Mama obiecała nam dom po ślubie, a potem zburzyła wszystko jednym zdaniem – historia, która zmieniła moje życie
– Nie rozumiesz, Marto! To nie jest takie proste! – głos mamy drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stałam w kuchni, jeszcze w sukni ślubnej, bo wróciliśmy z Michałem prosto z wesela, żeby odebrać klucze do domu. Miało być tak pięknie. Miało być nasze nowe życie.
– Mamo, przecież rozmawiałyśmy o tym tyle razy! – łzy napływały mi do oczu. – Obiecałaś, że po ślubie dom będzie nasz. Że z tatą przeprowadzicie się do mieszkania na osiedlu. Wszystko było ustalone!
Mama spojrzała na mnie tak, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć słów. Michał stał za mną, milczący, z rękami w kieszeniach. Czułam jego napięcie. Przez chwilę nikt się nie odzywał. W powietrzu wisiała cisza gęsta jak mgła.
Nagle mama usiadła ciężko przy stole i powiedziała cicho:
– Rozwodzę się z tatą.
To jedno zdanie roztrzaskało wszystko. Jakby ktoś rzucił granatem w środek naszego życia. Poczułam, jakby podłoga pod moimi stopami się rozstąpiła.
– Co? – wykrztusiłam. – Kiedy…? Dlaczego…?
Mama zaczęła mówić szybko, chaotycznie, jakby bała się, że się rozpadnie, jeśli się zatrzyma:
– Już od dawna nie jesteśmy szczęśliwi. Udawaliśmy dla ciebie i twojego brata. Ale nie mogę już dłużej… Twój tata… on ma kogoś innego. Od lat. Ja też mam dość tej gry.
Patrzyłam na nią w osłupieniu. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić, ale byłam zbyt wściekła.
– A dom? – zapytałam głucho.
– Musimy go sprzedać – odpowiedziała, nie patrząc mi w oczy. – Musimy podzielić majątek.
Wyszłam na balkon, żeby złapać oddech. Michał poszedł za mną.
– I co teraz? – zapytał cicho.
Nie wiedziałam. Wszystko, co planowaliśmy przez ostatnie miesiące, runęło w jednej chwili. Mieliśmy tu mieszkać, urządzać pokoje, może za rok powiększyć rodzinę…
Wróciłam do środka. Mama siedziała skulona przy stole.
– Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? – zapytałam drżącym głosem.
– Nie chciałam psuć ci ślubu…
Poczułam gniew. Czy naprawdę myślała, że to lepiej? Że lepiej jest dowiedzieć się o wszystkim tuż po ślubie, kiedy już nie mamy gdzie się podziać?
Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Tata wrócił z delegacji i nawet nie próbował zaprzeczać. Przyznał się do romansu z koleżanką z pracy. Brat wyjechał na studia do Krakowa i udawał, że go to nie dotyczy.
Zaczęły się kłótnie o pieniądze, o meble, o każdy drobiazg. Mama płakała nocami w kuchni, tata trzaskał drzwiami i znikał na całe dnie. Ja i Michał szukaliśmy mieszkania do wynajęcia, choć mieliśmy mieć własny dom.
Pewnego wieczoru usiadłam z mamą przy stole.
– Wiesz… – zaczęła cicho – czasem myślę, że wszystko by było inaczej, gdybym była odważniejsza wcześniej.
– Może… – odpowiedziałam. – Ale teraz już nic nie będzie takie samo.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam cię, Marto. Naprawdę chciałam dla was dobrze.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony rozumiałam jej ból i samotność. Z drugiej – czułam się zdradzona przez własną matkę.
Michał próbował mnie pocieszać:
– Najważniejsze, że mamy siebie. Dom to tylko ściany.
Ale dla mnie ten dom był czymś więcej. Był symbolem bezpieczeństwa, dzieciństwa, rodziny…
Kiedy podpisywaliśmy umowę najmu na małe mieszkanie na obrzeżach miasta, czułam się jak ktoś obcy we własnym życiu.
Wkrótce rodzice sprzedali dom. Mama zamieszkała sama w bloku na drugim końcu miasta. Tata przeprowadził się do swojej nowej partnerki.
Przez długi czas nie potrafiłam im wybaczyć. Każda wizyta u mamy była pełna niezręczności i niewypowiedzianych żalów.
Dopiero kiedy sama zaszłam w ciążę i urodziłam córkę, zaczęłam rozumieć, jak trudno jest być matką i podejmować decyzje między własnym szczęściem a dobrem dzieci.
Czasem patrzę na moją córkę i zastanawiam się: czy kiedyś ona też poczuje się tak zdradzona przeze mnie? Czy można naprawdę ochronić dzieci przed wszystkim?
Czy dom to tylko miejsce – czy może jednak coś więcej? Co wy o tym myślicie?