Mój brat wyszedł z mojego wesela przez prezent od teściowej – czy rodzina może się rozpaść przez dom?

– To jest żart? – głos mojego brata, Pawła, przeszył salę weselną jak nóż. Stał przy stole, z kieliszkiem w dłoni, a jego twarz była czerwona nie od alkoholu, lecz od gniewu. Wszyscy zamilkli. Nawet orkiestra przerwała na chwilę granie.

Właśnie rozpakowaliśmy prezent od mojej teściowej, pani Haliny. W pięknym pudełku leżały klucze i akt notarialny – dom w podwarszawskim Piasecznie. Goście bili brawo, niektórzy płakali ze wzruszenia. Ja i Ania, moja świeżo poślubiona żona, byliśmy w szoku. Nie spodziewaliśmy się takiego gestu. Ale Paweł… Paweł patrzył na mnie z nienawiścią.

– Gratulacje, Michałku – powiedziała teściowa, całując mnie w policzek. – Chciałam, żebyście mieli dobry start.

Mama siedziała obok, wyraźnie skrępowana. Zawsze była dumna z tego, że jej synowie są sobie bliscy. Teraz widziałam w jej oczach łzy.

Paweł podszedł do mnie i syknął przez zęby:
– To niesprawiedliwe. My z Kasią dostaliśmy komplet pościeli i blender. Ty dostajesz dom?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przecież to nie była moja decyzja.

– Paweł, proszę cię… – zacząłem, ale on już odwracał się na pięcie.

Kasia, jego żona, spojrzała na mnie z pogardą:
– Zawsze byłeś ulubieńcem wszystkich. Teraz masz wszystko podane na tacy.

Wyszli. Po prostu wyszli z własnego wesela brata.

Reszta wieczoru była jak w zamglonym śnie. Goście próbowali udawać, że nic się nie stało, ale atmosfera była napięta. Mama płakała w kącie sali. Ania była blada jak ściana.

Po weselu wróciliśmy do mieszkania Ani. Dom od teściowej stał pusty – nie mieliśmy odwagi tam pojechać.

Przez kolejne dni telefon milczał. Mama przysyłała krótkie SMS-y: „Paweł nie chce rozmawiać”, „Kasia jest wściekła”, „Coś trzeba zrobić”.

Nie spałem nocami. Przypominałem sobie dzieciństwo – jak Paweł bronił mnie przed starszymi chłopakami na podwórku, jak razem budowaliśmy szałas w lesie za blokiem. Byliśmy nierozłączni.

Ania próbowała mnie pocieszać:
– To minie. Muszą ochłonąć.

Ale mijały tygodnie, a Paweł nie odbierał telefonu. Mama zaprosiła nas na obiad rodzinny – miał być to pierwszy krok do pojednania.

Przyszliśmy z Anią punktualnie. Paweł i Kasia już byli. Siedzieli sztywno przy stole, nie patrząc na nas.

Mama podała rosół i próbowała rozluźnić atmosferę:
– No to… może zaczniemy od nowa? Michałku, opowiedz o domu.

Paweł rzucił łyżką:
– Nie chcę słuchać o tym domu! To niesprawiedliwe! My też mamy dzieci, my też chcielibyśmy mieć taki start!

Kasia dodała:
– Halina zawsze faworyzowała Anię. A wy nawet nie pomyśleliście, żeby się podzielić.

Zaniemówiłem. Jak miałbym się podzielić domem? Oddać połowę? Sprzedać i dać im pieniądze?

– To nie jest takie proste… – zacząłem niepewnie.

Paweł wstał:
– Dla ciebie wszystko jest proste! Zawsze miałeś lepiej! Ja musiałem sam na wszystko zapracować!

Mama próbowała go uspokoić:
– Pawełku, proszę cię…

Ale on już wychodził z pokoju.

Po tym obiedzie kontakt się urwał na dobre. Mama była rozdarta między nami. Czułem się winny, choć przecież nie prosiłem o ten dom.

Minęły miesiące. Dom stał pusty – nie potrafiłem się nim cieszyć. Każda próba rozmowy kończyła się kłótnią lub milczeniem.

W końcu napisałem do Pawła długi list:
„Bracie, wiem, że czujesz się skrzywdzony. Ja też cierpię przez to wszystko. Chciałbym cofnąć czas i sprawić, żebyś był szczęśliwy razem ze mną tego dnia. Dom to tylko ściany i dach – bez ciebie nic nie znaczy.”

Nie odpowiedział.

Mama zachorowała na serce – stres zrobił swoje. W szpitalu powiedziała mi przez łzy:
– Synku… rodzina jest najważniejsza. Nie pozwólcie, żeby dom was rozdzielił.

Dziś mijają dwa lata od ślubu. Z Pawłem widuję się tylko przypadkiem na ulicy – mijamy się bez słowa.

Czasem stoję przed tym domem i pytam siebie: czy naprawdę warto było? Czy jeden prezent może przekreślić całe życie razem?

Może ktoś z was przeżył coś podobnego? Jak odbudować rodzinę po takim rozłamie? Czy zazdrość naprawdę jest silniejsza niż braterska miłość?