koleżankami. Dla wnuków miała tylko krótkie wizyty i prezenty na święta.
— Mamo, ja naprawdę nie mam już siły. Jeśli stracę pracę, nie będziemy mieli za co żyć — powiedziałam cicho, próbując jeszcze raz.
— To znajdź sobie inną pracę albo opiekunkę. Ja już swoje zrobiłam — odpowiedziała bez emocji.
Wyszłam stamtąd z dziećmi i poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Kuba zapytał: — Mamo, dlaczego babcia nas nie chce?
Nie umiałam odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku, że czasem nawet najbliżsi odwracają się plecami?
Wieczorem siedziałam przy kuchennym stole i przeglądałam ogłoszenia o pracę. Każde wymagało elastyczności albo dyspozycyjności — luksusu, na który nie mogłam sobie pozwolić. Michał przyniósł mi rysunek: cała nasza rodzina razem z tatą. „Mamo, pamiętasz jak tata robił nam naleśniki?”
Pamiętałam aż za dobrze. Pamiętałam też jego obietnicę: „Nigdy cię nie zostawię”. A jednak zostałam sama.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie szefowa:
— Wiktorio, jeśli jeszcze raz się spóźnisz albo nie przyjdziesz na zmianę, będziemy musieli się pożegnać.
Zacisnęłam zęby. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę pracy. Ale jak pogodzić wszystko? Dzieci były dla mnie wszystkim — ich śmiech był jedynym światłem w tym tunelu.
Zadzwoniłam do ojca Pawła. Mieszkał pod Radomiem, rzadko się odzywał. Odburknął tylko:
— Wika, ja już jestem stary. Nie dam rady z trójką dzieci.
Zostałam bez wyjścia. Zaczęłam rozważać najgorsze scenariusze: czy oddać dzieci do świetlicy całodobowej? Czy poprosić o pomoc opiekę społeczną? Każda myśl bolała jak rana.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Kuby i Michała:
— Może mama nas odda do domu dziecka?
— Nie! Mama nas kocha!
Serce mi pękło. Weszłam do pokoju i przytuliłam ich mocno.
— Nigdy was nie oddam! Jesteście moim całym światem.
Ale świat nie miał dla mnie litości. Rachunki rosły, a ja coraz częściej płakałam po nocach. Zosia zaczęła moczyć się w nocy ze stresu. Michał zamknął się w sobie i przestał rozmawiać z kolegami w szkole.
Któregoś dnia zadzwoniła mama:
— Wiktorio… Może przyjadę na godzinę w sobotę? Zrobię dzieciom naleśniki.
To był pierwszy krok. Ale wiedziałam już wtedy, że nie mogę liczyć na jej stałą pomoc.
Czasem zastanawiam się: czy to ja jestem winna? Czy wymagam za dużo? Czy rodzina powinna być zawsze oparciem? A może każdy ma prawo do własnego życia?
Dziś patrzę na moje dzieci i wiem jedno: dla nich zrobię wszystko. Ale czy to wystarczy? Czy samotna matka w Polsce ma szansę przetrwać bez wsparcia najbliższych?
Może ktoś z was zna odpowiedź…