„Moja mama i ojczym nie chcieli, żebym widziała się z tatą” – teraz są w szoku, że nie chcę ich na swoim ślubie. Moja historia o rodzinnych ranach, które nie chcą się zagoić.

– Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz ich zaprosić. Przecież to twoja rodzina! – głos ciotki Grażyny odbijał się echem w mojej głowie, gdy po raz kolejny próbowałam wyjaśnić, że moja decyzja nie jest kaprysem, tylko konsekwencją lat bólu.

Siedziałam na kanapie w salonie mojego narzeczonego, Michała, ściskając w dłoni kubek z herbatą. Za oknem padał deszcz, a ja czułam, jakby każda kropla uderzała prosto w moje serce. Ostatnie tygodnie były dla mnie jak powrót do dzieciństwa – tego, którego nikt nie chciał słuchać.

– Mamo, dlaczego nie mogę pojechać do taty na weekend? – pytałam mając osiem lat, stojąc w przedpokoju z plecakiem w ręku.

– Bo tata ma swoje życie. My mamy swoje – odpowiadała chłodno mama, nawet na mnie nie patrząc. Ojczym, pan Andrzej, tylko przewracał oczami i mruczał coś pod nosem.

Przez lata słyszałam, że tata mnie nie chce. Że zapomniał o mnie. Że nowa żona jest dla niego ważniejsza. Ale kiedy miałam szesnaście lat i odważyłam się zadzwonić do niego sama, usłyszałam w słuchawce łamiący się głos:

– Karolinko… czekałem na ten telefon całe lata. Twoja mama nie pozwalała mi się z tobą kontaktować. Próbowałem…

Wtedy świat mi się zawalił. Zrozumiałam, że przez całe dzieciństwo byłam pionkiem w grze dorosłych. Mama i ojczym robili wszystko, żebym zapomniała o tacie. Każde moje pytanie kończyło się kłótnią albo karą. Kiedyś nawet zamknęli mnie w pokoju na cały dzień za to, że napisałam do taty kartkę na święta.

Teraz mam dwadzieścia siedem lat i planuję własny ślub. Michał jest moją ostoją – pierwszy człowiek, przy którym czuję się bezpieczna. Gdy powiedziałam mu, że nie chcę zaprosić mamy i ojczyma na ślub, tylko skinął głową i przytulił mnie mocno.

– To twoja decyzja. Ja cię wspieram – powiedział cicho.

Ale rodzina nie daje mi spokoju. Ciotki dzwonią, kuzynki piszą wiadomości na Messengerze: „Jak możesz? Przecież mama cię wychowała!”

Nikt nie pyta, jak się wtedy czułam. Nikt nie pamięta tych wszystkich dni, kiedy płakałam w poduszkę, bo tęskniłam za tatą. Nikt nie widzi blizn, które noszę do dziś.

Kilka dni temu mama zadzwoniła pierwszy raz od miesięcy.

– Karolina… słyszałam od Grażyny, że wychodzisz za mąż. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Bo nie chciałam cię zapraszać – odpowiedziałam szczerze. – Nie chcę udawać przed całą rodziną, że wszystko jest w porządku.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Myślałam… myślałam, że już ci przeszło. Przecież Andrzej cię wychował jak własną córkę.

– Ale nigdy nie pozwoliliście mi kochać mojego taty! – wybuchłam. – Odebraliście mi prawo do rodziny!

Mama zaczęła płakać. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić – ale zaraz przypomniałam sobie te wszystkie razy, kiedy zamykała drzwi przed moim nosem.

Ojczym zadzwonił następnego dnia.

– Karolina, co ty wyprawiasz? Wszyscy będą gadać! Zrobisz z nas pośmiewisko!

– To nie jest wasz ślub – odpowiedziałam spokojnie. – To mój dzień i chcę być szczęśliwa.

Wtedy usłyszałam tylko trzask odkładanej słuchawki.

Mój tata przyjedzie na ślub z Gdańska. Powiedział mi przez telefon:

– Córciu… dziękuję ci za tę szansę. Wiem, ile cię to kosztowało.

Płakałam długo po tej rozmowie. Michał tulił mnie i powtarzał:

– Teraz już możesz wybrać sama.

Ale czy naprawdę mogę? Czy da się wybaczyć rodzinie to, że przez lata odbierała ci prawo do miłości? Czy jestem złą córką, bo chcę być szczęśliwa bez nich?

Czasem patrzę w lustro i widzę małą dziewczynkę z plecakiem w ręku, która marzy tylko o tym, żeby ktoś ją przytulił i powiedział: „Jesteś ważna”.

Dziś wiem jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu decydować za mnie o tym, kogo mogę kochać.

Czy naprawdę musimy zapraszać na ślub tych, którzy przez lata ranili nasze serce? Czy rodzina to tylko więzy krwi… czy może coś więcej?