Mój mąż znał moje lęki. Mimo to sprowadził do naszego domu swoje dzieci z pierwszego małżeństwa.
– Znowu nie śpisz? – głos Pawła rozbrzmiał w ciemności sypialni, kiedy po raz kolejny przewróciłam się na drugi bok.
– Nie mogę zasnąć – odpowiedziałam cicho, wpatrując się w sufit. W głowie miałam tysiąc myśli, a każda z nich była cięższa od poprzedniej.
Paweł westchnął i odwrócił się plecami. Zawsze tak robił, kiedy nie chciał rozmawiać. A ja nie miałam już siły pytać. Od miesięcy czułam się jak intruz we własnym domu, choć to przecież ja tu mieszkałam pierwsza. To ja urządzałam ten salon, wybierałam zasłony i układałam książki na półkach. Teraz wszystko było inne.
Kiedy Paweł powiedział mi, że jego dzieci z pierwszego małżeństwa muszą się do nas wprowadzić, poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Wiedział, że mam problemy z adaptacją do zmian, że każda nowa sytuacja wywołuje u mnie lęk i panikę. Wiedział też, jak bardzo boję się konfrontacji z jego przeszłością – tą, o której nigdy nie chciał rozmawiać.
Nie pytałam go nigdy, dlaczego się rozwiódł. Nie chciałam naciskać. Jeśli nie chciał mówić – miał do tego prawo. Ale kiedy nagle w naszym domu pojawiły się dwie nastoletnie dziewczyny – Zosia i Lena – poczułam się zdradzona. Jakby Paweł podjął decyzję za mnie, nie licząc się z moimi uczuciami.
Pierwszy dzień ich obecności pamiętam jak przez mgłę. Zosia rzuciła plecak na podłogę i spojrzała na mnie z wyższością, której nie potrafiłam znieść.
– To ty jesteś tą nową żoną taty? – zapytała bez cienia sympatii.
– Tak… – odpowiedziałam niepewnie.
Lena nawet na mnie nie spojrzała. Przeszła obok mnie jak obok powietrza i zamknęła się w pokoju gościnnym.
Paweł próbował udawać, że wszystko jest w porządku. Że to tylko kwestia czasu, aż się przyzwyczaimy do siebie nawzajem. Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Każdego dnia czułam coraz większy dystans między nami wszystkimi.
Wieczorami słyszałam szepty za zamkniętymi drzwiami dziewczyn. Czasem śmiech, czasem płacz. Próbowałam być miła, gotowałam ich ulubione potrawy (Paweł mi powiedział), ale one patrzyły na mnie jak na intruza. Jakbym była winna temu, że ich rodzina się rozpadła.
Pewnego dnia Lena wróciła ze szkoły zapłakana. Paweł był wtedy w pracy. Usiadłam obok niej na kanapie i zapytałam:
– Co się stało?
Spojrzała na mnie z niechęcią.
– Nic cię to nie obchodzi.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Chciałam jej pomóc, ale czułam, że każda próba tylko pogarsza sprawę.
Wieczorem Paweł wrócił i zobaczył Lenę w swoim pokoju, skuloną pod kocem.
– Co się stało? – zapytał z troską.
– Nic – odpowiedziała Lena, ale jej głos był drżący.
Paweł spojrzał na mnie pytająco, jakby oczekiwał wyjaśnień.
– Próbowałam z nią porozmawiać… – zaczęłam niepewnie.
– Może po prostu daj im trochę czasu – przerwał mi chłodno.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Czułam się coraz bardziej samotna w tym domu pełnym ludzi.
Zosia zaczęła przynosić do domu koleżanki i urządzać głośne wieczory filmowe. W kuchni zostawały sterty brudnych naczyń, a ja sprzątałam po nich jak niewidzialna służąca. Kiedy próbowałam zwrócić uwagę, Paweł tylko wzruszał ramionami:
– To przecież dzieciaki. Muszą się jakoś odnaleźć.
A ja? Czy ja też nie powinnam mieć prawa do odnalezienia się w tej sytuacji?
Z czasem zaczęliśmy coraz częściej się kłócić. O drobiazgi: o bałagan w łazience, o to, kto wyniesie śmieci, o to, że Paweł coraz częściej wychodzi z domu bez słowa. Czułam, że oddalamy się od siebie z każdym dniem.
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę.
– Paweł… musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– O czym?
– O nas… O tym wszystkim…
Westchnął ciężko.
– Wiem, że jest ci trudno. Ale to są moje dzieci. Nie mogłem ich zostawić.
– Rozumiem… Ale czemu nigdy mi nie powiedziałeś, dlaczego się rozwiodłeś? Czemu nigdy nie rozmawiamy o twojej przeszłości?
Paweł spuścił wzrok.
– Bo to boli… Bo boję się, że jeśli opowiem ci wszystko, odejdziesz.
Zamilkliśmy oboje. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach strach – taki sam jak mój.
Minęły tygodnie. Próbowałam rozmawiać z dziewczynami, ale one coraz bardziej zamykały się w sobie. Paweł coraz częściej nocował poza domem – tłumaczył to pracą, ale czułam, że ucieka przed problemami tak samo jak ja próbuję je zagłuszyć sprzątaniem czy gotowaniem.
Któregoś dnia znalazłam w szufladzie Pawła stary list – od jego byłej żony. Nie powinnam była czytać, ale ciekawość zwyciężyła. Pisała o zdradzie, o bólu i o tym, że dzieci nigdy mu tego nie wybaczą. Poczułam zimny dreszcz na plecach.
Wieczorem spojrzałam Pawłowi prosto w oczy:
– Czy ty mnie też kiedyś zdradzisz?
Zamilkł na długą chwilę.
– Nie wiem… Staram się być lepszym człowiekiem niż byłem wtedy…
Nie spałam tej nocy ani przez kolejne kilka tygodni. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Pawłowi:
– Muszę wyjechać na jakiś czas. Muszę poukładać sobie wszystko w głowie.
Nie protestował. Może nawet poczuł ulgę?
Teraz siedzę w wynajętym pokoju i zastanawiam się: czy można budować szczęście na cudzych ruinach? Czy można pokochać dzieci mężczyzny, który sam siebie jeszcze nie pokochał? Czy powinnam wrócić i walczyć o tę rodzinę… czy może czas pozwolić sobie odejść?
Czasem myślę: czy gdybym od początku znała prawdę o Pawle i jego przeszłości – czy podjęłabym inne decyzje? A może każdy z nas niesie swój bagaż i najważniejsze jest to, co robimy z nim tu i teraz? Co wy byście zrobili na moim miejscu?