Miesiąc po narodzinach Antosia wszystko się zmieniło. Czy naprawdę ją tracę?

— Magda, znowu nie zjadłaś obiadu? — zapytałem, wchodząc do kuchni i widząc nietknięty talerz na stole. Było już po dziewiętnastej, a ona siedziała na kanapie z Antosiem przy piersi, patrząc gdzieś w dal, jakby mnie nie słyszała.

— Nie jestem głodna — odpowiedziała cicho, nie odrywając wzroku od ściany.

To był już czwarty dzień z rzędu, kiedy wracałem z pracy i widziałem ją w tym samym miejscu. Kiedyś dom pachniał obiadem, a Magda witała mnie uśmiechem. Teraz czułem tylko ciężar ciszy i coś, czego nie potrafiłem nazwać. Antoś płakał coraz częściej, a ja miałem wrażenie, że Magda jest coraz dalej ode mnie.

Pracuję jako kierowca ciężarówki. Wstaję o piątej rano, wracam po osiemnastu. Zawsze myślałem, że zapewnienie rodzinie bezpieczeństwa finansowego to mój najważniejszy obowiązek. Magda była moją opoką — ogarniała dom, gotowała, śmiała się z moich żartów. Nawet w ciąży nie narzekała. Ale od porodu… coś się zmieniło.

Pamiętam ten dzień, kiedy wróciliśmy ze szpitala. Byłem dumny jak paw. Antoś spał w swoim łóżeczku, a Magda tuliła go z czułością. Ale już wtedy widziałem w jej oczach cień zmęczenia. Myślałem: „To minie”.

Tymczasem mijał tydzień za tygodniem, a ona gasła. Przestała dbać o siebie — jej włosy były wiecznie związane w niedbały koczek, chodziła w tej samej bluzie przez kilka dni. Pranie piętrzyło się w łazience, a ja coraz częściej jadłem kanapki na kolację.

Próbowałem rozmawiać:

— Magda, co się dzieje? Pomóc ci jakoś?

— Nic mi nie jest — odpowiadała krótko.

— Może wyjdziemy gdzieś razem? Mama może popilnować Antosia…

— Nie chcę nigdzie wychodzić.

Czułem narastającą frustrację. Przecież robiłem wszystko, co mogłem! Pracowałem po godzinach, żeby starczyło na pieluchy i mleko. A ona… jakby mnie nie widziała.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałem:

— Magda, do cholery! Tak dalej być nie może! Ja też mam dość! — krzyknąłem, a potem natychmiast tego pożałowałem.

Zobaczyłem łzy w jej oczach. Po raz pierwszy od tygodni spojrzała na mnie naprawdę.

— Myślisz, że ja tego chcę? — wyszeptała. — Że chcę być taka… pusta?

Zamilkliśmy oboje. Antoś zaczął płakać w sypialni. Magda poszła do niego bez słowa.

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, słysząc jej cichy płacz przez ścianę. Rano wyszedłem do pracy wcześniej niż zwykle.

W pracy nie mogłem się skupić. Zastanawiałem się: „Może to moja wina? Może za mało pomagam?”. Ale przecież nie mam kiedy! Pracuję tyle godzin…

Po powrocie do domu zastałem moją mamę przy kuchence.

— Magda śpi z małym — powiedziała cicho. — Synu… ona potrzebuje pomocy.

— Ale jakiej? Przecież ja robię wszystko!

Mama spojrzała na mnie z troską:

— Ty robisz wszystko dla domu. Ale ona potrzebuje ciebie — twojej obecności, rozmowy… Może powinniście porozmawiać z kimś? Lekarzem?

Zamarłem. Lekarz? Przecież Magda nie jest chora…

Ale potem przypomniałem sobie jej puste spojrzenie i łzy.

Wieczorem usiadłem obok niej na kanapie.

— Magda… boję się o ciebie. Boję się, że cię tracę.

Spojrzała na mnie długo.

— Ja też się boję — szepnęła. — Nie wiem, co się ze mną dzieje… Czuję się jakby ktoś wyłączył mi światło w środku.

Objąłem ją mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułem jej ciepło.

— Może pójdziemy razem do lekarza? Albo do psychologa? Nie chcę cię stracić.

Zgodziła się bez słowa sprzeciwu.

Następnego dnia umówiłem nas do poradni zdrowia psychicznego. To był pierwszy krok ku zmianie.

Nie było łatwo. Terapia trwała miesiącami. Były dni lepsze i gorsze. Czasem Magda płakała bez powodu, czasem śmiała się przez łzy. Ja nauczyłem się zostawiać pracę za drzwiami domu i być bardziej obecny dla niej i Antosia.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Magda wraca powoli do siebie — znów gotuje nasze ulubione pierogi ruskie, czasem wychodzimy razem na spacer z Antosiem do parku. Ale wiem już jedno: depresja poporodowa to nie jest „widzimisię” ani lenistwo. To prawdziwa choroba, która może zniszczyć rodzinę, jeśli się jej nie zauważy na czas.

Często myślę o tamtych dniach i pytam siebie: co by było, gdybym wtedy odpuścił? Gdybym uznał, że „sama sobie poradzi”? Czy naprawdę tak trudno nam — facetom — zobaczyć cierpienie najbliższych?

A wy? Czy potraficie rozmawiać o trudnych emocjach w domu? Czy umiecie prosić o pomoc zanim będzie za późno?