Mama całe życie poświęciła się dla brata. Teraz on nie ma dla niej czasu – a wszystko spadło na mnie

– Znowu ty? – usłyszałam w słuchawce głos mojego brata, gdy po raz kolejny próbowałam się z nim skontaktować. – Nie mogę teraz, mam spotkanie.

Stałam w kuchni, trzymając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Za drzwiami mama kaszlała, jej oddech był ciężki i świszczący. W lodówce nie było nic oprócz kilku jajek i starego masła. W głowie miałam mętlik: praca zdalna, zakupy, leki, opieka nad mamą, rachunki. I ta cisza po drugiej stronie słuchawki, kiedy brat znowu się rozłączył.

Zawsze byłam tą, która sobie radzi. Nie robiłam problemów, nie płakałam z byle powodu, dobrze się uczyłam, nie wdawałam się w konflikty. Mama była ze mnie dumna – ale cicho, bez przesady. Za to mój brat, młodszy ode mnie o trzy lata, od zawsze miał specjalne traktowanie. Był delikatny, mama mówiła, że „taki wrażliwy”. Jak czegoś nie umiał, to mu pomagała. Jak coś przeskrobał – tłumaczyła go przed ojcem. Ja miałam być twarda.

Pamiętam Wigilię sprzed lat. Mama krzątała się w kuchni, a ja kroiłam warzywa na sałatkę. Brat siedział przy stole i grał na telefonie.
– Michałku, może byś pomógł siostrze? – zapytała mama łagodnie.
– Zaraz, mamo! – rzucił bez podnoszenia wzroku.
– Daj mu spokój, Aniu – szepnęła do mnie mama. – On się tak łatwo denerwuje.

Wtedy tylko wzruszyłam ramionami. Byłam przyzwyczajona.

Ale teraz? Teraz mama leży w łóżku po udarze. Potrzebuje pomocy przy wszystkim: jedzeniu, myciu, przewijaniu. Ja pracuję zdalnie jako księgowa i ledwo wiążę koniec z końcem. Michał mieszka dwie ulice dalej z żoną i dwójką dzieci. Przychodzi raz na dwa tygodnie na godzinę – czasem nawet nie wejdzie do pokoju mamy.

– Michał, ona cię potrzebuje – mówiłam mu przez telefon.
– Wiesz, jak jest. Praca, dzieci… Poza tym ty zawsze sobie radziłaś.

To zdanie wracało do mnie jak bumerang: „Ty zawsze sobie radziłaś”.

Pewnego dnia mama miała gorszy dzień. Leżała z zamkniętymi oczami i cicho płakała.
– Mamo? Co się dzieje?
– Przepraszam cię, Aniu… – wyszeptała. – Chciałam dobrze… Zawsze myślałam, że Michał będzie potrzebował więcej wsparcia… Ale teraz widzę… To ty jesteś tu przy mnie.

Usiadłam obok niej i poczułam łzy napływające do oczu. Przez całe życie czekałam na te słowa – a kiedy je usłyszałam, poczułam tylko pustkę i zmęczenie.

Wieczorem zadzwonił Michał.
– Słuchaj, Anka… Może byś załatwiła mamie jakąś opiekunkę? My naprawdę nie damy rady częściej przychodzić.
– Opiekunkę? A kto za to zapłaci? – zapytałam zirytowana.
– No nie wiem… Może sprzedacie mieszkanie?

Zatkało mnie. Sprzedać mieszkanie mamy? Nasz dom rodzinny?
– Ty chyba żartujesz! – krzyknęłam do słuchawki.
– Anka, nie przesadzaj. Ty zawsze wszystko bierzesz na siebie i potem masz pretensje do całego świata!

Rozłączył się pierwszy.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym wszystkim: o dzieciństwie, o niesprawiedliwości, o tym, jak bardzo chciałabym czasem być tą słabą, którą ktoś przytuli i powie: „Nie martw się, ja się tym zajmę”.

Rano mama poprosiła mnie o herbatę.
– Aniu… Nie gniewaj się na Michała. On taki już jest…
– Ale dlaczego ja muszę być inna? Dlaczego ja zawsze muszę być silna?

Mama spojrzała na mnie smutno.
– Bo ty potrafisz… Ale może już nie musisz?

Nie odpowiedziałam. Wyszłam do kuchni i zaczęłam płakać cicho nad kubkiem herbaty.

Kilka dni później przyszła do nas sąsiadka pani Zosia.
– Aniu, wyglądasz jak cień samej siebie… Może ktoś ci pomoże?
– Nie mam nikogo – odpowiedziałam szczerze.

Wieczorem napisałam do Michała długą wiadomość: „Nie dam już rady sama. Albo ustalimy dyżury i dzielimy się opieką nad mamą po równo, albo oddaję sprawę do sądu rodzinnego o podział obowiązków i kosztów”.

Odpisał dopiero po dwóch dniach: „Przesadzasz. Ale pogadamy”.

Od tamtej pory zaczął przychodzić raz w tygodniu na dwie godziny. Niewiele, ale zawsze coś. Ja nauczyłam się prosić o pomoc sąsiadów i kuzynkę z drugiego końca miasta. Mama powoli dochodziła do siebie.

Czasem patrzę na nią i myślę: czy naprawdę warto było przez tyle lat poświęcać wszystko dla jednego dziecka kosztem drugiego? Czy bycie silną to przekleństwo czy dar?

Może wy mi powiecie: czy wy też byliście kiedyś tą osobą „od wszystkiego”? Jak sobie z tym radziliście?