Moja córka jest już kimś innym. Odkąd wyszła za mąż, nie poznaję jej — nawet nie przyszła na urodziny własnego ojca

– Marta, błagam cię, przyjdź chociaż na chwilę. Tata czeka, upiekłam twoje ulubione ciasto – mój głos drżał, kiedy po raz kolejny dzwoniłam do córki. Po drugiej stronie słyszałam tylko ciszę, a potem jej cichy, zmęczony szept:

– Mamo, nie mogę. Michał nie chce, żebym wychodziła dzisiaj z domu. Obiecałam mu, że zostaniemy razem.

Zamarłam. To już trzeci raz w tym miesiącu, kiedy Marta odmawia spotkania z nami, bo „Michał nie chce”. Jeszcze rok temu śmiałyśmy się z tego typu historii – przecież ona zawsze była niezależna, uparta, miała swoje zdanie. Teraz? Teraz słyszę w jej głosie strach i rezygnację.

Pamiętam dzień jej ślubu jakby to było wczoraj. Była taka szczęśliwa, w białej sukni, z oczami pełnymi nadziei. Michał wydawał się porządnym chłopakiem – spokojny, trochę zamknięty w sobie, ale zawsze uprzejmy. Nigdy nie przypuszczałam, że to on stanie się osią naszego rodzinnego dramatu.

Pierwsze sygnały pojawiły się szybko. Marta coraz rzadziej dzwoniła, przestała wpadać na niedzielne obiady. Kiedy pytałam, zawsze miała wymówkę: „Michał źle się czuje”, „Mamy plany”, „Muszę posprzątać”. Z czasem przestała nawet odbierać telefony.

Pewnego wieczoru, kiedy tata miał urodziny, postanowiłam pojechać do niej bez zapowiedzi. Stałam pod drzwiami z tortem w rękach i sercem w gardle. Otworzył Michał. Spojrzał na mnie chłodno i powiedział:

– Marta nie może teraz rozmawiać. Jest zajęta.

Za jego plecami zobaczyłam moją córkę – stała w kuchni, z opuszczoną głową, jakby bała się spojrzeć mi w oczy. Chciałam do niej podejść, przytulić ją, zapytać co się dzieje, ale Michał zamknął drzwi zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Mąż patrzył na mnie z bólem w oczach.

– To nie jest nasza Marta – powiedział cicho. – Co on jej zrobił?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z ostatnich miesięcy. Czy coś przeoczyłam? Czy powinnam była wcześniej zareagować?

Następnego dnia zadzwoniłam do mojej siostry, Ani.

– Musisz coś zrobić – powiedziała stanowczo. – To wygląda na kontrolę. Może nawet przemoc psychiczną.

Nie chciałam w to wierzyć. Przecież Marta zawsze była silna! Ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej wszystko układało się w całość: jej milczenie, unikanie spotkań, podporządkowanie każdej decyzji Michałowi.

Postanowiłam działać. Pojechałam do pracy Marty i czekałam na nią pod biurem. Kiedy mnie zobaczyła, wyraźnie się przestraszyła.

– Mamo! Co ty tu robisz?

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo. – Nie pozwolę ci tak po prostu zniknąć z naszego życia.

Widziałam łzy w jej oczach.

– Mamo… ja… nie mogę… Michał się zdenerwuje…

Złapałam ją za rękę.

– Marta! Co on ci robi? Dlaczego się go boisz?

Wyrwała mi się i pobiegła do tramwaju. Stałam na chodniku jak sparaliżowana.

Przez kolejne tygodnie próbowałam wszystkiego: pisałam wiadomości, zostawiałam jej listy w skrzynce, prosiłam wspólnych znajomych o pomoc. Bez skutku.

W końcu zadzwoniła sama. Było już późno wieczorem.

– Mamo… przepraszam… Nie mogę przyjść na urodziny taty. Michał powiedział, że rodzina tylko mnie rozprasza i powinnam skupić się na naszym małżeństwie.

Nie wytrzymałam.

– Marta! To twoja rodzina! My cię kochamy! On cię od nas odcina!

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Mamo… ja już nie wiem kim jestem…

Serce mi pękło.

Od tamtej pory widuję Martę tylko przypadkiem – czasem mignie mi na ulicy, czasem zobaczę ją przez okno samochodu Michała. Zawsze wygląda na zmęczoną i przygaszoną.

Czasami zastanawiam się, czy powinnam była zrobić więcej. Czy mogłam ją uratować zanim całkiem straciła siebie? Czy każda matka musi patrzeć bezradnie jak jej dziecko znika w cieniu czyjegoś życia?

Może powinnam była walczyć mocniej? A może to ona musi sama odnaleźć siłę?

Czy ktoś z was przeżył coś podobnego? Jak pomóc własnemu dziecku, które nie chce być ratowane?