Kiedy własna córka zapomina, kim jesteś: Moja walka o utraconą bliskość

– Mamo, możesz mi przelać jeszcze dwieście złotych? – głos Julii brzmiał przez telefon obojętnie, jakby pytała o pogodę, a nie o kolejną pożyczkę. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na zdjęcie nas dwóch sprzed lat – uśmiechnięte twarze, splecione ręce. Wtedy jeszcze byłam dla niej całym światem. Teraz jestem tylko numerem w kontaktach, do którego dzwoni się w potrzebie.

– Julka, a może… może wpadniesz na obiad? Zrobiłam twoje ulubione pierogi z jagodami – próbowałam nadać głosowi lekkości, ale czułam, jak drży mi broda.

– Mamo, nie mam czasu. Mam kolokwium i muszę jeszcze ogarnąć parę rzeczy. Przelejesz?

Zawiesiłam się na chwilę. W głowie kłębiły się wspomnienia: jak tuliłam ją po nocnych koszmarach, jak razem piekłyśmy ciasto na święta, jak płakała na moim ramieniu po pierwszym zawodzie miłosnym. Gdzie się podziała ta bliskość? Kiedy zamieniłam się w bankomat?

– Przeleję – odpowiedziałam cicho i usłyszałam w słuchawce krótkie „dzięki”, po czym sygnał zakończenia rozmowy. Zostałam sama z ciszą i narastającym żalem.

Mój mąż, Andrzej, od lat powtarzał: „Za bardzo ją rozpieszczasz. Musi nauczyć się samodzielności.” Ale jak miałam nie pomagać własnemu dziecku? Przecież to moja córka! Po rozwodzie to ja byłam jej ostoją. Andrzej odszedł do innej kobiety, a ja zostałam z Julką i jej dziecięcymi łzami. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy jej nie zawiodę.

Tylko że teraz to ja czuję się zawiedziona.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w tykanie zegara. W końcu napisałam do niej wiadomość: „Julka, tęsknię za tobą. Może znajdziesz chwilę na kawę?” Odpowiedź przyszła dopiero rano: „Zobaczę, dam znać.”

W pracy nie potrafiłam się skupić. Koleżanka z biura, Basia, zauważyła mój nastrój.

– Coś się stało?

– Z Julką… – zaczęłam i głos mi się załamał. – Mam wrażenie, że już mnie nie potrzebuje. Tylko wtedy dzwoni, gdy chce pieniędzy.

Basia westchnęła ciężko.

– Moja Ania też taka była przez jakiś czas. Ale wiesz co? Musiałam postawić granice. Inaczej by mnie zjadła.

Zastanawiałam się nad tym cały dzień. Czy powinnam odmówić? A jeśli wtedy całkiem mnie odtrąci? Przecież nie chcę stracić kontaktu z własnym dzieckiem.

Następnego dnia Julia zadzwoniła znowu.

– Mamo, mogłabyś mi kupić nowy telefon? Ten już ledwo działa.

– Julka… – zaczęłam ostrożnie – a może sama spróbujesz trochę odłożyć? Pracujesz przecież dorywczo w kawiarni.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Serio? Myślałam, że możesz mi pomóc. Ale jeśli nie chcesz… – usłyszałam urażony ton.

– Chcę ci pomóc, ale… tęsknię za tobą. Chciałabym spędzić z tobą trochę czasu, porozmawiać jak dawniej.

– Mamo, nie mam teraz głowy do sentymentów. Muszę lecieć na zajęcia.

Rozłączyła się bez pożegnania. Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.

Wieczorem zadzwonił Andrzej.

– Słyszałem od Julki, że byłaś dla niej niemiła. Co się dzieje?

– Niemiła? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Chciałam tylko… żebyśmy były bliżej siebie.

– Daj jej spokój. Dzieci dorastają. Musisz się pogodzić z tym, że już cię nie potrzebuje tak jak kiedyś.

Ale ja nie potrafiłam się pogodzić. Przez kolejne dni próbowałam inicjować kontakt – wysyłałam wiadomości, proponowałam spotkania. Bez skutku. Julia odpowiadała zdawkowo albo wcale.

W końcu przestałam pisać pierwsza. Czekałam. Minął tydzień, potem drugi. W domu panowała cisza tak gęsta, że aż bolało mnie serce.

Pewnego dnia wracając z pracy zobaczyłam ją przypadkiem na ulicy – szła z koleżankami, śmiała się głośno, wyglądała na szczęśliwą. Zatrzymałam się na chwilę i patrzyłam za nią z ukrycia. Była taka dorosła… i tak bardzo daleka ode mnie.

Wieczorem zadzwoniła sama.

– Mamo… przepraszam za ostatnie dni. Dużo się działo na uczelni i… chyba trochę przesadziłam z tymi prośbami o pieniądze.

Zadrżał mi głos.

– Julka, ja tylko chcę być częścią twojego życia. Nie chcę być tylko portfelem.

Po drugiej stronie zapadła długa cisza.

– Wiem… Tylko czasem mam wrażenie, że mnie dusisz tymi wiadomościami i troską. Potrzebuję trochę przestrzeni.

– Rozumiem – odpowiedziałam cicho. – Ale pamiętaj, że zawsze jestem dla ciebie. Nie tylko wtedy, gdy potrzebujesz pieniędzy.

Rozłączyłyśmy się w milczeniu. Z jednej strony poczułam ulgę – pierwszy raz od dawna rozmawiałyśmy szczerze. Z drugiej strony bolało mnie to „potrzebuję przestrzeni”.

Od tamtej pory staram się mniej pisać i mniej dzwonić. Czekam aż sama będzie chciała się odezwać. To trudne – czasem aż świerzbi mnie ręka, żeby napisać „jak minął dzień?”, ale powstrzymuję się.

Czasem myślę: czy to ja popełniłam błąd? Czy za bardzo ją chroniłam? A może to po prostu naturalny etap dorastania? Czy kiedyś jeszcze będziemy tak blisko jak dawniej?

Może wy też macie podobne doświadczenia? Czy można odzyskać utraconą bliskość z własnym dzieckiem? A może trzeba nauczyć się kochać je inaczej?