Mój ojciec postanowił się ożenić po siedemdziesiątce. To, co odkryłam, rozdarło naszą rodzinę na strzępy…

– Naprawdę zamierzasz to zrobić? – mój głos drżał, a w gardle czułam gulę, której nie mogłam przełknąć. Ojciec siedział naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, ten sam stół, przy którym przez lata rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Teraz jednak czułam, jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy.

– Aniu, nie rozumiesz… Ja już nie chcę być sam – powiedział cicho, patrząc gdzieś poza mnie, jakby szukał wsparcia w pustce za moimi plecami.

Miałam ochotę krzyczeć. Jak to możliwe, że po tylu latach wspólnego życia z mamą, po jej śmierci dwa lata temu, on nagle postanawia się ożenić? I to z kobietą, którą znał ledwie kilka miesięcy! Z Haliną. Halina była wdową po sąsiedzku, zawsze uśmiechnięta, trochę zbyt głośna jak na mój gust. Ale to nie ona była problemem. Problemem było to, co zaczęło wychodzić na jaw wraz z tą decyzją.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ich razem na ławce przed blokiem. Ojciec trzymał ją za rękę. Poczułam wtedy ukłucie zazdrości i… wstydu? Sama nie wiem. Może to była złość na świat za to, że mama już nie żyje i nie może się bronić przed tą nową rzeczywistością.

Zaczęło się niewinnie – drobne sprzeczki z bratem, Markiem. On był bardziej wyrozumiały: „Tata ma prawo do szczęścia”, powtarzał. Ale ja nie mogłam się pogodzić z tym, że ktoś obcy zajmie miejsce mamy. Zwłaszcza że tata zaczął się zmieniać. Coraz częściej znikał z domu, przestał dzwonić do mnie codziennie wieczorem. Nawet święta spędził u Haliny.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia. Jej głos był spięty:
– Aniu, musisz wiedzieć… Twój ojciec od dawna zna Halinę. To nie jest przypadek.

Zamarłam. Jak to „od dawna”? Przecież zawsze mówił, że poznali się niedawno na spacerze z psem.

– Oni znali się jeszcze za życia twojej mamy – dodała ciotka szeptem.

Serce mi stanęło. Przez kilka dni chodziłam jak struta. W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do ojca.

– Powiedz mi prawdę – zaczęłam bez ogródek. – Od kiedy znasz Halinę?

Ojciec spuścił wzrok. Długo milczał.

– To nie tak, jak myślisz… – zaczął w końcu. – Byliśmy tylko znajomymi. Twoja mama wiedziała o Halinie. Czasem rozmawialiśmy na ławce pod blokiem…

– Ale dlaczego mi nie powiedziałeś? – przerwałam mu ze łzami w oczach.

– Chciałem cię chronić – odpowiedział cicho.

Wtedy poczułam się zdradzona przez własnego ojca. Przez całe życie byłam przekonana, że nasza rodzina jest szczera i otwarta. Tymczasem okazało się, że nawet po śmierci mamy są rzeczy, o których nie miałam pojęcia.

Zaczęły się rodzinne kłótnie. Marek stanął po stronie ojca: „Nie możesz mu zabronić być szczęśliwym!”. Ja jednak czułam się coraz bardziej osamotniona w swoim bólu i niezrozumieniu.

W pracy byłam rozkojarzona, przyjaciółki nie wiedziały już, jak mnie pocieszać. Nawet moja córka Zosia pytała: „Mamo, dlaczego dziadek nie może mieć nowej żony?”.

A ja? Ja nie potrafiłam odpowiedzieć.

Któregoś wieczoru zadzwoniła Halina.
– Aniu, wiem, że jest ci ciężko. Nie chcę zastąpić twojej mamy… Chcę tylko być blisko twojego taty. On bardzo cierpiał po jej śmierci.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę mam prawo żądać od ojca samotności tylko dlatego, że ja nie potrafię pogodzić się ze zmianą?

Przyszedł dzień ślubu. Nie poszłam. Siedziałam w pustym mieszkaniu i płakałam jak dziecko. Marek zadzwonił później:
– Tata był smutny, że cię nie było… Ale rozumie.

Minęły tygodnie. Ojciec coraz rzadziej dzwonił. Zosia zaczęła odwiedzać go z Markiem i jego rodziną. Ja czułam się coraz bardziej wykluczona z własnej rodziny.

Pewnego dnia znalazłam w szufladzie list od mamy. Pisała w nim: „Aniu, jeśli kiedyś mnie zabraknie, proszę cię – pozwól tacie być szczęśliwym na swój sposób”.

Zalała mnie fala łez i wstydu.

Dziś wiem jedno: czasem nasze wyobrażenia o rodzinie są tylko iluzją. Każdy ma prawo do szczęścia – nawet jeśli to szczęście wygląda inaczej niż sobie wymarzyliśmy.

Ale czy potrafię jeszcze zaufać ojcu? Czy rodzina może przetrwać takie pęknięcie?

Może Wy mi powiecie… Czy naprawdę powinnam była pozwolić mu odejść w swoją stronę? Czy można wybaczyć zdradę zaufania nawet najbliższej osobie?