Mama oddała spadek cioci Eli – a ja mieszkałam u teściów i utrzymywałam brata. Czy naprawdę zrobiła dobrze?
– Naprawdę to zrobiłaś? – zapytałam mamę, czując jak w gardle rośnie mi gula. Stałam w kuchni u teściów, ściskając telefon tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. W tle słyszałam, jak teściowa znowu narzeka na bałagan po obiedzie, a mój młodszy brat, Aleksander, trzaskał drzwiami od łazienki.
– Tak, Kasiu. Oddałam spadek Eli. Ona bardziej go potrzebuje – odpowiedziała mama cicho, jakby bała się własnych słów.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Przecież od miesięcy liczyłam na te pieniądze. Mieszkaliśmy z mężem i synkiem w jednym pokoju u jego rodziców, odkładając każdy grosz na wkład własny do mieszkania. Do tego doszedł Aleksander – po śmierci taty nie radził sobie psychicznie, więc mama poprosiła mnie, żebym go przygarnęła na jakiś czas. „Na jakiś czas” trwało już prawie rok.
– Mamo, ale my też mamy swoje problemy! – wybuchłam w końcu. – Myślałam, że chociaż część tych pieniędzy nam pomoże…
– Wiem, kochanie. Ale Ela… Ona mieszka z synem, synową i dwójką wnuków w dwóch pokojach. Ledwo wiążą koniec z końcem. Ty masz męża, masz wsparcie…
Zacisnęłam zęby. „Wsparcie” to duże słowo. Teściowa codziennie dawała mi do zrozumienia, że jestem tu tylko gościem. Mąż pracował po dwanaście godzin dziennie, a ja próbowałam pogodzić opiekę nad synkiem i Aleksandrem z pracą zdalną.
Wieczorem siedziałam na łóżku, patrząc na śpiącego synka i słuchając cichych szlochów Aleksandra zza ściany. Przypomniałam sobie dzieciństwo – mama zawsze była tą dobrą duszą, która odda ostatni kawałek ciasta sąsiadce albo pożyczy pieniądze kuzynce. Ale czy tym razem nie przesadziła?
Następnego dnia zadzwoniła ciocia Ela.
– Kasiu… Twoja mama to anioł – powiedziała przez łzy. – Nie wiem, jak jej się odwdzięczę. Dzięki temu spadkowi możemy wreszcie kupić większe mieszkanie…
Poczułam ukłucie zazdrości i wstydu jednocześnie. Przecież to nie była wina cioci Eli, że jej życie tak się potoczyło. Ale czy naprawdę powinnam się cieszyć jej szczęściem, kiedy sama tonę?
Wieczorem wybuchła kolejna awantura u teściów.
– Kasia, ile jeszcze twój brat będzie tu mieszkał? – zapytała teściowa z wyraźną irytacją. – To już nie jest pensjonat!
Mąż próbował mnie bronić:
– Mamo, Aleksander przechodzi trudny okres…
– A ja przechodzę trudny okres od kiedy tu mieszkacie! – rzuciła teściowa i trzasnęła drzwiami.
Po tej kłótni długo nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, czy nie powinnam była postawić się mamie mocniej. Może gdybym bardziej naciskała…
Kilka tygodni później ciocia Ela zaprosiła nas wszystkich na parapetówkę do nowego mieszkania. Weszliśmy do przestronnego salonu – dzieci biegały po pokojach, a Ela płakała ze szczęścia.
– Kasiu, wiem, że to dla was trudne – szepnęła mi na boku. – Ale obiecuję ci… jeśli tylko będę mogła wam pomóc…
Nie wierzyłam w puste obietnice. Ale wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego.
Niedługo potem Aleksander dostał ataku paniki i trafił do szpitala psychiatrycznego. Byłam załamana – nie miałam już siły ani pieniędzy na kolejne terapie.
I wtedy zadzwoniła ciocia Ela.
– Kasiu, przelałam wam część pieniędzy ze spadku. Wiem, że teraz tego potrzebujecie bardziej niż kiedykolwiek.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
– Ale… ciociu…
– Twoja mama nauczyła mnie jednego: rodzina jest najważniejsza. Teraz twoja kolej poczuć wsparcie.
Dzięki tym pieniądzom Aleksander mógł kontynuować leczenie w prywatnej klinice. Wkrótce potem mąż dostał awans i udało nam się wynająć własne mieszkanie.
Mama patrzyła na nas wszystkich podczas niedzielnego obiadu i uśmiechała się przez łzy.
– Czasem trzeba coś oddać, żeby potem dostać więcej niż się spodziewaliśmy – powiedziała cicho.
Dziś wiem, że jej decyzja była trudna i bolesna dla mnie jako córki. Ale dzięki temu nasza rodzina naprawdę się zjednoczyła. Czy gdyby mama wybrała inaczej, bylibyśmy teraz bliżej siebie? Czy czasem warto zaufać sercu nawet wtedy, gdy rozum podpowiada coś innego?