„Mama dała Kasi pieniądze na mieszkanie, a ja zostałam z niczym. Czy naprawdę jestem mniej ważna?”

– I co, Anka, znowu będziesz udawać, że wszystko jest w porządku? – głos Kasi rozbrzmiał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak wyszła z kuchni. Stałam przy zlewie, wpatrując się w mokre talerze. Woda kapała mi po nadgarstkach, ale nie czułam zimna. Czułam tylko to kłujące uczucie niesprawiedliwości, które rozlewało się po całym ciele.

Mama siedziała przy stole, popijając herbatę. Jej twarz była zmęczona, a oczy uciekały gdzieś za okno. – Aniu, nie rób scen – powiedziała cicho. – Kasia naprawdę tego potrzebuje. Wiesz, jak ciężko jej było po rozstaniu z Pawłem.

Zacisnęłam dłonie na ściereczce. – A ja? Ja nie potrzebuję niczego? – zapytałam, choć głos mi się łamał. – Pracuję na dwa etaty, ledwo wiążę koniec z końcem, a ty nawet nie zapytałaś, czy mi czegoś nie potrzeba.

Mama westchnęła ciężko. – Ty zawsze sobie radziłaś. Jesteś silna, Aniu.

Silna. To słowo słyszałam od dziecka. Kiedy Kasia płakała, mama tuliła ją do piersi i głaskała po włosach. Ja musiałam być dzielna. Kiedy tata odszedł, miałam dwanaście lat i to ja wycierałam mamie łzy z policzków. To ja robiłam zakupy i gotowałam obiady, kiedy ona nie miała siły wstać z łóżka.

Kasia była młodsza o trzy lata. Zawsze delikatna, zawsze w centrum uwagi. Kiedy dostała dwóję z matematyki, mama biegła do szkoły wyjaśniać sprawę z nauczycielką. Kiedy ja miałam problemy, słyszałam tylko: „Dasz sobie radę”.

Teraz historia się powtarzała. Kasia rozstała się z Pawłem i nagle cały świat musiał stanąć na głowie. Mama sprzedała działkę po babci i całą sumę – ponad dwieście tysięcy złotych – przekazała Kasi na wkład własny do mieszkania w Warszawie.

Dowiedziałam się o tym przypadkiem, kiedy Kasia przyszła do mnie pochwalić się nowym lokum. – Mama mi pomogła – powiedziała z uśmiechem. – W końcu ktoś mnie docenił.

Docenił? A mnie kto docenił? Przez lata rezygnowałam ze swoich marzeń, żeby pomagać mamie i Kasi. Zostałam w rodzinnym mieście, żeby być blisko nich, choć mogłam wyjechać do Krakowa na studia. Pracowałam w sklepie spożywczym, potem w przedszkolu jako pomoc nauczyciela. Każda złotówka była na wagę złota.

Kasia zawsze miała szczęście. Dostała się na wymarzoną psychologię w Warszawie, potem poznała Pawła – syna lokalnego biznesmena. Przez kilka lat żyli jak w bajce: podróże, drogie restauracje, markowe ubrania. Kiedy Pawłowi znudził się ten związek i zostawił Kasię dla innej, świat mojej siostry runął.

Mama rzuciła wszystko i pojechała do Warszawy ratować Kasię przed „załamaniem nerwowym”. Ja zostałam sama z jej psem i rachunkami do opłacenia.

– Aniu, nie bądź zazdrosna – powiedziała mama pewnego wieczoru przez telefon. – Ty masz stabilną pracę i mieszkanie po babci. Kasi jest teraz ciężko.

Stabilną pracę? Mieszkanie po babci? To dwupokojowa ruina na obrzeżach miasta, którą remontuję od trzech lat po godzinach pracy. Kredyt na głowie, wieczne oszczędzanie na wszystkim.

Zaczęłam unikać rodzinnych spotkań. Czułam się jak intruz we własnym domu. Mama dzwoniła coraz rzadziej, a kiedy już rozmawiałyśmy, temat zawsze schodził na Kasię: jej nową pracę, terapię, plany na przyszłość.

Pewnego dnia Kasia zadzwoniła do mnie zaprosić mnie na parapetówkę.

– Wpadnij koniecznie! Będzie super! Mama już obiecała upiec sernik.

– Nie wiem… mam dużo pracy – odpowiedziałam wymijająco.

– Anka, przestań się obrażać! Zawsze byłaś taka dumna…

Dumna? Może raczej zmęczona byciem tą silną i niezawodną.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do Warszawy. Mieszkanie Kasi było jasne i przestronne, pełne nowych mebli i drogich dodatków. Mama krzątała się po kuchni jak gospodyni na weselu.

– Aniu! Jak dobrze cię widzieć! – uściskała mnie mocno.

Przez chwilę poczułam ciepło… ale potem zobaczyłam Kasię otoczoną znajomymi i usłyszałam jej śmiech. Byłam tu tylko gościem.

Wieczorem usiadłyśmy z mamą na balkonie.

– Mamo… czy ja naprawdę jestem mniej ważna od Kasi? – zapytałam cicho.

Mama spojrzała na mnie zaskoczona.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Nigdy nie prosiłam o pomoc… Ale to nie znaczy, że jej nie potrzebuję.

Mama milczała długo. W końcu powiedziała:

– Wiesz… zawsze myślałam, że jesteś silniejsza ode mnie i Kasi razem wziętych. Może za bardzo ci zaufałam…

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Chciałabym czasem poczuć się ważna…

Nie wiem, czy coś się zmieniło po tej rozmowie. Mama zaczęła częściej dzwonić i pytać o moje sprawy. Kasia wysyła mi zdjęcia swojego kota i pyta o rady życiowe… Ale rana pozostała.

Czasem zastanawiam się: czy warto walczyć o swoje uczucia w rodzinie? Czy lepiej pogodzić się z rolą tej „silnej”, która nigdy nie potrzebuje pomocy?

A wy? Czy też czuliście się kiedyś mniej ważni dla swoich bliskich?